Obiad u polityków - dla nas rachunek do zapłacenia
Obecnie wysokość emerytury zależy od sumy składek wpłaconych do ZUS. Wystarczy kilka miesięcy pracy, by uzyskać do niej prawo i do opieki zdrowotnej. Ale to się zmieni, dzięki przywróceniu poprzedniego wieku emerytalnego.
Najpierw będzie wstrząs, potem trzęsienie, po czym zaleje nas finansowe tsunami. Systemu ubezpieczeń zatrzęsie się 1 października br., kiedy prawo do emerytury uzyska dodatkowo 700 tysięcy osób. Na wypłatę świadczeń dla nich trzeba dodatkowo pożyczyć 10 mld zł. A już teraz co roku brakuje 46 mld.
Za trzy lata zabraknie 61 mld., a w 2030 r. dziura finansowa w emeryturach powiększy się do 100 mld. To skutek tego, że zmniejsza się liczba pracujących i płacących składki do ZUS, a rośnie grupa emerytów. Obniżenie wieku emerytalnego to także mniejsze wpływy do budżetu z podatków PIT i VAT, bo emeryci mniej kupują.
Chodzi o to, by państwo wypłacało wszystkim emerytom minimalne świadczenia w wysokości np. tysiąca złotych.
Rząd zdaje sobie sprawę, że zbliża się kryzys, któremu trzeba zaradzić teraz. Zmiany w systemie emerytalnym mają nastąpić w 2018 roku. Na razie są propozycje. Jedna zakłada, że prawo do emerytury przysługiwałoby tym, którzy przepracują co najmniej 15 lat i przez ten czas będą płacić składki.
Czy pracujący krócej dostaną ich zwrot nie wiadomo, bo pieniądze w ZUS nie należą do nas, ale do skarbu państwa. Mają też powstać Pracownicze Plany Kapitałowe, na które pracownik przekazywałby część swoich zarobków. Chodzi o to, by państwo wypłacało wszystkim emerytom minimalne świadczenia w wysokości np. tysiąca złotych.
Za dużo, by umrzeć, za mało, by przeżyć. Ale na tyle będzie nas stać. Nastąpić to może za 15-20 lat. O większe kwoty będziemy musieli zadbać sami płacąc składki na Pracownicze Plany Kapitałowe lub im podobne.
Aby odsunąć w czasie kataklizm, jaki wywoła przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego, politycy PiS chcą namówić nas, byśmy pracowali dłużej. Oferują za dwa lata pracy po osiągnięciu wielu emerytalnego 10 tys zł, czyli 416 zł miesięcznie. Skusi się na to niewielu.
Choćby dlatego, że jak wynika z wyliczeń przyszłych świadczeń, dwa lata pracy zwiększy emeryturę zaledwie o 150-200 zł. Nie pomoże straszenie zakazem pracy dla emerytów. Im bardziej politycy będą nas namawiali do dłuższej zatrudnienia, tym liczniej będziemy korzystać z możliwości wcześniejszego przejścia na emeryturę. Nie wierzymy im, bo solidnie na to zapracowali.
Polacy wiedzą, że ci którzy wcześniej zakończyli pracę, dostają wyższe świadczenia, gdyż zmieniły się zasady ich wyliczeń. Obawiając się kolejnej reformy, będą wybierali emeryturę. Wierzą, że tej nikt nie ma prawa im zmniejszyć. Nie wiedzą, że rządzący w przypadku trudności finansowych państwa mają obowiązek zmniejszyć wydatki, czyli także świadczenia emerytalne.
Słuchając obietnic polityków warto pamiętać, że zaproszeni przez nich na obiad, będziemy musieli za niego zapłacić.