Donald Trump z narcystyczną naturą już dojrzałego mężczyzny pokochał Polskę, w której był oklaskiwany bardziej niż w Ameryce. Wspominał Polską nieraz w swoich wystąpieniach, także w pożegnalnym przesłaniu.
Dan Fried były ambasador w Polsce był bardzo delikatny, kiedy pochwalił rezydenta Andrzeja Dudę za to, że znalazł sposób na próżność hipernarcystycznego Trumpa i zaproponował nazwanie bazy wojsk amerykańskich w Polsce „Fort Trump”. Nikt lepiej od Frieda nie potrafi ująć problemu z Trumpem i Polską. Z jednej strony potrzeba uznania władz pisowskich w Warszawie przez kogoś ważnego zza granicy, z drugiej miłość własna bez żadnego limitu. Fort ostatecznie nie powstał w takim kształcie w jakim miał powstać, wojsko amerykańskie na szczęście w Polsce się pojawiło, a sympatia Donalda Trumpa nie znalazła odzwierciedlenia w umowie: Polska podpisała drogą i mniej korzystną niż wiele podobnych umowę o współpracy wojskowej w kontekście przebywania Amerykanów w Polsce.
Joe Biden, 46. prezydent USSA zna region Europy wschodniej jak nieliczni spośród poprzedników. W kampanii wyborczej nawet krytykował stan demokracji w Polsce, a kwestie ukraińskie pamięta z czasów gdy był wiceprezydentem a na Ukrainie trwała rewolucja 2013/2014 roku. Trump Polskę wspomniał też na koniec kadencji. W przemówieniu na początek prezydentury, które wygłosił prezydent Biden – o Polsce nie było ani słowa. Paradoks jednak na tym polega, że w Polsce było komentowane jakby w całości poświecił je polskiej problematyce.
Bo było to takie przemówienie, które kiedyś ktoś po zmianie władzy w Polsce wygłosi. Bo w pewnym sensie to było o Polsce od pierwszego do ostatniego zdania. Biden pokazał co to znaczy być współczesnym chrześcijańskim demokratą, politykiem centrum. Biden to drugi w historii Stanów prezydent katolik. Powiedział o roli dialogu i zrozumienia we współczesnych społeczeństwach Zachodu ogłupionych przez populistów. Przed inauguracją odwiedził katolicką katedrę w Waszygtonie, podczas inauguracji znalazły miejsce – w amerykańskim stylu religijne – chrześcijańskie akcenty. Obecność wiceprezydent K. Harris była sygnałem nie tylko dla obywateli Ameryki ale też miliardów ludzi na świecie – którzy utożsamiają się z nią jako kobietą na tak wysokim stanowisku, jako polityczką o ciemnej barwie skóry, uosobieniem sukcesu.
Biden mówił też nie tylko do Amerykanów, mówił do wszystkich na Zachodzie i Wschodzie, którzy powoli przestawali wierzyć w siłę demokratycznych instytucji, w przykład Ameryki, w rozsadek narodów, mówił do skłóconych i często oszukiwanych przez populistów społeczeństw wolnego świata. Powiedział do Polaków znacznie więcej niż kilka komplementów od prezydenta Trumpa. Świat z mowy Bidena to nadzieja, że nie nie bestia ze Wschodu nas zmrozi ale ciepłym zachodnim wiatrem znowu powieje.