Dwie dekady temu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz rozpoczął organizowanie porannych obchodów 1 września na Westerplatte. Był to czas, kiedy w Europie zaczynały się próby odwracania historii II wojny światowej. Polską opinią publiczną elektryzowały wypowiedzi Eriki Steinbach.
Przypomnijmy, polityczka ta była wówczas jedną z kluczowych postaci CDU i szefową Związku Wypędzonych. Konkurowała o władzę w swojej partii miedzy innymi z Angelą Merkel a jej sztandarowym pomysłem miało być powstanie Centrum Przeciw Wpędzeniom.
Na wschód od polskiej granicy właśnie zaczynała się epoka Władimira Putina z jego historyczną ideą odnowy imperium rosyjskiego poprzez przywracanie „dobrej pamięci” o totalitarnej przeszłości Związku Sowieckiego. Intencja Adamowicza była jasna – niech Westerplatte przypomina światu jak to było w 1939 roku, że wojna zaczęła się od ataku Niemiec a potem ZSRS na Polskę, że miało to straszne skutki nie tylko dla naszego kraju, ale stało się początkiem tragedii o skali globalnej. Niemal każdego roku udawało się władzom Gdańska zaprosić na uroczystość o 04:45 kogoś zza granicy. Jedenaście lat temu było aż dwudziestu premierów.
Byli Silvio Berlusconi, Julia Tymoszenko, Angela Merkel i Władimir Putin. W ubiegłym roku w uroczystości uczestniczył Frans Timmermans jako wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej. Każdego roku władze Gdańska zapraszały i honorowały przedstawicieli prezydenta i członków polskiego rządu. Podczas porannej uroczystości na Westerplatte przemawiali chociażby prezydent Lech Kaczyński i marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
W ostatni poniedziałek było inaczej. Westerplatte zostało „przejęte” przez rząd. Było kilka nowych akcentów jak zapalenie wielkiego znicza pamięci i „sztafeta pokoleń”. Istota sprawy jednak wyparowała. Nie było zagranicznych gości a konsulowie urzędujący w Gdańsku nawet nie zostali przywitani.
Nikt nie powiedział dobrego słowa pod adresem władz Gdańska, nazwisko prezydent Aleksandry Dulkiewicz (wspominano tylko o „władzach miejscowych” jak w czasach PRL) nie przeszło przez usta żadnemu z dygnitarzy. Choć rzecz działa się na terenie miasta nie zaproszono jej do głosu. Uciekła okazja by przypomnieć światu jak było przed 81. laty, by pokazać wkład polskiego Gdańska w pielęgnowanie tej pamięci. Czasem wystarczy dobra wola by opowiedzieć prawdę o historii zamiast milionów z Polskiej Fundacji Narodowej. Ale tej woli właśnie zabrakło.
W poniedziałek o świecie gęsto cytowali Jana Pawła II, że każdy musi mieć swoje Westerplatte. I racja. Ale jest jeszcze pytanie o to gdańskie fizyczne Westerplatte z ziemi i krwi. Po co dał nam je Pan Bóg? Żebyśmy co rok powtórzyli sami sobie własną historię, żeby władza pokazała się na tle wojskowych, czy żeby było świadectwem dla świata, że „nigdy więcej…”?