Podobnie układają się polityczne drogi panów prezydenta i premiera. Obaj są w polityce reprezentantami młodszego pokolenia, już faktycznie postsolidarnościowego - chociaż Mateusz Morawiecki miał swój udział w czasach solidarnościowych, gdy jego ojciec był działaczem opozycji.
Obaj są ucieleśnieniem tego, czego wielu komentatorów od dawna wyglądało: zmiany pokoleniowej. Zmęczeni Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim wyborcy otrzymali od obozu władzy nową ofertę. W intencji partii władzy relatywnie młodzi politycy na najwyższych stanowiskach mieli „łagodzić przekaz” partii.
Osoby z obozu władzy decydujące o linii partii najwyraźniej miały następujący pomysł: na zewnątrz A. Duda i M. Morawiecki będą prezentowali łagodniejszy wizerunek, szczególnie w sprawach dotyczących Unii, a podgrzewać w razie czego będzie partyjna centrala. W ten sposób najwyraźniej zamierzano też „obsłużyć” nie tylko skrajnie prawicowych wyborców, o których PiS konkuruje z narodowcami, ale też centrowych mieszczuchów, klasę średnią itd.
Celem jest pokonanie niedostępnej bariery 44 proc. poparcia w wyborach, która pozwalałaby PiS spokojnie myśleć o przyszłości, ale tej już powyborczej. Nie pierwsza to tego typu operacja medialna w historii PiS - wystarczy wspomnieć legendarne aniołki prezesa. W takim wariancie, jeśliby okazało by się, że trzeba zmienić kurs, utwardzić - wystarczyłoby liberałów na jakiś czas odsunąć, w przypadku prezydenta zagrozić, że nie dostanie możliwości ponownego kandydowania.
Zmęczeni Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim wyborcy otrzymali od obozu władzy nową ofertę
Tymczasem i premier, i prezydent stają się w swoich wypowiedziach z tygodnia na tydzień coraz bardziej ostrzy. Ich retoryka jest agresywna i do tego na polu, które dla PiS jest szczególnie istotne, a mianowicie: interpretacji współczesnej historii Polski z elementami oceny naszego uczestnictwa w Unii Europejskiej.
W ich wypowiedziach polska rzeczywistość nie jest wcale łagodniejsza, ale ostrzejsza od narracji PiS. Jakby wszystko to samo, ale z dodatkową porcją politycznego pieprzu. Jaka jest tajemnica tego, że plan łagodzenia wizerunku nie wychodzi?
I premier, i prezydent stają się w swoich wypowiedziach z tygodnia na tydzień coraz bardziej ostrzy
Ani premier, ani prezydent nie chcą już odgrywać roli miłych europejskich misiów, bo w tej roli w coraz bardziej radykalnym aparacie PiS i coraz większej walce politycznej w Polsce nie da się zakorzenić. Obaj politycy chcą mieć silną pozycję w swoim obozie, obaj pochodzą spoza niego lub z jego obrzeży (jak prezydent). Żaden z nich nie chce polec za liberalne odchylenie. Każdy jakoś kombinuje i myśli, co będzie w przyszłości. Na role aniołków nie ma już klimatu.