W swej wypowiedzi sprzed ponad tygodnia minister wicepremier Piotr Gliński zapowiedział, że władza będzie bronić Polski przed uchodźcami jak kilka lat wcześniej. Sygnał był jasny: sprawa grupy potencjalnych uchodźców na granicy z Białorusią zostanie wykorzystana przez rząd w stu procentach albo i więcej do politycznej propagandy. Plan jest aktualnie w realizacji.
Pokazują to także kolejne konferencje prasowe ministrów i wywiady, w których każdy opowiada jak nasza władza dzielna, że nas obroniła itd. Do obrony Polski opowiadanej w konwencji obrony Jasnej Góry przystąpiła też samozwańcza Straż Narodowa ta co to już próbowała jesienią „bronić” kościołów przed demonstrantkami.
Do akcji wkroczyła też Konfederacja. Dziewczęta narodowe pospieszyły z wiązankami kwiatów do funkcjonariuszy, pytanie czy chłopaki narodowe dały kwiaty funkcjonariuszkom? Rozpoczął się w mediach konkurs, a jakże narodowy, na nazwanie tego, co się dzieje na granicy z Białorusią: wojna hybrydowa wypowiedziana przez Łukaszenkę i „fala” uchodźców to najłagodniejsze z określeń. Tylko w czasie tych wydarzeń wokół grupy ludzi pod Usnarzem nikt nie chce odpowiedzieć na pytanie czy to prawda, ze ostatnio przez zieloną granicę weszło do Polski 700 osób – bo w tym kontekście rząd nie miałby się już czym chwalić.
Każdy kogoś lubi a kogoś nie, ale dla nas wszystkich największą przyjaciółką powinna być prawda. A prawda jest taka – Łukaszenko prawdopodobnie ze wsparciem Kremla testuje polskie reakcje na uchodźców na granicy. Skala zjawiska tymczasem jest ograniczona – chodzi o ok. trzydzieści osób.
Jednym z celów Łukaszenki jest wywołanie paniki medialnej – naszym celem powinno być sprawne załatwienie sprawy bez nadmiernego krzyku, przesady i podkręcania paniki na wszystkich możliwych poziomach. Straż Graniczna musi mieć przestrzeń do wykonywania swoich obowiązków zgodnie z prawem międzynarodowym i naszymi regulacjami. Nie ma przeciwskazań, żeby przekazała koczującym na granicy ludziom leki, wodę czy żywność ale jej podstawowym zadaniem jest sprawna ochrona granicy a nie rezonowanie polityczne.
Posłowie, którzy chcieli dostarczyć uciekinierom wodę – działali ze szlachetnej pobudki serca – to poza dyskusją. Był to gest i świadectwo determinacji. Faktem jest jednak, ze o ile dla potencjalnych azylantów przy granicy cała sprawa jest osobistą tragedią o tyle na linii Warszawa – Mińsk a właściwie Warszawa – Bruksela rozgrywka ma przede wszystkim polityczny charakter i politycznie trzeba do niej podejść.
Politycznie, to znaczy, że nie zapominamy o emocjach, ale pamiętamy też o politycznych skutkach dla UE potencjalnego okazania słabości i ulegania naciskom Łukaszenki. Nie dziwi zatem oświadczenie Komisji Europejskiej – przy odpowiedzialnej decyzji przyjmowania kogoś pod europejski parasol muszą zadziałać procedury. Inaczej cała konstrukcja wspólnej granicy europejskiej straci sens a antyeuropejscy populiści dostaną nową amunicję.