Andrzej i Katarzyna Leśkiewiczowie z dziećmi - dzielna rodzina z Czarnego Małego.
Andrzej i Katarzyna Leśkiewiczowie obchodzą w tym roku 20-lecie małżeństwa. Andrzej zatrudniony jest w tartaku w Czaplinku, jako mistrz hali traków.
- Urodziłem się w Wałczu, później mieszkałem przez jakiś czas w Czaplinku, w Broczynie, a od 20 lat jestem tutaj, w Czanym Małym - powiedział nam pan Andrzej.
- Mieszkamy w domu moich rodziców. Tujaj żyli moi dziadkowie, mój tato się tutaj urodził i ja także. Mama też tu jest, ma mieszkanie z osobnym wejściem, ale jesteśmy razem w jednym domu - mówi pani Katarzyna, która zatrudniona jest w spółce Kabel-Technik-Polska, największym czaplineckim zakładzie, ale obecnie przebywa na urlopie wychowawczym.
- Mamy czterech synów. Najstarszy 19-letni Konrad jest w Technikum Leśnym w Warcinie. Młodszy syn 17-letni Bartłomiej uczy się na stolarza w Czaplinku. 8-letni Wojtek jest w trzeciej klasie Szkoły Podstawowej, a 5-letni Seweryn wkrótce pójdzie do przedszkola.
Cztery lata temu Andrzej i Katarzyna skończyli kurs i zostali niezawodową rodziną zastępczą. Wychowywali troje dzieci. To były niemowlęta, które trafiły do nich wkrótce po narodzinach.
- Oczywiście nie wszystkie na raz. Nie dalibyśmy rady. Najpierw był Marcel, wcześniak, którego odebraliśmy ze szpitala. Był po zapaleniu opon mózgowych. Dostaliśmy wówczas porządną szkołę. Chłopiec chorował, trzeba było często jeździć do różnych lekarzy. Poradziliśmy sobie. Marcel był u nas ponad rok. Jako dziecko niepełnosprawne wytypowany został do adopcji zagranicznej. Zainteresowała się nim bezdzietna para z Niemiec. Mieszkają ponad 1.200 km od Czaplinka. Przyjechali jeden raz, potem drugi, a po załatwieniu formalności zabrali chłopca do swojego domu. To bardzo porządni ludzie. Nadal utrzymujemy ze sobą kontakt. Dzięki temu wiemy, że chłopiec jest zdrowy i szczęściwy. Wychowuje się w dobrych warunkach. Oni też są szczęśliwi. Pamiętają o uroczystościach. Dzwonią, wysyłają kartki na święta. A w czerwcu odwiedzili nas. Otrzymaliśmy również od nich zaproszenie, do odwiedzenia ich w Niemczech. Może kiedyś tam pojedziemy - powiedziała nam pani Katarzyna.
W listopadzie 2015 r. w domu państwa Leśkiewiczów pojawiła się malutka Kasjana, która przez wszystkich domowników nazywana jest Pysią.
- Traktujemy ją jakby była naszą małą córeczką i właśnie staramy się o jej adopcję - mówi pani Katarzyna.
Rok po Pysi do domu Leśkiewiczów trafił ze szpitala Kamil.
- Kochane grzeczne dziecko. Miałam trochę obaw, że z dwójką maluchów nie poradzę sobie, ale to były obawy bezpodstawne. Radziliśmy sobie bardzo dobrze. Kamila nie ma już z nami. Trafił do adopcji, do rodziny z Pyrzyc. Sądzę, że jest mu w nowej rodzinie dobrze.
- Nasi synowie zaakceptowali nową sytuację. Dzieci, które się u nas pojawiały traktowane były przez nich jak własne rodzeństwo. Zawsze mogliśmy liczyć na pomoc synów. Myślę, że będzie tak dalej - powiedział nam pan Andrzej.
- Mamy cztery pokoje na parterze budynku, ale jest jeszcze wolny strych, który w najbliższym czasie chciałbym zagospodarować na mieszkanie. Przyda się dodatkowe miejsce. W tym roku chciałbym uzyskać projekt budowlany, a w przyszłym roku wziąć się za adaptację strychu. Większość prac mógłbym wykonać we własnym zakresie. Mogę też liczyć na pomoc synów. Ale w życiu nie wszystko układa się bez problemów.
Pan Andrzej przebywa na zwolnieniu lekarskim. Wcześniej miał ogromne problemy z kręgosłupem. Choroba była tak dokuczliwa, że nie mógł wykonywać podstawowych czynności życiowych. Musiał poddać się operacji kręgosłupa. Teraz jest w okresie rehabilitacji.
- Przeważnie na tego typu operacje czeka się w kolejce miesiącami. Ja miałem łatwiej, ale nie ze względu na jakieś tam znajomości, tylko dlatego, że od 20 lat oddaję honorowo krew. Oddałem już prawie 60 litrów krwi. Za te „zasługi” moja operacja została przyspieszona - śmieje się pan Andrzej.
- Teraz czuję się już o wiele lepiej. Mogę chodzić, poruszać się sprawnie. Krótko mówiąc, dochodzę do siebie.
- Mamy dom z ogrodem, własne owoce, warzywa. Dzieci mają bezpieczne miejsce do zabawy. To jest nasza ostoja. Planowany remont domu musiał zaczekać, ze względu na wcześniejsze problemy męża z kręgosłupem, ale to nic. Co się odwlecze, to nie uciecze - mówi pani Katarzyna. Dzielna mama ma niewiele czasu, ale w wolnych chwilach poświęca się swojej pasji.
- Bardzo lubię szyć na maszynie ubrania. Szyję dzieciom, mężowi, sobie. Lubię to, a mąż chwali mnie, że nieźle mi to szycie wychodzi. Kilka lat temu wspólnie podjęliśmy decyzję, by zostać rodziną zastępczą. Dzisiaj z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to była dobra decyzja.