W USA prezydent Andrzej Duda podpisał z prezydentem Donaldem Trumpem polsko-amerykańską deklarację. Dobrze, że została podpisana. Sensację wzbudziło miejsce podpisania: biurko zajmowane przez prezydenta USA.
W deklaracji nie ma istotnych nowych rzeczy w relacjach polsko-amerykańskich, nie jest to przecież także umowa międzynarodowa. Na podstawie tej deklaracji nie powstanie baza amerykańska w Polsce ani nie zwiększą się obroty handlowe - podpisywanie takich dokumentów to element rutyny w relacjach pomiędzy zaprzyjaźnionymi krajami. Nie ma też sensu poświęcać ani minuty więcej uwagi niedoróbce protokolarnej związanej ze sposobem podpisywania dokumentu. Dziwne, że organizatorzy wizyty, skoro go już zredagowali, zrezygnowali z uroczystego podpisania, ceremonii, która byłaby dodatkowym obrazkiem dla spragnionej newsów opinii publicznej.
W tle pojawiło się pytanie o bezpieczeństwo Polski. Poważnym zgrzytem zaczyna być dla polskiego rządu polityka Węgier. Nikt nie chce tego powiedzieć otwarcie, że jest z węgierską polityką problem, bo przez kilka lat przekonywano nas i sam w to wierzyłem, że mamy z bratankami znad Balatonu podobne cele. W deklaracji z Waszyngtonu podpisanej przez prezydentów jedna kwestia zwraca uwagę: zmiana tonu w sprawie Gazociągu Północnego. Przez kilka tygodni Donald Trump przekonywał, że ten gazociąg to błąd i utyskiwał na Niemcy i osobiście Angelę Merkel za to, że dopuścili do jego budowy. W pewnym momencie pojawiły się wręcz informacje, że administracja amerykańska zamierza obłożyć sankcjami firmy, które budują gazociąg. Deklaracja rozwiewa te spekulacje. Donald Trump nie zamierza faktycznie walczyć z Gazociągiem na tym etapie, amerykańscy eksporterzy zaczynają dogadywać się z niemieckimi odbiorcami na zakupy gazu w Stanach. Deklaracja z Waszyngtonu mówi o walce z projektami, takimi jak Gazociąg Północny (sam ten gazociąg niejako zostawia na boku). Dokładnie w czasie, gdy prezydent RP spotykał w Waszyngtonie prezydenta USA, premier Orban zapewniał na Kremlu o tym, że współpraca energetyczna z Rosją układa mu się wyśmienicie. Dołóżmy do tego jeszcze jedną okoliczność: Węgry faktycznie zignorowały szczyt Trójmorza w Bukareszcie. Prezydent Węgier nie dojechał - podobno zepsuł się samolot, a delegacja węgierska nie przystąpiła do deklaracji o finansowaniu wspólnych projektów.
Strategicznie patrząc problem z wizytą w Waszyng-tonie nie tkwi w postawie prezydenta Dudy ani nawet w polityce prezydenta Trumpa. Gdzieś w tle dyplomatycznego szumu falban kształtuje się nowy polityczny ład, który dla Polski będzie bardzo trudny.