Prank to prank, czyli „wkręcenie”. Oburzają się puryści językowi, że trzeba po polsku. Czyli prankster to żartowniś? Figlarz? Jakoś nie brzmi to, nie przystaje do specyficznego klimatu współczesnego „cyfrowego szyderstwa”, które ma potem podbić internet. Niezłe zatem zamieszanie zrobili rosyjscy pranksterzy w polskiej polityce. Okazało się, że choć prezydent stara się być czujny (inna sprawa, że i tak kupa śmiechu z tego będzie) - to jego Kancelaria, która ciągle zwiększa swój budżet (już jest 200 mln złotych) nie jest w stanie stworzyć bezpiecznego sita, które chroni głowę państwa. A każda wpadka prezydenta - choćby człowiek na niego nie głosował to jednak jakoś nas wszystkich dotyczy.
Niezłe zamieszanie „Ruscy” zrobili. Żart? Być może. Ale chyba jednak nie. W rozmowie znalazło się wszystko, co „powinno być” z punktu widzenia robienia Polsce kłopotów w Europie Środkowej. Oczywiście pytanie w stylu „czy wracamy do Lwowa?”. Po tym pytaniu poznać, że coś pewnie było podwójnie szyte i że było to coś więcej niż zwykły prank. Potem poszły szeregiem pytania o opinie na temat prezydenta Ukrainy Zełenskiego, o konkurentów politycznych: Trzaskowskiego i Tuska. Przypadek? Prezydent Duda nie dał się na większość haczyków złapać (chwała Bogu!) jedynie co, to opowiadał jakieś nie wiedzieć na czym oparte historie, że covid przyszedł do nas z Ukrainy.
Choć prezydent stara się być czujny - to jego Kancelaria nie jest w stanie stworzyć bezpiecznego sita, które go chroni
Dwóch rosyjskich żartownisiów robiła już wcześniej podobne numery m in. prezydentowi E. Macronowi premierowi B. Johnsonowi. Kancelaria Prezydenta powinna wiedzieć, że w dzisiejszych czasach i taka historia jest możliwa. Okazało się, że prezydenta gubi rutyna, a jego współpracownicy nie sprawdzają z kim dokładnie rozmawia.
Prezydent powinien takie rozmowy prowadzić ze swojego gabinetu i przez tłumacza, nie powinien dawać się tylko przepytywać, ale zadawać pytana rozmówcy i pytania te powinien mieć wcześniej przygotowane, tak, by był w stanie je zadać, nawet, gdyby był kompletnie rozkojarzony i zmęczony. Przy prezydencie powinien być zawsze jakiś dyplomata, który w razie czego coś doradzi, podpowie itd. Teraz powinien powstać zespół, który dokładnie wyjaśni co się stało i zaproponuje procedury na przyszłość, chociaż powiedzmy sobie szczerze - w tej akurat robocie dyplomaci dokładnie wiedzą co i jak trzeba zrobić, żeby ochronić prezydenta.
Prezydent powinien takie rozmowy prowadzić ze swojego gabinetu i przez tłumacza, nie powinien dawać się przepytywać
Już miało być lepiej, już profesjonalniej i tak samo się to w Polsce toczy od trzydziestu lata. Wiele hałasu, puszenia się a na końcu okazuje się jak zawsze „państwo z dykty” i dykta wciąż górą. A jeśli się ktoś ważny dał sprankować to jego stronnicy zachęcają do milczenia, „żeby nie zaszkodzić” i tak dykta trwa przez pokolenia.