Theresa May powołała głównych ministrów nowego rządu. Świat ze zdumieniem przyjął Borisa Johnsona jako szefa brytyjskiej dyplomacji.
To już oficjalne. Były burmistrz Londynu Boris Johnson będzie reprezentantem Wielkiej Brytanii na scenie międzynarodowej i jednym z gwarantów dokończenia procesu Brexitu. Właśnie został ministrem spraw zagranicznych w rządzie nowej premier Theresy May.
Zdaniem wielu komentatorów jego rola zostanie jednak pomniejszona. Część związanych z tym stanowiskiem obowiązków przejmą bowiem nowy sekretarz stanu ds. Brexitu David Davis oraz minister handlu Liam Fox. Wszystko, jak się podejrzewa, dlatego że Johnson mógłby być źle przyjmowany na europejskich salonach.
Zdążył on bowiem swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami zniechęcić do siebie wielu polityków, a Londynowi bardzo zależy na wywalczeniu jak najlepszych warunków przy rozwodzie z Unią Europejską.
Nowy szef brytyjskiej dyplomacji dał się poznać światu podczas londyńskiej olimpiady w 2012 r. Johnson był wtedy burmistrzem. Przyjmował największych polityków z całego świata, brylował.
Potem odbywał wiele zagranicznych podróży, podczas których nieraz palnął gafę. Najbardziej zapisał się jako ten, który powiedział o obecnej kandydatce Demokratów w amerykańskich wyborach prezydenckich, że jest ona „sadystyczną pielęgniarką w szpitalu psychiatrycznym”. Potem co prawda ją za to przeprosił, ale niesmak pozostał. Podobnych wypowiedzi z jego ust padło zresztą wiele.
Boris Johnson podczas przedreferendalnej kampanii wykonał woltę, oznajmiając nagle, że jest gorącym zwolennikiem Brexitu. Nie poinformował o tym nawet swojego kolegi, byłego już premiera Davida Camerona.
Wydawało się, że po tym ruchu jest skończony, jednak Theresa May postawiła na niego jako na zdeklarowanego zwolennika wyjścia Wielkiej Brytanii z unijnych struktur.
Zadowolenie z wyboru Johnsona wyrażają brytyjskie tabloidy - polityk jest tak barwny i kontrowersyjny, że nie da powodów do nudy i będzie się o nim na pewno dużo pisać.
Autor: Sylwia Arlak