Od Krakowa do Brukseli. Brama do nowego świata
Po wiosennej fali pandemii przyszły wakacyjne czasy bajo-bongo. Przez parę tygodni Polacy żyli jakby nieszczęścia nie było. Ale to nie wakacje nad morzem stały się źródłem nowego problemu z wirusem.
Problem jest, ale ze szkołami. Czy można było zatem wyłączyć szkoły na kolejne pól roku? Dwa lata temu był strajk, na wiosnę pierwszy covid, kolejne miesiące laby wyhodowałyby nam stracone pokolenie w edukacji – wyraźnie słabiej przygotowane niż starsi i młodsi koledzy.
Oczywiście przy okazji dostalibyśmy kolejne różnice społeczne: dzieciarnia z prywatnych szkół ma łatwiej, bo tam wszyscy są lepiej przygotowani do zdalnych lekcji. Większość uczniów ma jednak jakiś problem ze zdalną edukacją. Albo nie ma odpowiednio szybkiego internetu, albo komputera (na każdego w domu potrzebny jeden oddzielny), albo ich nauczyciele nie nauczyli się jeszcze sami jak sprawnie i ciekawie prowadzić lekcje przez informatyczne urządzonka. Można też było urządzić wielką akcję informacyjną dla dzieci jak się zachowywać w dobie wirusa: jak unikać kontaktów, jak się poruszać po szkole na przerwach itd. Nic z tego się nie udało.
Jeszcze wiosną można było mieć wrażenie, ze wirus minie. Jesień przynosi bolesną prawdę: nawet jeśli ten wirus minie, to pewnie najwcześniej za pól roku a potem przyjdą kolejne. Wirusy są żywotne, łatwo się przenoszą i sprzyja im zmiana klimatu. Od kilkunastu lat rytmicznie co jakiś czas epidemie ogarniały niemal pół Azji. Teraz poszło znacznie szerzej. I będzie gorzej. Z wirusem przyjaźnić się nie trzeba ale trzeba się z nim nauczyć żyć. Od teraz silne będą nie te państwa, które kupują więcej czołgów i bomb, ale wiele wskazuje na to, ze silne będą te państwa, które nauczą się przenosić w ciągu tygodnia-dwóch całe dziedziny życia do sieci.
Covid to nasza brama do innego nowego świata, który lepszy nie będzie. To będzie świat, w którym choroby zakaźne, przede wszystkim wirusowe będą jednym z największych problemów. To będzie świat, w którym najważniejszymi ministerstwami będą zdrowia i cyfryzacji. Będzie jak w przyrodzie. Przeżyją zwinniejsze, bardziej fit państwa i społeczeństwa, które szybko nauczą się handlować, uczyć i bawić w sieci tak długo, jak potrzeba przy kolejnych atakach choróbska.
I tak na marginesie: nie tylko w filmach katastroficznych ale też w strategicznych opracowaniach od lat mówiło się, że problemem przyszłości naszej sytej zachodniej cywilizacji będą wirusy. No to mamy. Nic dodać, nic ująć. To będą miesiące oswajania się z wirusem i strachem. A potem będziemy mądrzejsi…