Od ćwierć wieku pomaga seksoholikom, hazardzistom i pracoholikom
Renata Szymańska ma 50 lat i niemal połowę swojego życia poświęciła na pomaganie osobom uzależnionym. 1 marca 2017 r. została dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Łomży.
- Kto korzysta z pomocy Wojewódzkiego Ośrodka Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Łomży?
- Bardzo wielu ludzi z rożnorodnymi problemami. Tylko w ubiegłym roku z poradni uzależnień i współuzależnień skorzystało prawie 750 osób. Są to ludzie w różnym wieku - od gimnazjalistów po osoby siedemdziesięcioletnie.
- Z jakimi bolączkami przychodzą?
- Ciągle jeszcze najwięcej osób walczy z uzależnieniem od alkoholu. Kolejna grupa to osoby uzależnione od narkotyków. Jednak w ostatnich latach wyłania się nowa grupa uzależnień. Z roku na rok trafia do nas coraz więcej pacjentów z uzależnieniami behawioralnymi - od zachowań. Tu myślę o grupie hazardzistów, osób uzależnionych od internetu, gier komputerowych, od pracy, seksu, pornografii.
Niepokojące jest to, że coraz częściej zgłaszają się do nas gimnazjaliści, którzy nie radzą sobie z korzystaniem z internetu czy komputera. Ci młodzi ludzie, oczywiście, jak w większości uzależnień, nie mają świadomości, że to się dzieje, więc najczęściej przychodzą do nas za namową rodziny poważnie zaniepokojonej ich zachowaniem.
- Jak rozpoznać, że dziecko jest już uzależnione od komputera, internetu?
- Kiedy wiele godzin spędza przed komputerem, a na ograniczenie tego czasu reaguje agresją. Natomiast wszystkie inne aktywności, które do tej pory podejmowało, idą w odstawkę. Nie ma przyjaciół, nie ma kolegów, nie ma piłki, gier sportowych, nie ma innych aktywności oprócz tej, która sprowadza się do korzystania z komputera. Oczywiście to musi trwać jakiś czas. W diagnozach bierzemy pod uwagę ostatni rok.
- Czy rodzice są w stanie sami pomóc dziecku wyjść z takiego uzależnienia?
- Rodzice są w stanie sami pracować z dzieckiem i mu pomóc pod warunkiem, że dostaną wsparcie. Bez wsparcia specjalistów jest bardzo trudno.
Pierwszym krokiem jest oczywiście ograniczenie komputera. Ponadto rodzice muszą zachęcać dziecko do innych aktywności, próbować je czymś zainteresować, rozbudzić pasje. Dziecko bowiem czasami nie wie, jakie aktywności czy zajęcia mogą mu sprawiać przyjemność. Rodzic powinien więc podpowiadać i pozwolić eksperymentować, szukać. Dzieci czasem zbyt szybko się zniechęcają, więc rolą rodzica powinno być także motywowanie do podejmowania kolejnych prób.
- Może to uzależnienie dzieci od komputerów to trochę wina rodziców, którzy są ciągle zapracowani i nie mają czasu dla swoich pociech... No właśnie, to kolejny problem XXI wieku - pracoholicy.
- W naszym społeczeństwie praca jest postrzegana jako coś pozytywnego. Pracowitość jest zaletą i z dumą wypowiadamy się o osobach, które dużo pracują. Myślimy, że są tacy zaradni... Tymczasem tak naprawdę kryje się tam kolejna, rodzinna tragedia, bo pracoholika ciągle nie ma w domu i tylko praca tak naprawdę nadaje sens jego życiu.
Zdecydowana większość pracoholików to mężczyźni. I, co warto dodać, pracoholizm jest bardzo często formą wyjścia z innego uzależnienia, np. alkoholowego. Ten schemat wielokrotnie się powtarza wśród pacjentów. Po terapii uzależnienia od alkoholu i wyjściu z nałogu wpadają w kolejną pułapkę uzależnienia.
Pornografia to dla niektórych szybki sposób na osiągnięcie przyjemności. To taka droga na skróty, bo nie trzeba budować żadnych relacji z innymi ludźmi
- Dlaczego tak się dzieje?
- Ponieważ te osoby utrzymują abstynencję i - choć już nie spożywają alkoholu - jeszcze są rozchwiane emocjonalnie. Mają problem z zagospodarowaniem wolnego czasu i odkrywają, że praca może być tym, co im dobrze wychodzi. Praca daje im zadowolenie i radość. Odreagowują emocje i skupieni przez cały dzień na jednej aktywności wpadają w kolejne uzależnienie.
Tymczasem jak się przestaje pić, trzeba umieć zaplanować ten nadmiar wolnego czasu w zdrowy, konstruktywny sposób. Trzeba zrozumieć, że w naszym życiu oprócz pracy musi być czas na rodzinę, znajomych, na pasje. Na robienie takich rzeczy, które sprawiają przyjemność.
- Ale są i tacy, którzy skupiają się wyłącznie na swojej przyjemności, na przykład seksoholicy czy osoby uzależnione od pornografii. Jak wpadają w sidła uzależnienia?
- Uzależnieniu od pornografii sprzyja oczywiście łatwy dostęp do stron pornograficznych w internecie. Często takie zainteresowanie seksem pojawia się już w okresie nastoletnim. I nastolatek swoją ciekawość może zaspokoić oglądając pornografię. W przypadku osób dorosłych z kolei jest to szybki sposób na osiągnięcie przyjemności. To taka droga na skróty, bo nie trzeba budować żadnych relacji z innymi ludźmi. W normalnym życiu ważne są momenty zawierania znajomości, utrzymania tych znajomości, rozmowy, trzeba czymś zaciekawić swojego rozmówcę itp. A tu nie trzeba nic. W uzależnieniu od pornografii pojawia się wiele przyjemnych uczuć bez wkładania w to żadnego wysiłku. Bardzo często to uzależnienie związane jest z brakami dotyczącymi umiejętności społecznych. Ci ludzie mają często trudności z zawieraniem normalnych znajomości w codziennym życiu. Uzależnieni od pornografii w naszym ośrodku to najczęściej mężczyźni.
- Jednak najtrudniejsi do wyleczenia są ponoć hazardziści...
- Tak. Stanowią oni wśród osób uzależnionych grupę najmniejszą, ale jednocześnie najtrudniejszą do leczenia. Uzależnienie od hazardu zaczyna się - jak każde uzależnienie - niewinnie, od chęci posiadania szybkich pieniędzy. Pojawiają się bowiem potrzeby życiowe i pomysł hazardu wydaje się dobrym rozwiązaniem. Do naszego ośrodka hazardziści przychodzą najczęściej za namową rodziny, ale bardzo późno, jak mają już długi, z których nie są w stanie wyjść. Kiedy zaczynają do nich przychodzić kolejne pisma z banku, bo były brane kredyty, pożyczki, bo nachodzą wierzyciele... I rodzina w pewnym momencie ma dosyć spłacania czyichś długów, po prostu.
- A dlaczego leczenie hazardzistów jest trudne?
- Bo terapeuta nie tylko musi nauczyć taką osobę, jak żyć bez hazardu, ale dodatkowo musi wyprostować np. finansowe trudności, które pojawiają się w związku z tym uzależnieniem. W ośrodku mamy specjalistę, który pomaga wyjść naszym pacjentom z kłopotów finansowych. Określa on najbardziej racjonalny sposób spłacania długów, pokazuje możliwości, udziela porad.
W uzależnieniu od hazardu pojawia się bardzo dużo lęku o to, co będzie dalej, co się wydarzy, kiedy przestanę grać... Czasem pojawia się złość na te osoby, które upominają się o swoje pieniądze. I ta niepewność i strach o przyszłość sprawiają, że hazardziści często popełniają samobójstwa albo zaczynają pić alkohol. Ze strachu, że bez grania sobie nie poradzą. A naszym zadaniem jest im pokazać, że są w stanie normalnie żyć.
- W łomżyńskim ośrodku uzależnień pracuje pani już 25 lat. Pamięta pani swoje pierwsze dni w pracy z osobami uzależnionymi?
- Tak. Wtedy wszystko wydawało się bardzo ciekawe, ale kosztowało mnie naprawdę dużo emocji. Kiedy wychodziłam z pracy do domu, nie umiałam zostawić za drzwiami tych wszystkich problemów, z jakimi przychodzili do mnie uzależnieni pacjenci. Przeżywałam każdą historię, żyłam pomaganiem, tym, że ktoś cierpi i że tyle zależy ode mnie.
Pamiętam pracę z pierwszym alkoholikiem, mężczyzną dużo ode mnie starszym. Właściwie mogłabym być wtedy jego córką. Włożyłam dużo serca w pracę z tym człowiekiem. Moje doświadczenie nie było wtedy duże, ale korzystając z tego, co umiałam, chciałam mu pomóc przestać pić. No i rzeczywiście, ten pan wytrzymał w abstynencji kilka miesięcy. A potem przestał przychodzić na terapię i spotkałam go na ulicy… pijanego. Chciało mi się płakać. Miałam poczucie, że to jest moja osobista porażka. Dopiero potem odkryłam, że tak naprawdę każda osoba uzależniona ma prawo złamać abstynencję, ma prawo się jej nie udać, ale w tamtym czasie było to dla mnie bardzo trudne do przyjęcia.
Dopiero po latach nauczyłam się oddzielać historie osobiste pacjentów od mojego życia prywatnego. Wiem, że bez tego rozdzielenia nie da się żyć, bo terapeuta się wykończy i to wcale pacjentowi nie pomoże. Ale odkryłam to dopiero wtedy, kiedy zaczęłam się szkolić, korzystać z superwizji czy pomocy starszych kolegów.
- To oddzielanie pracy od własnego życia jest chyba w zawodzie terapeuty najtrudniejsze?
- Myślę, że tak. Bardzo trudne jest też, by nie doświadczyć wypalenia zawodowego. Ja uciekałam od tego w różne inne aktywności. Jak już trochę byłam zmęczona pracą z alkoholikami, to zaczynałam jednocześnie pracę z osobami współuzależnionymi. Dużo się też szkoliłam w zakresie pracy ze sprawcami przemocy. Ta różnorodność zadań jest istotna. No i muszą być superwizje.
- A cóż to takiego te superwizje?
- Superwizja to możliwość przede wszystkim odseparowania negatywnych emocji, które pojawiają się w pracy z ludźmi. Superwizjorem jest osoba z zewnątrz: psycholog albo psychiatra. Listy superwizjorów zawiera Polskie Towarzystwo Psychologiczne lub Psychiatryczne. Można zadzwonić, umówić się na spotkanie. Z superwizjorem można porozmawiać o tym, co trudne, co przytłacza, z czym - jako terapeuci - sobie nie radzimy. I to wszystko bez lęku przed oceną własnej pracy.
- Czyli po prostu się wygadać i ponarzekać?
- Dokładnie. Opowiedzieć o wszystkim, co się w nas dzieje. Podzielić radościami, ale i omówić pracę z pacjentem, który nas przerasta. Czasem bowiem terapeucie się wydaje, że trudność jest dla niego nie do przejścia. A superwizjor patrzy z boku, z dystansem i dostrzega różne rozwiązania, których terapeuta nie widzi.