Od Krakowa do Brukseli. Polityka w dzisiejszej Polsce czyli polityczny korkociąg
Polityka w dzisiejszej Polsce to tylko mechanizm-korkociąg obietnic i oczekiwań polityków. Wyczuwają pewne trendy, czasami słyszą o nich za granicą, a następnie przetwarzają na polskie warunki.
Dobrym przykładem tego jest 500+. Politycy wyczuwali w rozmowach z obywatelami, że po latach transformacji jest zapotrzebowanie na trochę „socjalnego” podejścia, sprawie sprzyjały też dane demograficzne pokazujące spadek populacji. Polacy podróżujący coraz częściej po UE dowiadywali się, że podobne świadczenie występuje w większości państw na kontynencie. Wielu młodych zostawało za granicą nie tylko dla lepszej pensji, ale też programów wsparcia rodziny funkcjonujących od lat w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Irlandii.
Gdy ludzie już przywykną do jakiegoś stanu rzeczy, trudno zmienić politykę rządu. Wtedy nowy stan rzeczy (w tym przypadku wsparcie finansowe dla rodzin) staje się już postulatem społecznym, którego politycy, chociażby chcieli, pomijać nie mogą. To dlatego Donald Tusk proponuje opozycji, by debaty nad zniesieniem czy ograniczeniem 500+ zostawiła na boku. Swoją drogą niebawem okaże się, że tematem będzie 500+ na pierwsze dziecko - z jednej strony obiecuje je w swoim programie PO, z drugiej - o możliwości jego wprowadzenia mówi Beata Szydło, która jako była premier może wokół tej idei budować swoją pozycję w prawicowym elektoracie i wewnętrzną miękką opozycję wobec następcy.
Ten sam mechanizm wzajemnego napędzania się polityków i obywateli występuje oczywiście wielu innych sprawach, najczęściej, gdy jego przedmiotem jest tylko populizm- powodując niepowetowane szkody. Korkociąg wzajemnej rywalizacji na popularne acz wcale nie takie oczywiste hasła niedługo zacznie działać w stosunku do kwestii europejskich. Widać to po krytyce, jaka spotyka za pierwsze ruchy ministra Czaputowicza. Ludzie się już nauczyli nieprawdy o unijnych mechanizmach, że wszystko można ugrać w Brukseli czy Berlinie robieniem partnerom wyrzutów i „twardym żądaniem”. Nie da się już teraz łatwo wytłumaczyć, że ostatnie lata to była opowieść na wewnętrzny rynek, każda łagodniejsza deklaracja ministra będzie odczytywana - jak ostatnie z Berlina - jako postawa nieuzasadnionej słabości i oprotestowywana przez wewnętrznych krytyków w samej partii władzy. Mechanizm - że politycy budują radykalizm, którego stają się więźniami, będzie zmorą gabinetu Mateusza Morawieckiego, jeśli wręcz nie doprowadzi kiedyś do jego upadku.
Roszczeniowość, nacjonalizm, abstrakcyjną niechęć do uchodźców jeszcze łatwiej rozbujać niż zrozumienie dla idei 500+. Ugasić te nastroje będzie doprawdy trudno.