Obrońca dzieci z Gniezna znęcał się nad upośledzoną pasierbicą? To z jego telefonu dostała smsy: "Zniszczę cię. Będę dręczyć aż do śmierci"
- I kto ci teraz uwierzy, szmato. Zniszczę cię, że masakra. Bachora ci zabiorę i cię praw pozbawię. Tak nagadam, że się zesrasz z bólu. Masz całkowite ubezwłasnowolnienie i będę cię dręczyć aż do śmierci – takie smsy, z telefonu ojczyma, otrzymywała ciężarna, upośledzona mieszkanka Gniezna. Ojczym wystąpił później na wspólnej konferencji prasowej ze starostą gnieźnieńskim Piotrem Gruszczyńskim. Jako dobroczyńca dzieci z Gniezna, obrońca tamtejszej świetlicy środowiskowej prowadzonej przez powiat. Jego zachowaniami wobec pasierbicy zajęła się gnieźnieńska prokuratura, ale nie jest pewna, czy pisanie do kogoś, że się go zniszczy i będzie dręczyć aż do śmierci, można uznać za groźby karalne.
Gniezno, listopad ubiegłego roku. Starosta gnieźnieński Piotr Gruszczyński występuje na konferencji prasowej i obiecuje pomoc świetlicy środowiskowej „Dzieci z chmur”.
Obok niego, przed dziennikarzami, siedzi Kuba M. Kreowany jest na zatroskanego szefa rady rodziców posyłających dzieci do świetlicy prowadzonej przez powiat. 35-letni Kuba wygląda poważnie. W okularach, w marynarce, w szarym golfie. Dziękuje panu staroście, że dał „otwarte okno” dla dzieci. Konferencję relacjonują media, materiał można obejrzeć w telewizji.
- Gdy zobaczyłam tego Kubę w telewizji, że siedzi obok starosty i niby ratuje świetlicę dla dzieci, zamarłam. Poznałam go osobiście. Poza kamerami zachowuje się skandalicznie. Są podejrzenia, że stosował przemoc seksualną wobec swojej upośledzonej pasierbicy
- tak kilka tygodni temu usłyszałem od pewnej osoby. Chce pozostać anonimowa, bo Kuba, jak dodaje, to dziwny, nieobliczalny człowiek.
Janusz zostaje Kubą. Dorota staje się Doris, a Iza to Bella. Rodzina przyjmuje też nowe nazwisko
W Gnieźnie można usłyszeć, że jeśli w jakiejś rodzinie pojawiają się Brajanki, Jessiki lub inne bajkowo-filmowe imiona, często oznacza to kłopoty w takim domu.
W pewnym domu w Gnieźnie, w centrum miasta, zamieszkała rodzina z nową tożsamością. I z dziwnymi imionami. Głową rodziny został Kuba M., rzekomy dobroczyńca gnieźnieńskich dzieci. Mieszka w Gnieźnie od stosunkowo niedługiego czasu. Wcześniej miał na imię Janusz. Z poprzedniego życia i dawnego związku ma syna.
WIĘCEJ: Rodzeństwo spod Poznania chce ubezwłasnowolnić własną matkę. W tle ostry spór o podział majątku
Kilka lat temu poznał Dorotę z Opolskiego, wówczas matkę trojga dzieci, z których dwoje starszych jest upośledzonych. Po ślubie z Dorotą, został ojczymem dla jej dzieci. Z czasem został także biologicznym ojcem dla dwojga kolejnych dzieci, które urodziła mu Dorota. Zamieszkali w Gnieźnie. On, ona i pięcioro pociech.
O Dorocie słyszę, że także ma kłopoty psychiczne. W 2008 roku, gdy jeszcze była w poprzednim związku, jej i ówczesnemu mężowi ograniczono prawa rodzicielskie. Rodzina dostała kuratora.
Dziś wiele osób zachodzi w głowę dlaczego Janusz związał się z Dorotą. Miłość, pożądanie, a może pieniądze płynące od państwa na chore dzieci?
Pewne jest to, że „młoda para” Janusz i Dorota pozmieniali sobie imiona i nazwiska. Cała rodzina przyjęła jedno nazwisko - takie, jakie jeszcze za panny nosiła Dorota. Niektórzy zmienili też imiona. Janusz stał się Kubą. Dorota stała się Doris. Jej najstarsza córka wcześniej była Izabelą. Teraz jest Bellą.
I to od Belli można zacząć opowieść, która zaczęła się co najmniej kilka miesięcy przed konferencją prasową Kuby ze starostą gnieźnieńskim.
Szpitalowi przy Polnej w Poznaniu zapala się lampka ostrzegawcza. "Upośledzona pasierbica w niewoli psychicznej"
Luty 2019 roku. Bella, dawniej Izabela, jest w zaawansowanej ciąży. Trafia na badania do poznańskiego szpitala przy ul. Polnej.
25-latka jest upośledzona w stopniu lekkim i częściowo ubezwłasnowolniona. Oznacza to, że w niektórych sprawach może o sobie decydować, w innych pieczę sprawuje nad nią kurator wyznaczony przez sąd. Jak można się domyśleć, tym kuratorem został jej ojczym.
- Gdy oboje przyjechali do naszego szpitala, szybko zapaliła się nam lampka ostrzegawcza. Już wtedy, w lutym, podczas pierwszej wizyty w szpitalu ojczym nie odstępował jej na krok. Nie pozwalał na rozmowy z personelem, z psychologiem, przerywał badania. A ona zachowywała się jakby była w niewoli psychicznej. Chciał być nawet przy badaniu ginekologicznym. Od lekarza ginekologa domagał się wydania zaświadczenia, że ona jest psychicznie chora, bo jest mu to potrzebne do jej całkowitego ubezwłasnowolnienia. Lekarze i personel byli zszokowani jego zachowaniem
- opowiadają pracownicy szpitala przy Polnej.
WIĘCEJ: Zborowo pod Poznaniem: ojciec wraz z kolegami miał gwałcić własnego syna. Sprawę najpierw umarzano
Poznańska lecznica skonsultowała się wówczas z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Gnieźnie, by sprawdzić, kim jest Kuba M.? Czy nadaje się na odpowiedzialną funkcję kuratora chorej psychicznie pasierbicy?
Szpital zwrócił uwagę, że Kuba jest zaborczy, nie pozwala na badanie ciężarnej pasierbicy, chce ją całkowicie ubezwłasnowolnić, na niewygodne pytania personelu nie odpowiada.
Z odpowiedzi MOPS-u jasno wynikało, że opieka społeczna już wcześniej miała Kubę i jego rodzinę „na oku”. Kilka lat temu MOPS wnioskował nawet do prokuratury o przebadanie go przez psychiatrę. Z jakiego powodu? Tego nikt nie chce jasno powiedzieć, bo przecież jest RODO, bo przecież ochrona danych, a poza tym, jak słyszę, „ten Kuba jest upierdliwy, wyczulony na swoim punkcie, potrafi zasypać pismami ze swoimi pretensjami”.
- W każdym razie został przebadany i wyszło, że jest całkiem zdrowy. Opinia mówiła, że ma zaburzenia adaptacyjne, ale kto ich nie ma w dzisiejszych czasach? - słyszę od jednej z osób, która poznała treść opinii na temat Kuby.
Bella odbiera wulgarne smsy z telefonu ojczyma. „I kto ci teraz uwierzy szmato”
29 maja ubiegłego roku, w poznańskim szpitalu przy ul. Polnej, upośledzona Bella urodziła synka. Kto jest ojcem? Tego nie wiadomo.
Dziecko urodziło się z wadami genetycznymi, ciężko chore. Bella, w chwili porodu, była już ubezwłasnowolniona całkowicie. Jej ojczym dopiął swego. To on wnioskował do sądu o całkowite ubezwłasnowolnienie Belli. Tłumaczył, że go nie słucha, ucieka z domu, zaciąga długi, jest wobec niego agresywna. Stwierdził też, że jak już urodzi dziecko, on je adoptuje. Natomiast pasierbicę chciałby oddać do Domu Pomocy Społecznej.
- Ten Kuba utrzymuje się z rent socjalnych i pieniędzy od państwa, które płyną na chore dzieci w tej rodzinie. Gdyby przygarnął chore dziecko pasierbicy, byłby kolejny zastrzyk pieniędzy. Moim zdaniem o pieniądze tutaj chodzi
- komentuje osoba znająca Kubę.
WIĘCEJ: Gniezno: opiekunka z MOPS-u znęcała się nad schorowaną podopieczną. Tłumaczy, że nie była sobą
Decyzję o całkowitym ubezwłasnowolnieniu Belli, kilka tygodni przed porodem, wydał poznański Sąd Okręgowy. Decydująca była opinia biegłych: psychologa i psychiatry. Wskazali, że Bella jest upośledzona w stopniu lekkim, ale ma różne zaburzenia i pseudologiczne fantazje, groziła samobójstwem, jest agresywna. Słowem, kwalifikuje się do całkowitego ubezwłasnowolnienia.
- Nasze obserwacje w szpitalu były zupełnie inne niż wynikało to z decyzji o jej całkowitym ubezwłasnowolnieniu. Pod nieobecność ojczyma, w szpitalu zachowywała się swobodnie, świadomie, zajmowała się swoim dzieckiem. Jednak, gdy tylko na horyzoncie pojawiał się ojczym, zmieniała się nie do poznania. Panicznie się go bała. No i w końcu pokazała nam smsy, które dostała z jego telefonu po tym, gdy w szpitalu odmówiła kontaktów z nim - opisuje pracownik poznańskiego szpitala przy ul. Polnej.
Smsy z ubiegłego roku, od osoby wpisane w jej telefon jako „Ojczym moj” były następujące. Cytujemy je z błędami, tak jak zostały napisane i z niewielkimi skrótami.
- Hahaha i co i kto ci teraz uwierzy szmato oklamie ze to ty mi grozilas zmienilem nimer i nikt ci nie uwierzy zniszcze cie ze masakra i ci bachora zabiore bedę nie dreczyl az sobie krzywdy nie zrobisz szmato dziecka będzie dla mnie jako rodzina zamprzepsza i dziecko nie dostaniesz haha jestes chorra i ci nie uwierza i znuw na gadam spierd... szmato będę w poniedzialek i cie podzbawie praw nara
- to treść pierwszego smsa.
Drugi sms wyglądał podobnie: - o ty szmato życie ci zrujneje i dziecka nigdy nie zobaczysz hahha to jest mój syn już jutro tak nagadam ze się zesrasz z bulu i tak nikt ci nie uwierzy tylko mi masz calkowite ubezwlasnowolnienie i tak nie wygrasz będę cie dreczyc az do smierci.
„Zniszczę cię, będę dręczyć aż do śmierci”. Prokuratura nie wie, czy to groźby karalne nadające się na postawienie zarzutów
Po odczytaniu smsów szpital znowu wysłał pismo, tym razem do sądu w Gnieźnie. Ten sąd wcześniej ustanowił Kubę M. kuratorem dla upośledzonej Belli.
Szpital wskazał, że Bella dostaje groźby i wulgarne smsy od ojczyma. I się go boi, jest wystraszona w jego obecności, za nic w świecie nie chce wracać do domu w Gnieźnie.
W efekcie sąd w Gnieźnie skierował zawiadomienie do prokuratury w sprawie zachowań Kuby M. Ale mimo wniosku szpitala złożonego w czerwcu 2019 roku, sąd do tej pory nie pozbawił go funkcji kuratora i nie wskazał opiekuna prawnego dla chorej 25-latki. Co na to sąd w Gnieźnie?
- Zareagowaliśmy od razu. Nie tylko zawiadomiliśmy prokuraturę, ale zabezpieczyliśmy dobro tej pani i jej dziecka, odcięliśmy od ojczyma. Ona została skierowana do Domu Opieki Społecznej poza Gnieznem, jej chore dziecko pod opiekę sióstr zakonnych - mówi sędzia Ewa Pieprzyk, prezes Sądu Rejonowego w Gnieźnie. - Przyznaję, że sprawa o wyznaczenie dla niej opiekuna prawnego faktycznie stanęła w miejscu. Mamy kłopoty kadrowe, mnóstwo spraw do prowadzenia, a pierwsze wolne terminy posiedzeń dopiero na maj.
Śledztwo w sprawie zachowań Kuby wszczęła Prokuratura Rejonowa w Gnieźnie, z artykułów kodeksu karnego mówiących o seksualnym wykorzystaniu osoby nieporadnej. Z smsów niektórzy wyciągali wniosek, że ojczym Belli może być ojcem jej dziecka.
WIĘCEJ: Poznański seksuolog skazany za molestowanie pacjentek wychodzi z więzienia. Odsiedział całą karę
Prokurator Radosław Krawczyk, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Gnieźnie: - Pani Bella została już przesłuchana i nie wskazywała ojczyma jako ojca swojego dziecka. Biegły psycholog uznał jej zeznania za wiarygodne. Dlatego odstąpiliśmy od pobierania próbek od jej ojczyma w celu przeprowadzenia badań na ojcostwo. Nie wiadomo, kto jest ojcem dziecka. Badany jest jeszcze wątek gróźb, które miały paść w przesłanych jej smsach. Nie wiadomo, czy ojczymowi postawimy zarzuty. To, że ktoś pisze do kogoś, że go zniszczy, niekoniecznie można zinterpretować jako przestępstwo. Warunkiem odpowiedzialności karnej za przestępstwo groźby, jest grożenie innej osobie popełnieniem konkretnego przestępstwa, np. zabójstwa czy pobicia. Musimy rozważyć czy te smsy wyczerpują znamiona przestępstwa gróźb. Sprawa wciąż jest analizowana.
Bella opowiada o molestowaniu. I znów chce być dawną Izą
Bella, podczas pobytu w poznańskim szpitalu, bardzo prosiła o niewypuszczanie jej do domu. Szpital pomógł, znalazł jej miejsce w Domu Pomocy Społecznej w południowej Wielkopolsce. Z kolei jej chory syn trafił pod opiekę sióstr serafitek z Poznania. Bella co pewien czas odwiedza synka, była na jego chrzcinach oraz niedawno na świętach.
25-latkę odwiedzam w Domu Opieki Społecznej. W placówce przebywają osoby o różnym stopniu niepełnosprawności. Niektóre na lata przykute do łóżek. Inne, jak Bella, mają lekkie upośledzenie. W DPS-ie nazywają ją Izą. Ona też chce, by zwracać się do niej starym imieniem. W spotkaniu z nią uczestniczą pracownicy domu opieki. Iza tak zaczyna rozmowę z nami:
- Powiem coś, ale nie będziecie się śmiać? - upewnia się.
- Mój ojczym mnie molestował. Moja mama to widziała i kazała być cicho. On mnie bił oraz moje rodzeństwo. Kiedyś stanęłam w obronie brata, który ma autyzm i uderzyłam ojczyma. On mi zrobił sprawę o pobicie (prokuratura oskarżyła Izę, sąd uznał jej winę, ale odstąpił od nałożenia kary - dop. red.). Gdy ja mówiłam, że się nade mną znęca, policja w Gnieźnie mi nie wierzyła. A gdy zrobił mi sprawę o ubezwłasnowolnienie całkowite, był ze mną na badaniach. Ja tylko płakałam i odpowiadałam „tak” lub „nie” na stawiane pytania.
Była wcześniej zgwałcona przez innego partnera matki? Prokuratura w Nysie uznała, że upośledzona nie była całkowicie nieświadoma
Iza zaprzecza, by ojczym był ojcem jej synka. Ponoć ojcem dziecka jest któryś z jej kolegów. Iza w dalszej rozmowie opowiada mi o swoich innych krzywdach z przeszłości.
O tym, że kiedyś została wykorzystana także przez innego mężczyznę - przez poprzedniego partnera jej matki.
W 2012 roku, jeszcze mieszkając w woj. opolskim, zawiadomiła policję, że ówczesny konkubent jej matki ją zgwałcił, że doszło do seksu oralnego. Prokurator Anna Trybulska-Zamoroka z Nysy najpierw postawiła zarzuty konkubentowi matki związane z seksualnym wykorzystaniem osoby upośledzonej, ale potem sprawę umorzyła.
Pani prokurator z Nysy uzasadniała umorzenie, że ówczesny konkubent jej matki powiedział Izie, że jeśli mu zrobi, czego on chce, to nie będzie musiała pracować w ogródku. A nie lubiła takiej pracy. Pani prokurator uznała, że choć Iza wskutek upośledzenia miała znacznie ograniczoną zdolność pokierowania swoim zachowaniem, to nie można powiedzieć, że nie miała całkowitej zdolności do rozpoznania znaczenia zachowania konkubenta.
Od czerwca ubiegłego roku Iza przebywa w DPS-ie. Mówi, że tu czuje się bezpiecznie.
W zeszłym roku, na kilka godzin, pojawiła się w Gnieźnie. Wraz z opiekunką z DPS-u pojechała do rodzinnego domu oraz do banku załatwić kilka urzędowych spraw. W tym zamknąć konto i zabrać z niego swoje pieniądze. Jak opowiada Iza oraz pracownicy DPS-u, jej ojczym także wtedy się awanturował.
- Pojechał za nami skuterkiem. Zrobił awanturę w banku. Nie chciał, by z konta Izy zostały pobrane pieniądze - słyszę podczas spotkania w DPS-ie.
Iza na koniec pokazuje swój pokój w DPS-ie. Oraz pamiętnik. Wielkimi literami napisała, że ojczyma i matki nienawidzi. Że chciałaby mieć własny dom, zamieszkać z synkiem.
- Ona ma potrzebę miłości, jak każdy człowiek - mówi mi osoba, która jej dobrze życzy.
Nagie zdjęcia to „czarny as” wobec upośledzonej pasierbicy. Tak uważa jej ojczym
O Kubie słyszę różne opinie. Że jest dziwny, sprawia wrażenie wygadanego, próbuje używać trudnych słów, jest typem „wiejskiego filozofa”.
Drzwi do jego mieszkania w gnieźnieńskiej kamienicy nietrudno znaleźć. Widnieją na nich wielkie inicjały nowych imion i nowego nazwiska.
Pukam go drzwi. I choć widać palące się światło w mieszkaniu, nikt nie otwiera. Dzwonię więc po chwili na telefon Kuby. Odpowiada, że jest w domu i zaprasza. W skromnie urządzonym mieszkaniu panuje bałagan, Kuba przyjmuje mnie przy komputerze. W pewnej chwili, gdy pytam o drażliwe kwestie, woła swoją żonę Doris, bo jak tłumaczy „Bella się wysypała”.
Ale zaczynamy od bezpiecznych spraw. Od jego pomocy dla gnieźnieńskiej świetlicy, do której na zajęcia chodziło młodsze dziecko z jego rodziny. Opowiada, że został przedstawicielem rodziców i walczył o świetlicę w Gnieźnie, bo dużo pisze na komputerze i jest obiegany w sprawach urzędowych. Jego pisma wpadną mi potem w ręce. Pełne błędów i dziwnych zwrotów.
Gdy po zapoznawczej rozmowie mówię mu, że część osób uważa, że jest mało wiarygodnym obrońcą dzieci, bo źle traktuje upośledzoną pasierbicę, wszystkiemu zaprzecza.
Bellę nazywa swoją podopieczną, której stan się pogorszył. Jego zdaniem dlatego urodziła chore dziecko, bo w trakcie ciąży, chcąc poronić, rzucała się na krzesło. Wie, że prokuratura zaczęła sprawdzać, czy jest ojcem tego dziecka, ale nazywa to pomówieniem.
A wulgarne smsy i groźby? Kuba z pewnością w głosie odpowiada, że nikt mu tego nie udowodni, a poza tym nie on jest ich autorem. Zapewnia, że ma kilka kart telefonicznych i zmieniał numery, więc ktoś inny musiał grozić Belli. W szpitalu, jak dodaje, są zresztą kamery, które na pewno nagrały, że zachowywał się normalnie.
- To ciekawe, że zaprzecza w sprawie smsów. Jego zachowanie w szpitalu było pełne agresji, tak jak wysłane smsy - słyszę od pracownika szpitala.
Ale Kuba twierdzi, że jest czysty. Zapowiada, że może pozwać szpital oraz inne instytucje. Za fałszywe i bezpodstawne oskarżenia, za nasyłanie gazety i dziennikarza. Ma żal, że szpital, w kontekście rzekomego molestowania, nie zapytał go „czy takie miejsce miało zdarzenie”.
Z czego żyje? Tłumaczy, że jest na utrzymaniu żony. Żyją z pomocy od państwa, ze świadczeń na rzecz dzieci.
Dlaczego pozmieniał imiona i nazwiska członkom rodziny? Odpowiada, że zawsze podobało mu się imię Kuba, inni też chcieli nowych imion. Przyjęli też nowe nazwisko, by wszyscy mieli jedno, wspólne.
Na koniec spotkania Kuba z satysfakcją oświadcza, że ma „czarnego asa w rękawie wobec Belli, która z zazdrości, że on ma żonę i dzieci, próbuje go zniszczyć”. Choć formalnie jest jej kuratorem i powinien dbać o jej dobro, pokazuje mi zdjęcia nagiej, upośledzonej pasierbicy. Zaznacza, że sama się fotografowała i wysyłała różnym osobom przez internet, i tych zdjęć „jest multum”. Pokazuje też filmiki, na których widać, że upośledzona Bella jest niespokojna i pobudzona.
Starosta Piotr Gruszczyński: Dopiero po konferencji dowiedziałem się na temat tego pana. Mam żal
O Kubę M. pytam starostę gnieźnieńskiego Piotra Gruszczyńskiego. Obaj panowie w listopadzie wystąpili na wspólnej konferencji prasowej w sprawie ratowania świetlicy dla dzieci.
To właśnie po tej konferencji, po relacjach w mediach, rozdzwoniły się telefony w sprawie drugiej twarzy zatroskanego o dzieci Kuby M.
- Kuba M.? A kto to jest? - zastanawia się starosta gnieźnieński Piotr Gruszczyński. Gdy przypominam mu konferencję z listopada, odpowiada: - A, już wiem. Tak, wystąpiłem z nim na wspólnej konferencji prasowej jako przedstawicielem rodziców ze świetlicy środowiskowej. Nie znałem go, a na dodatek opozycja w powiecie zarzucała mi, że nie chcę pomóc świetlicy dla dzieci. On sprawiał wrażenie zatroskanego losem dzieci. Z grona rodziców, którzy posyłają dzieci do świetlicy, najskładniej się wypowiadał, choć nie było to jakieś wyszukane słownictwo. Dopiero po konferencji odebrałem bardzo niepokojące telefony, bym z ostrożnością podchodził do tego człowieka, że w jego rodzinie może dochodzić do niepokojących relacji. Zapytałem więc pisemnie gnieźnieńską prokuraturę. Jej odpowiedź tylko potwierdziła nieoficjalne sygnały. Dziś mam żal do osób z tej świetlicy, że mnie nie ostrzegły i taki człowiek został nam przedstawiony jako lider rodziców walczących o utrzymanie świetlicy - dodaje gnieźnieński polityk.
Starosta przyznaje, że sprawy nie zamierzał nagłaśniać, lecz uważnie przyglądać się dalszemu funkcjonowaniu świetlicy.
- Ten człowiek nie ma żadnego wyroku, a świetlica dla dzieci w tej chwili nie działa. Trwa przygotowanie nowej lokalizacji, zostanie otwarta w marcu. Jak wszystko wskazuje, pan Kuba M. nie będzie już w nią zaangażowany. Niedawno przysłał mi pismo, że rezygnuje ze swojej społecznej funkcji, bo doszło do jakichś jego nieporozumień z innymi rodzicami
- dodaje Piotr Gruszczyński.
Śledztwo w prokuraturze trwa. Kuba nadal jest kuratorem pasierbicy
Choć już w czerwcu poznański szpital wnioskował o pozbawienie Kuby M. kurateli nad pasierbicą, formalnie nadal jest przedstawicielem prawnym Izy.
Po jej całkowitym ubezwłasnowolnieniu, zgodnie z prawem powinien jej zostać przyznany opiekun prawny. Jak słyszę w sądach, zazwyczaj nikt się nie pali do zostania opiekunem osoby całkowicie ubezwłasnowolnionej. Poza tym sądy są zawalone sprawami i trzeba cierpliwie czekać na termin.
Tymczasem Iza vel Bella, przy wsparciu władz Domu Pomocy Społecznej, wysłała pismo do poznańskiego Sądu Okręgowego. Chce cofnięcia decyzji o jej całkowitym ubezwłasnowolnieniu, czuje się znacznie lepiej i bezpieczniej poza rodzinnym domem. Nie chce również, by opiekunem prawnym został jej ojczym. Ma nadzieję, że zostanie nim jedna z pracownic DPS-u, do której ma zaufanie. DPS już wysłał pismo do sądu w tej sprawie.
Do rodzinnego domu w Gnieźnie, w którym nadal przebywa jej biologiczne i przyrodnie rodzeństwo, Iza nie zamierza już nigdy wracać. Prokuratura w Gnieźnie wciąż prowadzi śledztwo w sprawie zachowań Kuby M.