Oberschlesien: Chcemy pokazać śląską tożsamość w nowym świetle [WIDEO]
Widzimy sens śpiewania w gwarze śląskiej. A jeżeli w coś wierzysz, to nie możesz bać się tego pokazywać i uważać, że może zostać źle przyjęte - mówią muzycy zespołu Oberschlesien. Pochodząca z Piekar Śląskich grupa pod koniec kwietnia wyda swój drugi album.
- Od dziecka czułem potrzebę, że trzeba zrobić coś innego. Żal mi było patrzeć, że ta nasza śląskość jest spychana na bok. Ta tożsamość i tradycje. Przeżywałem dyskryminację, że godom po śląsku. I dlatego zawsze będę pilnować, żeby to było motywem przewodnim naszego zespołu – mówi Marcel Różanka z zespołu Oberschlesien, śląskiej grupy, grającej muzykę industrialną o ciężkim rockowym brzmieniu. Śpiewają po śląsku, a w swych tekstach opowiadają m.in. o „małej ojczyźnie”, miłości do rodziny, szacunku dla ciężkiej pracy. 24 kwietnia ukaże się ich druga płyta zatytułowana „Oberschlesien II”.
Cygaryta za 10 zł
Powstali w 2008 roku w Piekarach Śląskich, gdy Marcel, który gra na perkusji rozpoczął współpracę z wokalistą Michałem Stawińskim. – Tknęło mnie, że to jest ten wokal, który idealnie połączy mój pomysł z brzmieniem, którego szukałem. Zaczęliśmy razem tworzyć zespół, chłopaki podochodzili do nas... Paru się wykruszyło, paru przewinęło się przez zespół... - wspomina Marcel.
Kilka lat zajęły im prace nad debiutanckim materiałem na pierwszą płytę zatytułowaną po prostu „Oberschlesien I”. Przełomem okazał się 2012 rok, kiedy zespół zespół dostał się do finału polsatowskiego programu „Must Be The Music” i zajął drugie miejsce (zwyciężył Tomek „Kowal” Kowalski, który grał Ryśka Riedla w spektaklu „Skazany na bluesa w Teatrze Śląskim).
Z Oberschlesien spotykamy się w miejscu, które dla chłopaków jest „drugim domem”. W sali prób, zwanej przez nich próbownią, która znajduje się w niepozornym budynku przy ulicy Zakładowej w Piekarach Śląskich. – Wcześniej byliśmy w Świerklańcu, ale musieliśmy się przenieść, bo tam sprzedawali obiekt. Ktoś dał nam cynk, że tutaj jest miejsce. Przyjechaliśmy zobaczyć – mówią.
Opowiadają, że na początku były tu tylko sypiące się ściany. Ale członkowie zespołu przy pomocy swoich przyjaciół urządzili wnętrze próbowni. Wytłumili ściany, przywieźli meble.
Uwagę zwracają nie tylko pamiątki i laurki od fanów, ale też zawieszone na jednej ze ścian dwie kartki, na których wypisane są... kary dla muzyków. Dyscyplina w zespole potrafi sporo kosztować.
„Spóźnienie na próba: 25 zł, spóźnienie na zbióra koncertowa: 50 zł, cygaryta w próbowni: 10 zł. Brak umytej szklonki lub syf: 5 zł”.
- Spędzamy tu większość czasu. Pięć dni w tygodniu, po 10 godzin, a czasem nawet 15. Zdarza się też, że tutaj śpimy, bo nie opłaca się już do domu jechać. Zwłaszcza ci, którzy są spoza Piekar – zdradza Michał.
Gorolom jest trudniej
Marcelowi nie tylko muzyka w duszy gra. Wcześniej dał się poznać jako piłkarz. Grał w Olimpii Piekary Śląskie, Ruchu Radzionków, czy Silesii Miechowice. Jak tłumaczy „dorastał w takich czasach, gdy rodzice nie kupowali trzylatkowi perkusji tylko dlatego, że dzieciak chętnie bębni. Łatwiej było więc pograć na placu z kolegami w fusbal”.
To on wymyślił nazwę zespołu. Dlaczego Oberschlesien? - Ogólnie, bo chodzi o Śląsk. I żeby było trudniej do wymówienia. Bo zdarza się, że nawet tutaj bywają z problemy z poprawną wymową – wyjaśnia Marcel.
– Ale i tak gorolom jest najgorzej to wymówić - dodaje Jacek Krok, gitarzysta. Muzycy śmieją się, że najlepiej byłoby zabierać ze sobą tłumacza i sadzać go na scenie podczas występów. – Kiedy na koncertach w innych regionach Polski, m.in. w Warszawie śpiewamy utwór „Richter”, który kończy się słowami „Heimat mój, heimat mój” to ludzie na sali śpiewają razem z nami. A dopiero później tłumaczymy im co to oznacza – śmieje się Michał.
Od początku pojawiały się porównania Oberschlesien do formacji Rammstein, która śpiewając po niemiecku szybko podbiła światowe rynki muzyczne. Łatka, której trudno się pozbyć. - Oczywiście, że gramy ten rodzaj muzyki, którą mocno rozpowszechnił zespół Rammstein. Ale przed nimi były też inne kapele, grające industrialny metal. I bardziej jesteśmy podobni do tych innych kapel niż do Rammstein. On wypłynął z tą muzyką do góry. My oczywiście szanujemy ten zespół. Podobieństwo jest, ale też z drugiej strony jak kapele zaczynają coś działać, to są zawsze podobne do czegoś. W jakąś szufladkę się je wsadza – tłumaczy Michał.
Sam wcześniej słuchał bardzo różnorodnej muzyki. Od heavy metalu, bluesa, po reggae. Byli też klasycy rocka - Stonesi, Beatlesi. - Pierwszy raz usłyszałem AC/DC jak chodziłem do przedszkola, do starszaków. Miałem wtedy pięć lat. Nie rozumiałem ich jeszcze, ale podobało mi się, że darli mordy, nosili długie włosy i wyglądali inaczej niż wszyscy – wspomina wokalista.
Chyba każdy z muzyków zespołu zaliczył etap szkolnego zespołu. – Już w szkole było marzenie o zespole, które teraz się ziściło – potwierdza Adam Jurczyński, gitarzysta. Bywa, że w swoich domach są tylko gośćmi, ale bliscy raczej z wyrozumiałością traktują ich wędrowny tryb życia związany z częstym koncertowaniem.
Nie kryją jednak żalu, że grywając w całej Polsce nie otrzymują zaproszeń ze strony władz swojego miasta. – Wszystkim mówiliśmy, że jesteśmy z Piekar Śląskich, głośno o tym w telewizji trąbiliśmy, a jeszcze nie zagraliśmy na Dniach Piekar. Podczas, gdy takie imprezy graliśmy praktycznie w każdym mieście. Smutne to – mówi Michał.
- W mieście ludzie nas rozpoznają, entuzjastycznie reagują. Widać, że chcieliby nas tu posłuchać na żywo – dodaje. Do tej pory zagrali tylko jeden plenerowy koncert, na słynnym Kopcu Wyzwolenia.
Postanowiliśmy tam pojechać. - Dwa lata temu zagraliśmy na Kopcu Wyzwolenia. To był czerwiec, noc świętojańska. Wszędzie było pełno ludzi. Widzisz te kominy w oddali? To nieco bliżej – żartują panowie. Niektórzy bywali na Kopcu prywatnie. – Ja swego czasu przyjeżdżałem tutaj podumać. Ale zawsze przepędzało mnie zimno i wiatr – mówi Jacek. - Bo tu wieje jak pieron. I często brakuje zasięgu – dorzuca Marcel.
Tradycja z nowoczesnością
Swoją twórczością Oberschlesien chce pokazać śląską tożsamość w nowym świetle. Zmienić stereotyp śląskości karykaturalnej i często trywialnej. Połączyć tradycję z nowoczesnością. Nasza wycieczka obiera kolejny kierunek: tym razem na Zabrze i zabytkowy Szyb Maciej, czyli zespół obiektów dawnej Kopalni Węgla Kamiennego „Concordia”.
Wewnątrz Szybu można m.in. oglądać oryginalne maszyny, które kiedyś pracowały na potrzeby kopalni. Sam Szyb ma 25 metrów wysokości. Do pokonania mamy 122 schody. Ale na wiele spraw można spojrzeć z szerszej perspektywy.
Panowie podkreślają, że chcą również zmieniać stereotypowy wizerunek Ślązaka. Ich zdaniem współczesny Ślązak to nie jest prosty umorusany robotnik, a człowiek nowoczesny, dumny ze swoich korzeni, o których nie wstydzi się głośno mówić.
Muzycy Oberschlesien chcą pokazać wszystkim, że można pisać, śpiewać i myśleć po śląsku. – Chcemy zrobić coś normalnego dla Ślązaka i coś ciekawego, innego dla ludzi, którzy ze Śląskiem nie mają, a być może chcieliby mieć coś wspólnego. Dla nich mamy krótkie, życiowe opowieści z głębokim przekazem, twardym akcentem oraz potężnym brzmieniem - twierdzą zgodnie.
– U mnie w domu nigdy się nie godało po śląsku, tylko mówiło po polsku. Mama zawsze jednak pilnowała, żebyśmy potrafili mówić po polsku i godać po naszymu. Podwórko też wychowało i uczyło godki - wspomina Michał.
Przyznaje, że zawsze miał marzenie, by dożyć takiego dnia kiedy Ślązak z Polakiem nie będzie skakał sobie do oczu. – Śląskość i polskość to były dla mnie dwa różne światy. Całkiem inna kultura, inne przyzwyczajenia. Inna godka. Chciałem takiego momentu, by to się razem połączyło. A już nie mówię o tym, że marzyłem, by sam stać się prekursorem czegoś takiego. Nagle pojawił się Oberschlesien. I wszystkie marzenia się spełniły, by śpiewać o rzeczach śląskich, ze zrozumieniem dla Polaka i odwrotnie - opowiada.
Zdradza, że Oberschlesien dał mu trzy bardzo ważne rzeczy. – Możliwość występowania przed ludźmi, rock’n’roll mój ukochany i dał mi trzecią rzecz: misję, żeby w końcu zaprzestać tych dziwnych wojenek śląsko-polskich. W końcu mieszkamy w jednym kraju. Stąd moje teksty o Śląsku, by pokazać jaki Śląsk jest fajny. Jak jest tu fajnie, ale i ciężko żyć. Mamy to samo co w innych regionach Polski, ale dodatkowo mamy ten przemysł i ciężką robotę. Chodzi mi o to, by ludzie nie wstydzili się godać po naszymu. Wszystkim nam chodzi o to, by ten kto zapomniał śląskiego – przypomniał go sobie. By każdy zrozumiał, że to jest nasza ojczysta gadka. Czy nas ktoś rozumie czy nie – posługujmy się tym językiem. Nie zapominajmy o tym, że on istnieje - podkreśla z dumą wokalista. - Od dziecka mam swoje powiedzenie, którego się trzymam: „Śląsko godka to muzyka” - dodaje Michał.
Spodek, Śląski i... Koloseum
Kilka dni później spotykamy się ponownie. Tym razem w Katowicach. W symbolicznym miejscu: strefie kultury, która jest największą w regionie rewitalizacją pokopalnianych terenów. Z bliska możemy podziwiać zielony dach Międzynarodowego Centrum Kongresowego, z jednej strony mając nowe Muzeum Śląskie, a z drugiej stary dobry Spodek.
Marcel zawsze miał marzenie, aby zagrać na Stadionie Śląskim, Jako piłkarz. – I zagrałem. A moje drugie marzenie jest takie, żeby zagrać z zespołem na tym stadionie. Może go w końcu wyremontują do końca i oddadzą do użytku - uśmiecha się perkusista. Michał też postawił sobie cele. – U mnie podnoszenie poprzeczki wyglądało tak: zagrać w Spodku, potem na Stadionie Śląskim, a na końcu w Koloseum. Zobaczymy czy się uda. Ja myślę, że tak - podkreślił z uśmiechem.
Przed nimi premiera najnowszego albumu, który nie jest rewolucją, a ewolucją zespołu. - Na pierwszej płycie staraliśmy się bardzo mocno odnieść do wszystkich ważnych ideałów, naszej tożsamości. Na drugiej staramy się już pokazywać dzisiejszy czas i dzisiejsze życie na Śląsku – mówi Adam.