Jak długo można twierdzić, że tombak to złoto? Posłowie i senatorowie PiS jeżdżą obserwować wybory na świecie i dobrze wiedzą, że projekt, który firmuje rząd to nie wybory. Dlaczego popychają Polskę w kierunku śmieszności?
Wybory mogą być korespondencyjne, ale nie tak spartaczone. Mogą być on-line, ale muszą być dobrze przygotowane. Plan przeprowadzenia „wyborów” prezydenckich na zasadach, które raczej przypominają plebiscyt na najlepszego muzyka disco-polo w rządowej telewizji niż proces wyborczy, wynika z egoizmu i strachu.
Strach dotyczy tego, że kiedy ludzie już się połapią jakie są skutki wirusa i dla wielu domowy kilkutygodniowy odpoczynek zamieni się w nerwowe zagryzanie palców w trosce o jutro, być może będą chcieli pazerną władzę pogonić gdzie pieprz rośne. Dlatego rząd skupia się przede wszystkim na zapewnieniu ponownego wyboru Andrzejowi Dudzie, by wtedy mieć przynajmniej „swojego” prezydenta. Kilka tygodni temu wydawało się wprost niepojęte, by rząd był aż tak egoistyczny, ale dzisiaj widać jak na dłoni: nawet kalendarz „otwierania” gospodarki podporządkowany jest jednemu celowi: szukaniu argumentów za koperto-wyborami.
Najdziwniejsze w tym jest właśnie to, że na kilkaset osób ścisłego obozu władzy: posłów, senatorów, ministrów i wiceministrów, ludzi wykształconych, prawie nie ma takich, którzy są w stanie wyjść przed szereg i powiedzieć to, co wszyscy szepczą po kątach: to jest robienie sobie żartów z Polski.
Już wiadomo dlaczego tak trudno mieć zaufanie do rządu? Właśnie dlatego, że myśli tylko o swojej partii i bardziej niż wirusa boi się utraty władzy. Tydzień temu pisałem o Narodowym Komitecie Ratowania Gospodarki. Teraz czas napisać o rządzie na trudne czasy, które dopiero nadejdą: powinien to być rząd specjalistów. Polacy czekali długo na gesty, słowa, zaproszenia do wspólnego działania od PiS. Tak powinno być w sytuacji, gdy naród jest w wielkich tarapatach.
Żeby sobie wyobrazić skalę problemu, wystarczy proste działanie: do zagrożenia tajemniczym chińskim wirusem dodajemy straty gospodarcze, które trudno sobie wręcz wyobrazić (nadmienię tylko, że takiego zamknięcia działalności gospodarczej na wiele tygodni jak teraz nie było nawet za okupacji czy stanu wojennego), do tego dodajemy największą od stu lat suszę. Już wiadomo w czym rzecz? Czy stać nas w takich czasach na rząd, który się martwi jedynie dobrostanem własnej partii?
Rząd specjalistów to nie utopia - to konieczność na czas przejściowy. Po to, by wrócić po jakimś czasie do normalnej walki politycznej na jakiś czas trzeba teraz skupienia wszystkich na ratowaniu kraju. Na czele takiego gabinetu powinien stanąć ktoś jak Zygmunt Frankiewicz, Jerzy Duszyński czy Anna Strężyńska, ktoś znający politykę ale nie partyjniak, ktoś rozumiejący meandry partyjnych gier ale sam będący ponad i obok, państwowiec, umiejący kiedy trzeba powiedzieć partyjniactwu „nie”.