Obiecują leczyć nawet nieistniejące choroby, a my łykamy te gwarancje

Czytaj dalej
Fot. Marcin Makówka
Iwona Krzywda

Obiecują leczyć nawet nieistniejące choroby, a my łykamy te gwarancje

Iwona Krzywda

Niekontrolowane przyjmowanie suplementów diety urosło do rangi głównej bolączki naszego zdrowia publicznego - nie ma wątpliwości dr n. med. Jarosław Woroń, specjalista farmakologii klinicznej. Nie każda tabletka nas truje. Niektóre mogą jednak okazać się drogą na szpitalny oddział

- Ma Pan Doktor w swojej apteczce jakiekolwiek suplementy diety?

- Jeden, witaminę D3. Uznałem, że akurat jej niedobory mogę uzupełnić za pomocą dawki zawartej w suplemencie, a niekoniecznie leku i wybrałem produkt, którego jakość jest dla mnie przekonującą.

- Sprawdził Pan Doktor jego jakość, zanim po niego sięgnął?

- Oczywiście, że tak. Zawsze kupuję tylko suplementy diety produkowane przez firmy o zasięgu ogólnoeuropejskim, które oferują produkty najwyższej jakości i dzięki temu nie mam wątpliwości, co dokładnie łykam.

- To łatwo dostępna wiedza?

- Pod warunkiem, że ktoś dobrze porusza się w internecie. Jeżeli mówimy o staruszce szczególnie narażonej na różnego rodzaju powikłania ze względu na interakcje z innymi przyjmowanymi środkami, dla której internet nie jest tak powszechnym medium, nie jest to już takie łatwe.

- Statystyczny Polak w ciągu roku wydaje co najmniej 100 zł na sześć opakowań suplementów diety. Tak bardzo kochamy leczyć się sami?

- Przede wszystkim trzeba wyraźnie zaznaczyć, że suplementy nie służą do leczenia i ich utożsamianie z lekami jest podstawowym błędem, który popełniamy. Powinniśmy o nich myśleć wyłącznie w kategoriach żywności, takiej samej jak jabłka, ziemniaki czy kiełbasa. Jeżeli pacjent ma zapisany lek np. na żylaki, absolutnie nie powinien godzić się na to, żeby zastąpić go suplementem. Tam, gdzie zaczyna się choroba, kończy się rola suplementu. Choremu cierpiącemu na anemię nie pomoże stosowanie suplementów zawierających żelazo, a jeśli takiego wyboru dokonuje lekarz, jest to niezgodne z obowiązującym w Polsce prawem. Wiedzę o tym, dlaczego i jak działają leki, daje nam m.in. śledzenie ich losów w ustroju człowieka, w przypadku większości suplementów diety takich informacji nie mamy.

- Skoro suplementy nie leczą, dlaczego po nie sięgamy?

- Dlatego, że w ich reklamach można obiecać właściwie wszystko i to z natychmiastowym efektem. Konar nie płonie? Mamy dla ciebie podpałkę. Na rynku są dostępne suplementy „leczące” choroby, które nawet nie istnieją! Nie ma w farmakologii takiego pojęcia jak „bioretencja”, często używanego w kontekście suplementów. Bioretencja jest pojęciem - o ile się nie mylę - geologicznym. Nawet jeśli przyjąć, że chodzi o sposób wchłaniania jonów zawartych w suplementach, a nie o ich biodostępność (procent dawki substancji, jaka dostaje się do krwiobiegu - przyp. red.), jest to proces absolutnie niezależny od tego pod jaką postacią przyjmujemy suplement - wbrew temu, co można usłyszeć w reklamie. Jeśli w reklamie widzimy starszą panią, która po przyjęciu wyciągu z miłorzębu japońskiego nie potrzebuje już więcej listy zakupów i z powodzeniem gra w szachy, osoba przekonana, że jej pamięć zawodzi, łatwo uwierzy w jego magiczne działanie. Tylko ta reklama nie informuje już, że wyciąg z miłorzębu japońskiego przyjmowany równocześnie z niektórymi lekami przeciwbólowymi czy przeciwzakrzepowymi zwiększa ryzyko krwawień do ośrodkowego układu nerwowego, przewodu pokarmowego, narządu wzroku, a masywne krwawienia mogą skończyć się śmiercią. Nikt nie mówi, że suplementy zawierające chondroitynę i glukozaminę polecane w chorobach zwyrodnieniowych mogą wywoływać bole stawów, głowy i biegunki, powodując, że pacjent wymaga pomocy na szpitalnym oddziale ratunkowym. Przykłady można mnożyć. Pokutuje też przekonanie, że skoro suplement zawiera jedynie wyciągi ziołowe, to z całą pewnością jest bezpieczny.

- Nie jest?

- Zioła mogą powodować równie niebezpieczne powikłania. Wyciąg z różeńca górskiego wchodzi w interakcję z 50 lekami, a jest często spotykany w różnych suplementach. Wyciąg z ostropestu plamistego czy wspomnianego już miłorzębu japońskiego zażywany z pewnymi lekami, również może wywoływać niepożądane reakcje.

- Wszystkie suplementy diety nas trują?

- Absolutnie nie. Jak sama nazwa wskazuje, suplementy są po to, żeby suplementować, czyli uzupełniać te elementy, których nie zawiera nasza dieta. Przy ich stosowaniu trzeba jednak pamiętać o kilku podstawowych rzeczach. Po pierwsze, używamy ich tylko wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebujemy, po drugie, jeśli chcemy już coś połykać, najpierw radzimy się lekarza czy farmaceuty. Powinni na to zwrócić uwagę szczególnie chorzy leczeni przewlekle. Nie można jednak mówić, że wszystkie suplementy diety są złe.

- Spośród 45 zbadanych przy okazji ostatniej kontroli NIK, aż 38 zawierających szkodliwe substancje dla naszego zdrowia było dostępnych na rynku.

- Myślę, że skala problemu nie jest aż tak duża. Przytoczę powiedzenie hebrajskie: tylko Pan Bóg i rzeźnik wiedzą, co tak naprawdę jest w kiełbasie. Z suplementami często jest podobnie. W Polsce można kupić przez internet np. środki zawierające wyciągi z pieprzu metystynowego, który silnie uszkadza wątrobę, a w tych na odchudzanie znaleźć substancje podobne do amfetaminy. Dużo istotniejszym problemem niż sama jakość suplementów, jest jednak narastające zjawisko suplementomanii, które urosło do rangi głównej bolączki naszego zdrowia publicznego.

- Dlaczego kontrola rynku suplementów kuleje?

- Ich rynek jest kontrolowany, ale to trochę tak, jakby ślepemu zlecić nadzór nad kolorami. Jedyne, co można zrobić w tym zakresie, to wybrać suplement, pobrać jego próbkę i oznaczyć. Powtarzam jednak, że dużo bardziej niebezpieczne są interakcje, pozostające w zasadzie poza jakąkolwiek kontrolą. Kiedy do lekarza rodzinnego zgłosi się trzech chorych, którzy po wymieszaniu miłorzębu z lekami mają powikłania, to on to najprawdopodobniej skojarzy i zapamięta. Ale taka wiedza pozostanie jedynie dla niego, bo nie ma gdzie zgłosić powikłań. A coraz więcej jest pacjentów, którzy suplementy stosują absolutnie na wszystko. Na zatoki, na odchudzanie, na potencję. Zamiast zjeść rybę, która też przecież zawiera kwasy omega-3, wolą cudowną tabletkę.

- Wielu z nich mami reklama, może należałoby więc zakazać reklamowania tego rodzaju środków?

- Pacjent ma swój rozum i nie powinien tak łatwo dawać się wpuścić w maliny. Jeśli panią w reklamie bolą stawy, a po połknięciu suplementu od ręki przestaje mieć problem z wchodzeniem po schodach, wiadomo, że to czcza obietnica. Gdyby było inaczej, mielibyśmy dziś całe grono ortopedów, którzy pod kościołami grają na harmonii, by zarobić na chleb. Suplementy to taka sama żywność jak czekolada czy szynka, a zakazu ich reklam nikt się przecież nie domaga. Producenci czekolady nie próbują nam wmówić, że jej spożycie wyleczy chorobę zwyrodnieniową, bo i tak nikt by w to nie uwierzył. Problem w tym, że w przypadku suplementów łykamy podobnie nierealne gwarancje.

- Świadomość konsumentów nie rośnie?

- Akurat w przypadku pewnego rodzaju zachowań „prozdrowotnych” tracimy zdrowy rozsądek. Proszę zwrócić uwagę, jak niechętnie polscy pacjenci czytają ulotki dołączone do opakowań suplementów czy leków. Kiedy ktoś kupi nowy telewizor albo mikser, najpierw wnikliwie studiuje instrukcję, bo nie chce niczego zepsuć, a w tym jednym przypadku wszyscy czujemy się ekspertami. Żaden konsument nie da sobie już wmówić, że prawdziwą szynkę wiejską można kupić za 9,99 zł, bo w takiej cenie oferowane są jedynie szynki z nastrzykiem. Na suplementy nie ma to jednak swojego przełożenia, nie wiem, dlaczego tak się dzieje.

- Od suplementów można się uzależnić?

- Tak, nie mówimy jednak o uzależnieniu od substancji, ale od nawyku ich przyjmowania. Wmawiamy sobie, że jeśli nie będziemy codziennie przyjmować preparatu witaminowego, nie sprostamy codziennym obowiązkom. W efekcie ich brak może doprowadzić do pewnego rodzaju dysforii, czyli gorszego nastroju. Starsze kobiety przekonują często, że jeśli nie pójdą rano do kościoła, „źle się czują”. Od mszy świętej nie można się uzależnić, ale od zwyczaju uczestnictwa w niej już tak. Z suplementami jest podobnie.

Lista 38. suplementów, zawierających substancje szkodliwe:

1. Orange Triad

2. Orange Triad + Green

3. Complete sleep

4. 5-HTP - kapsułki

5. Arnold Iron Dream

6. Creation

7. Candida Clear

8. Black Walnut Hulls

9. Holistic UltraBalans

10. Animal Pump

11. Kapsułki Flatol

12. Sinulan Junior Gardło

13. CROSTREC PRE -W-BOX

14. AMIXTM MyoCell® 5 Phase

15. Diaval Caps

16. Potassium nitrate

17. Tropinol XP

18. Compete! (smak: tangy tangerine, fruit punch slam, lemon drop)

19. Amino pump

20. Mex M-Test pro

21. Xtreme Detonator

22. Pre Shock

23. Beta stim

24. Platinum Multivitamin

25. Cyclin GF

26. NO-Bomb

27. IHS TECHNOLOGY BS BURN SHAPE 2.0 FAT BURNER

28. Plusssz Care Dzień Bez nerwów - do połykania

29. Plusssz Care Dzień Bez nerwów - tabletka musująca

30. Wobenzyn N

31. Multi-Enzyme Formula

32. Mango Peach Powder

33. B52+

34. Animal cuts - szaszetki

35. Animal m-Stak

36. Animal Pack

37. Black Bombs

38. Duo Lactil

Iwona Krzywda

Do redakcji Dziennika Polskiego dołączyłam w sierpniu 2015 r. Zajmuję się głównie ogólnopolskimi i lokalnymi tematami związanymi z systemem ochrony zdrowia oraz szkolnictwem wyższym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.