Paweł Pachciarek jako uczeń I LO poznawał język japoński i marzył o wyjeździe do Kraju Kwitnącej Wiśni. Dziś tam przebywa i prowadzi poważne badania doktoranckie. Zdążył napisać o nich książkę
Jeszcze jako uczeń zielonogórskiego I LO marzył o tym, żeby wyjechać do Japonii. Zafascynował go ten kraj, jego sztuka. A wszystko zaczęło się od komiksów, rysunków… Podobała mu się pełnometrażowa animacja zrobiona w 1954 roku. By odkupić swoje wojenne grzechy. Zamykał się w pokoju i śpiewał razem z główną bohaterką - Pandą.
Kiedy rozmawialiśmy 12 lat temu, uczył się języka japońskiego. Nie było to proste. Bo znaleźć wtedy kogoś, kto tym językiem władał, to nie lada sztuka! Ale poradził sobie. Nauczycielka, która uczyła jego brata języka niemieckiego, właśnie wróciła z Japonii. Też była zafascynowana tym krajem. Nie miała więc wyjścia. Musiała stać się nauczycielką Pawła.
- W Kraju Kwitnącej Wiśni są trzy alfabety: dwa podstawowe składają się z 46 znaków - tłumaczył wtedy licealista. - Najtrudniejszy jest ten, mający chińskie korzenie. Składa się z około 100 tysięcy znaków. Przeciętny Japończyk zna ich około 5 tysięcy.
Nie smarkaj publicznie
Paweł marzył nawet, by zamieszkać na stałe w Japonii. Próbował poznać tamtejsze zwyczaje. Np. że nie wolno w smarkać w chusteczkę w miejscach publicznych. Bo to bardzo szokuje. Nie wolno wejść do domu w butach. I nie można mydlić się w… wannie. Japończyk najpierw weźmie prysznic, a dopiero potem, już czysty, wskoczy do wanny.
Nastolatek dużo czytał o Kraju Kwitnącej Wiśni. Po maturze zdawał oczywiście na japonistykę na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Kiedy okazało się, że na jedno miejsce jest 20 kandydatów, zwątpił, że się dostanie. Niepotrzebnie.
Pięcioletnie studia przeminęły jak jeden dzień. Jeszcze w ich trakcie pracował m.in. w Fauni w Nowej Soli.
- Wziąłem sobie indywidualny tok studiów - przyznaje Paweł Pachciarek. - Mieszkałem w Zielonej Górze i dojeżdżałem do pracy. To było ciekawe doświadczenie, choć ciągle bardziej ciągnęło go w stronę sztuki, nauki niż przemysłu.
Dziś Paweł jest doktorantem literaturoznawstwa japońskiego. Przygotowuje rozprawę na temat literackiej twórczości Kusamy Yayoi. W 2013 roku jako stypendysta Fundacji Japońskiej, przez 14 miesięcy prowadził badania na Uniwersytecie Osakijskim. W 2015 roku otrzymał roczne stypendium Uniwersytetu Doshisha w Kioto. A od kwietnia tego roku, w ramach programu stypendialnego ufundowanego przez Ministerstwo Edukacji Japonii, rozpoczął badania na Uniwersytecie Osakijskim. Jest m.in. członkiem Japońskiego Stowarzyszenia Historyków Sztuki i Japońskiego Stowarzyszenia Estetycznego.
Obsesja kropek...
W czasie pobytu w Japonii, udało mu się nawiązać bezpośredni kontakt z Kusamą Yayoi i pracownikami jej studia.
- Jej malarstwo i twórczość pochłonęła mnie, od momentu, gdy zobaczyłem jej gigantyczne płótno z 1960 roku. Proste, abstrakcyjne, ale i tajemnicze - wspomina Paweł. - Stałem się niewolnikiem tej wyobraźni. Dzięki różnym znajomościom, zawartym w Japonii, udało mi się spotkać z artystką. A nie jest to łatwe. Ona na co dzień mieszka w szpitalu psychiatrycznym, żyje w swoim świecie. Po drugiej stronie ulicy wybudowała swoje studio. Tam też przebywa od czasu do czasu. Poza tymi dwoma placówkami nigdzie nie bywa.
Przedstawił się, opowiedział o swoich badaniach. Ona? Przekazała pracownikom studia, by udostępnili Pawłowi wszelkie potrzebne materiały, wspierali we wszystkim, o co poprosi. Był w siódmym niebie.
- Bardzo dużo mi to spotkanie dało i zmotywowało do działania - przyznaje doktorant.
Owocem tej współpracy jest książka pt. „Kusama Yayoi, Obsesja Kropek”, wydana przez Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata.
Pierwsze pobyty w Japonii wiązały się też z pracą. Np. w sklepie. Paweł przekonał się, że w Kraju Kwitnącej Wiśni najważniejszy jest uśmiech i życzliwość. Klient musi być zawsze zadowolony. Nie może czekać w kolejce. Zanim został zatrudniony do serwisu, długo musiał się uczyć na pamięć różnych zasad, form zachowania.
- Dokładnie było rozpisane, jak się schylać podczas rozmowy z klientem. Jeśli np. się przeprasza o 90 stopni - opowiada zielonogórzanin. - Przy czym nie można schylać głowy, ale całym sobą się pokłonić.
Ćwiczono też uśmiech. Ba, nawet zawody były. Paweł pomyślał, że to absurd. Śmiał się z całej tej sytuacji. I… wygrał. Ogłoszono, że miał najszczerszy uśmiech ze 100-osobowej załogi kandydatów do pracy.
Japończyk ma twarz dla ludzi - uśmiechnięta, zadowoloną, bo inni nie muszą wiedzieć, że mam jakieś problemy. I twarz dla przyjaciół - tę bardziej szczerą, z kłopotami.
- Pracowałem w serwisie jeszcze w trakcie moich studiów. Codziennie trzeba było przyjść pół godziny wcześniej. Przed menadżerem wyrecytować siedem zasad obsługi klienta i inne zobowiązania, opowiedzieć, jakie są dziś produkty w promocji itd. - wspomina. - Tam jest tak, że co roku każdy pracownik dostaje większą pensję, niezależnie od tego, jaką funkcję pełni. Wszyscy się bogacą. Choć to może się zmienić, bo coraz więcej pieniędzy idzie na emerytury starzejącego się społeczeństwa.
Sto firm do wyboru
Młody Japończyk kończąc studia - na ostatnim roku - wybiera sobie 100 firm i je poznaje. Organizowane są różne spotkania, warsztaty, rozmowy. W końcu czas na decyzję i wybór wymarzonej firmy.
Paweł zarabiał też ucząc języka polskiego. Bo i na wyspach nie brakuje osób, które zafascynowane są krajem nad Wisłą. Uczył młodą pianistkę, która kocha Chopina, uczył 67-letnią Japonkę, która o Polsce wie prawie wszystko.
Ale generalnie przeciętny Japończyk kojarzy nasz kraj z tym, że jest… zimno. No, może jeszcze niektórzy z Chopinem. Niewiele osób wymienia Jana Pawła II czy Wałęsę jak się powszechnie uważa.
- Dzięki dodatkowo zarabianym pieniądzom mogłem też poznać inne azjatyckie kraje - dodaje Paweł.
Nie ma co ukrywać, poziom życia jest dużo wyższy niż Polaków. Życie jest spokojniejsze.
- Ja tam w ogóle się nie denerwuję. A kiedy przyjeżdżam do Polski, znajomi mówią, że jakbym stał się inną osobą. Bo nawet jak rozmawiam z nimi stamtąd przez internet, to mają wrażenie, że jestem oazą spokoju - przyznaje Paweł. - I coś w tym jest.
Cisza jak makiem zasiał
Zaskoczeniem była też cisza. Wielkie miasto, czteropasmowa ulica. Duży ruch. A jednak spokój i cisza. Spokojnie można rozmawiać idąc ze znajomymi. Nic nie przeszkadza.
Co mu się jeszcze podoba? Że wszystko jest przewidywalne. Pociągi nie mają prawa się spóźnić. Idealnie przyjeżdżają, odjeżdżają według rozkładu jazdy. Poza tym tak naprawdę nie trzeba wychodzić z domu, by załatwić wszelkie urzędowe formalności czy zakupy. Wystarczy telefon, internet.
Nawet powszechnie wyśmiewane kapsuły mają swój sens.
- Faktycznie wygląda to trochę śmiesznie. Rząd pozamykanych klatek. Na górze i na dole - opowiada Paweł. - Ale przynajmniej jest tam czysto, jest klimatyzacja. Czasem wolę się przespać w kapsule niż w jakimś hoteliku.
Japończycy korzystają z kapsuł, bo albo długo pracują, albo spotykają się po pracy z kolegami i idą na horst klubów (współczesne gejsze). Nierzadko szef zaprasza, więc głupio odmówić. Tymczasem pociągi jeżdżą tylko do 23.30. Nie ma nocnych autobusów. Pozostaje tylko taksówka. Taniej wychodzi kapsuła.
Japończyk w domu spędza czas w niedzielę. Wtedy może pójść z dzieckiem do zoo. W dni powszednie niewiele chwil poświęca rodzinie. Kiedy przechodzi na emeryturę, nie bardzo umie się odnaleźć.
Zagranica i reszta świata
Co jeszcze go uderzyło? Że w Japonii można znaleźć realizację wszelkich potrzeb seksualnych. Ba, nawet komiksy są hardcorowe… Z drugiej strony mało jest napaści na tle seksualnym i innych związanych z seksem przestępstw.
W hotelowych pokojach można palić papierosy. Nic nie czuć. Tak dobra jest wentylacja. Nawet w barach - w godzinach 12.00 - 16.00 - też można palić.
- Denerwujące jest to, że Japończycy dzielą świat na: my i reszta. U nas jest OK. Zagranica to terroryzm, mordy, takie rzeczy, że w głowie się nie mieści - podkreśla Paweł Pachciarek. - Oni zawsze wszystko wiedzą najlepiej. A np. dużo Japończyków ma nieprzerobione kwestie wojenne. Zarzucają człowieka półprawdami. Przypomina to propagandę… Mają tylko jedną partię. Druga w opozycji jest bardzo słaba. I ta jedna partia ma tylko jedną prawdę. Wielu młodych nie ma też świadomości społeczno-politycznej. W demonstracjach uczestniczą głównie ludzie starsi.
Zdaniem zielonogórzanina, w Kraju Kwitnącej Wiśnie nie ma celebrowania przy winku. Zawsze jest ustalony czas. U nas z łatwością można rozciągać godziny… Poza tym w Japonii jest kult dziecka. Nawet 30-letnie kobiety starają się wyglądać i zachowywać jak nastolatki. Podobnie z mężczyznami.
- No nie ma co porównywać. Polki mają kształty… - podkreśla Paweł.
Japonia jest interesująca. Czy jednak na tyle, by móc tam zamieszkać na stałe?
- Myślę, że nie. Wybieram Polskę - mówi zielonogórzanin, Paweł Pachciarek.