Jakaż magia jest w tych wyborach prezydenckich w tym roku? Czy jest na świecie (wśród demokratycznych państw) drugi kraj, gdzie dyskusja o wyborach zastąpiła poważne debaty o służbie zdrowia, rozwoju epidemii, wnioskach na przyszłość itd.? Właśnie marszałek Sejmu przyjęła wniosek posłów PiS o wydłużenie kadencji prezydenta Andrzeja Dudy do 7 lat.
Co ciekawe, wniosek podpisany jest często przez tych samych posłów, którzy twierdzą, że właściwie bez ryzyka głosować można 10 maja, w tym tak istotne postaci, jak Łukasz Szumowski, minister zdrowia, dzisiaj najpopularniejszy polityk obozu rządowego.
Można więc pytać, jak to jest naprawdę z tym terminem wyborów i skutkami dla społeczeństwa, po co szukać nowego terminu, skoro maj taki świetny? Tak chętnie prezentowany przykład bawarski jest w gruncie rzeczy najgorszy z możliwych. W Bawarii odbyły się w czasie epidemii wybory korespondencyjne.
Jest tam taka możliwość od lat 50. poprzedniego wieku, Bawaria jest mniejsza od Polski, a procedury wielokrotnie przećwiczone. Skutek: wzrost zachorowań po wyborach. Nie ma bowiem znaczenia, czy wybory są korespondencyjne, mieszane czy w lokalach - zawsze jakaś grupa społeczna jest narażona na niepotrzebne zakażenia. W wyborach korespondencyjnych będą to członkowie komisji wyborczych, pracownicy poczty, listonosze itd.
Sednem wyborczego danse macabre w Polsce jest pomysł, który realizowany jest na naszych oczach w kilku krajach na świecie. Epidemia jest świetnym sposobem, by rząd zdobył więcej władzy nad obywatelami. W naszym wariancie chodzi o naciśnięcie na samorządy, które walczą na pierwszej linii frontu z wirusem, ale niedługo zabraknie im pieniędzy.
Chodzi o podporządkowanie władzy samorządów, o wsparcie „swoich” firm, o zniżki dla „swojego wojska”, czyli przykładowo zniżki na stacjach benzynowych dla Wojsk Obrony Terytorialnej. Mamy już praktycznie wyłączony Sejm, pod pretekstem koronowirusa zapadają już zdalnie nie tylko decyzje dotyczące walki z epidemią, ale uchwalane są możliwie wszystkie ustawy, które od dawna były potrzebne rządowi. Ludzie w strachu o swoje życie i zdrowie są przecież w stanie zgodzić się na wiele - to oczywiste. Władza w takich czasach powinna się hamować.
W Polsce, podobnie jak na Węgrzech, jest inaczej, władza chce wiedzieć o obywatelach więcej, wmuszać im aplikacje do śledzenia, dostawać dane od wszelkich możliwych operatorów: kart kredytowanych, sieci komórkowych itd. Za niedługo największe zagrożenie wirusem minie, ale władza zostanie z szerokimi możliwościami, o jakich wcześniej nie mogła pomarzyć. Te całe korowody wokół wyborów prezydenckich to tylko część problemu.
Każdy przecież wie, ze żadnych wyborów nie będzie, przynajmniej nie w takim rozumieniu jak do tego przywykliśmy, nie będzie normalnej kampanii wyborczej, prezentacji kandydatów, wieców i wieszania plakatów nawet. Będzie tylko być może głosowanie, które nie będzie miało wiele wspólnego z wyborami.