Opozycji w Polsce, podobnie jak obywatelom, którzy bali się eksperymentów ustrojowych władzy, brzmiały przez lata w uszach złowrogie zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego z 2011 roku, że w Warszawie będzie jeszcze Budapeszt.
Miało to oznaczać mniej więcej tyle, że PiS będzie w parlamencie miało pewną większość pozwalającą zmieniać Konstytucję, partie opozycji zostaną sprowadzone do kanap z kilku maksymalnie kilkunastoprocentowym poparciem, a media będą zależne od rządu PiS. Gdy wydawało się już, że ta apokaliptyczna wizja dla polskiej polityki już się prawie spełnia, wiele się nagle odmieniło.
Po pierwsze, zmieniło się w Budapeszcie. Gdy ośrodki badania opinii publicznej wróżyły dla PiS nawet 50% poparcia w wyborach 13 X w Polsce - w stolicy Węgier i kilku innych miastach zwyciężyła opozycja. Znienacka się okazało, że „Budapeszt” z wizji Jarosława Kaczyńskiego to już nie ten sam Budapeszt.
Brutalna polityka informacyjna, walka z Trybunałem, lekarzami, zmobilizowały przeciwników PiS
I polski Budapeszt nie ten. Także nasze wybory pokazały, iż fortuna odwraca się od PiS. Mina i pierwsze słowa prezesa tej partii po ogłoszeniu wyników sondaży mówiły wszystko: zapędy rządzenia bez limitu nie będą już tak łatwe w realizacji. Wydatki rządu na cele socjalne były w ostatnich czterech latach największe w historii Polski, zostały dobrze przyjęte przez wielkie grupy obywateli - a jednak nie dały PiS bezwzględnej władzy.
Poparcie społeczne w stosunku do 2015 roku udało się zwiększyć, ale posłów w Sejmie PiS będzie dokładnie tyle, co przed czterema laty. Brutalna polityka informacyjna, walka z Trybunałem Konstytucyjnym, lekarzami, przedsiębiorcami czy nauczycielami zmobilizowały także przeciwników partii J. Kaczyńskiego. W licznych komisjach do głosowania w miastach, np. na warszawskim Wilanowie, frekwencja oscylowała wokół 90%. Zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego wymiany elity biznesowej, naukowej czy artystycznej wygnały do głosowania setki tysięcy nowych wyborców niechętnych rewolucji.
Jednym z efektów mniejszego niż oczekiwali pisowcy poparcia dla PiS okazała się utrata przez władze większości w Senacie
Jednym z efektów mniejszego niż oczekiwali pisowcy poparcia okazała się utrata przez władze większości w Senacie. To prawda, Senat nie jest w polskim systemie politycznym najważniejszy, ale nie wchodzi już w grę uchwalanie przezeń ustaw na rozkaz z ul. Nowogrodzkiej, gdzie mieści się siedziba PiS.
Jest wszystko, jak chciał prezes, tylko Historia i jemu lubi płatać figle. Polska podryfowała w kierunku Budapesztu, ale Budapeszt w międzyczasie się zmienił.
Wiele wskazuje na to, że PiS wciąż trzyma się mocno, ale szczyt swoich możliwości ma już za sobą. Pewnym siebie działaczom tej partii powiedzieć trzeba jedno: nic nie może wiecznie trwać, nawet Budapeszt. Oczywiście chodzi o Budapeszt Viktora Orbána.