Londyńska ulica nie zatrzymała się ani na chwilę w nocy z piątku na sobotę. Ludzie bawili się jak w każdy inny weekend. Chętnych do świętowania brexitu nie było wielu.
Przez długie miesiące, a prawdopodobnie długie lata Brytyjczycy będą mieli podobne relacje z państwami UE jak wtedy, kiedy w Unii byli. Większość spraw związanych z rozwodem dopiero będzie negocjowana.
Powstaje więc pytanie, co właściwie się stało, że Wielka Brytania wyszła z Unii? Paradoksalnie cała ta sytuacja pokazuje, ile może polityk, jak dużo od mądrej lub tchórzliwej polityki zależy, jak łatwo wmówić współczesnemu człowiekowi, że po wyjściu z Unii Wielka Brytania będzie suwerenna i wielka jak za królowej Wiktorii.
Unia Europejska, a dokładnie jej administracyjny aparat nigdy nie miał dobrej reputacji, szczególnie na Wyspach. Ale czyż administracja austriacka miała dobrą reputację? Czyż było na świecie imperium, hegemon lub nasza poczciwa Unia, gdzie urzędnicy nie byli przedmiotem drwiny, pogardy lub niechęci.
A przecież trudno sobie wielkie państwowe, federacyjne czy unijne organizmy wyobrazić bez nudnej administracji, która stara się ustandaryzować, co się da, zawierając nieskończoną ilość kompromisów. Brexit zaczął się od rzeczy takich, jak kpiny z przysłowiowej krzywizny banana, od przekonania, że urzędników jest zbyt wielu. Premier Cameron dałby się kilka lat temu posiekać za to, że nie ma ryzyka brexitu. A jednak krok po kroku pochlebiał populistom, starając się przynajmniej w czymś potwierdzić „ich intuicje”.
Poważni dziennikarze na Wyspach jeszcze kilka lat temu mówili, że w sprawie brexitu są w stanie co najwyżej przedstawiać stanowiska stron, ale nie mają najmniejszej możliwości sprawdzać danych (których wydźwięk był antyunijny), podawanych przez zwolenników brexitu. Politycy bali się powiedzieć prawdę, dziennikarze stali się podstawkami mikrofonów, bo prostowanie kłamstw było „zbyt skomplikowane”. Wszystko trafiło na czasy mediów społecznościowych, które okazały się niezawodną tubą brexiterów, a poczciwa Brytania szła w niepewną przyszłość uwodzona przez populistów rządnych władzy.
Brytyjski przykład pokazuje jeszcze raz to, co jest podstawowym faktem o naszej politycznej rzeczywistości: wielkie procesy polityczne zazwyczaj zaczynają się w sposób powolny, małymi kroczkami, niewidocznie niemal. Prawie nigdy wielka historia nie dzieje się w taki sposób, że świat zmienia się z dnia na dzień.
Gdy dzisiaj w Polsce mówi się, że ktoś nas chce wyprowadzić z Unii - rzecz wygląda na kompletnie kosmiczną. Ani nastroje w opinii publicznej, ale paragrafy traktatu o Unii Europejskiej nie otwierają do tego drogi. Dzisiaj. Teraz nie ma możliwości, by Polska wyszła z Unii. Ale historia nie jest nieruchomą fotografią, tylko filmem, który stale trwa. Przykład brytyjski uczy nas jednego: droga do wyjścia z Unii zaczyna się niewinnie.