Kilka dni temu granicę polsko-białoruską przekroczyło trzech zielonych ludzików od prezydenta Łukaszenki. Niby nic, drobiazg, z tymi trzema na pewno by sobie poradziła Straż Graniczna, ale jednak dostaliśmy kolejny sygnał, że spokojne czasy w naszej części świata przechodzą do historii.
W tym samym niemalże czasie w Kongresie Stanów Zjednoczonych odbywała się dyskusja na temat sytuacji politycznej w Polsce i na Węgrzech. Gdyby ściany szacownego Kongresu miały uszy i pamięć to zapewne byłyby bardzo zdziwione tonem dyskusji, których w tamtym miejscu nie toczył nikt od kilku dziesięcioleci.
Po 1989 roku Polska w stolicy USA najczęściej była pokazywana jako pozytywny przykład zmiany i udana amerykańska „inwestycja” w transformację całego regonu. Jako że wspierane przez USA demokratyczne przemiany w różnych miejscach na świecie nie za często się udawały - przykład Polski był tym bardziej cenny. No właśnie: „był”. Ściany Kongresu nie słyszą ani nie pamiętają, ale ludzie owszem. Politycy dodatkowo nie zawsze przywiązują wagę do szczegółu, najczęściej poprzestają na wrażeniu i jakiejś ogólnej percepcji. Powoli tak się dzieje w politycznym Waszyngtonie i u ekonomicznych graczy w Nowym Jorku, że percepcja o Polsce jest gorsza i gorsza. Coraz częściej w miejsce podziwu i uznania pojawia się wątpliwość i dystans.
Można wybrzydzać na „słabą wiedzę o Polsce” wśród zachodnich polityków, ale kluczem jest nasz interes a jego istotnym elementem jest dobra opinia o Polsce wśród tych, którzy współdecydują o polityce zagranicznej i militarnej jedynego mocarstwa, z którym jesteśmy blisko powiązani. Nagle się okazuje zatem, że atak na sędziów, przetrzebienie Trybunału Konstytucyjnego czy nieudana szarża na TVN wpływają na to, że i w sensie wojskowym będziemy mniej bezpieczni, bo w stosunku do naszego kraju pojawia się coraz więcej znaków zapytania.
Czy każda amerykańska decyzja ostatnich trzech dekad była dla nas jako Polski, dobra? Oczywiście, że nie, ale bilans tego sojuszu wielkiego ze średnim państwem (ale dumnym i z aspiracjami) jest pozytywny. Czy mamy dzisiaj, w niespokojnych czasach lepszy pomysł na zagwarantowanie bezpieczeństwa Polski niż bycie w UE, NATO i w ścisłym związku ze Stanami?
Z wieloma politykami w UE polski rząd ma już zepsute relacje, podobnie z większością sąsiadów i teraz jeszcze psuje nam reputację ze oceanem. Tymczasem Putin zajął już Krym i kawałki Ukrainy i Gruzji, ciśnie Mołdawię gazem, szantażuje Europę cenami energii i patrzy na to kto za kim stoi i na ile może sobie pozwolić jeszcze. Pierwszych trzech zielonych ludzików sami odpędzimy od granicy kraju i kolejnych dziesięciu też. Ale niech nikt nie prowadzi polityki tak, byśmy po ponad trzech dekadach spokoju i dobrobytu mieli zostać sami wobec rozochoconego wizją odbudowy imperium Kremla.