W życiu pewne jest, ze wszystko idzie w kierunku śmierci, ale pewne jest także, że każda władza się skończy. Ludzie pytają, a co będzie „po nich” i często pada odpowiedź „rozpędzić”. Tak by to brzmiało w języku potocznym.
Politolog wyjaśni sprawę tak: jeśli „rozpędzić” to rezygnujemy z klasycznego przekazania władzy i zasady prostej kontynuacji. Przecież logika państwa prawa powoduje, pewnych rzeczy nie da się zrobić „szybciej”, nie można wszystkich z dnia na dzień pozbawić stanowisk w urzędach itd. A przede wszystkim czy jest powód by postępować brutalnie jak poprzednicy i poddawać skołatane państwo kolejnym turbulencjom?
Ale właśnie, czasami faktycznie dochodziło w cywilizowanej Europie do nietypowego przekazania władzy, nie w prosty sposób ale w wyniku czegoś co nazywano „sprawiedliwością okresu transformacji”. Przykładowo jak w roku 1974 w Portugalii, w wyniku rewolucji goździków i likwidowaniu pozostałości władzy Antonio Salazara?
W takim wypadku przejście władzy z rąk do rąk jest bardziej skomplikowane, wymaga mądrego planu odbudowania demokracji i powszechnej zgody na „drogę na skróty” w zmienianiu niektórych instytucji państwa. Ale przede wszystkim wymaga to spokojnego pomyślenia zawczasu jaki mamy realnie ustrój, czego wymaga konkretna sytuacja? Tym bardziej trzeba unikać rzucania słów na wiatr i dziwacznej przesady typu „jest gorzej niż z w Związku Sowieckim”.
Chodzi po prostu o odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z władzą demokratyczną, choć z mankamentami, czy może jesteśmy już poza granicą autorytaryzmu? Żeby zawczasu uznać, że mamy już autorytaryzm, choćby autorytaryzm raczkujący, trzeba już teraz zbudować za taką tezą poważne argumenty, już teraz trzeba mieć poważną diagnozę tego, co się w Polsce w ostatnich latach działo.
Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie a potem musi to mieć wyraz we wspólnym programie opozycji. Albo to co mamy, to demokracja powiedzmy z wypaczeniami, wtedy zmiana nastąpi jak zwykle i potrwa kilka lat. Albo bronimy tezy, że już dawano jesteśmy poza ramami demokracji, ale wtedy czeka nas kilka lat głębszej transformacji. Czy opozycja jest gotowa na taki plan? Czy większość polityków sprzeciwiających się rządowi ma pomysł na taki proces? Czy jesteśmy gotowi do skoku z projektem nowej Konstytucji, mediów publicznych i podatków, żeby ludzie nam uwierzyli. Czy jako Burbonowie czekamy na restaurację dawnych porządków spokojnie wietrząc ministerialne garsonki i garnitury z dawnych rządów z wiarą, że będzie jak było? Problem w tym, że współczesnym Burbonom nikt nie uwierzy.