Przez lata słyszymy, że USA są strategicznym partnerem Polski potem Warszawa ignoruje przyszłego prezydenta USA. Przez tygodnie prezydent próbuje uniknąć poważnych gratulacji dla Joe Bidena jakby nie mogąc się pogodzić z odejściem Donalda Trumpa, na którym realnie wisiała międzynarodowa reputacja obecnej ekipy w Warszawie. Szybko okazało się, że sojusz z USA, o którym tyle prezydent Duda trąbił przy każdej okazji, był raczej sojuszem z jednym amerykańskim politykiem – Donaldem Trumpem.
Słyszymy przez lata o Międzymorzu. O tym, jak to rozmaici politycy w Europie środkowej orientują się na Warszawę i starają się z nas czerpać wzory. Widzowie rządowych programów widzą prezydenta Dudę, wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego niemal jako hetmanów polnych Europy środkowej gotowych poprowadzić narody regionu na Brukselę.
Teraz w kluczowym momencie - "międzymorzanie" nie popierają nas w Unii, Rumunia się odcina. Premier leci na Węgry. Jedyny sojusz jaki został rządowi to ten z Viktorem Orbanem? Żal patrzeć. Polska stała się państwem jednego sojuszu – tego z Węgrami. Nic nas nie przebije w miłości do braci Węgrów, ich kultury i jedzenia, ale jednak to wszystko za mało jak na największe środkowoeuropejskie państwo z ambicjami wpływania na politykę europejską. Jeszcze rok temu władza przedstawiała wybór Ursuli von der Leyen na szefowa komisji Europejskiej jako sukces ekipy PiS – dzisiaj pisma rządowe obchodzą się z nią jak w latach sześćdziesiątych polska prasa z Adenauerem. Jeszcze w lipcu premier Morawiecki chwalił się wynikami szczytu europejskiego w sprawie budżetu. Dzisiaj grozi jego wetem.
Na całym świecie politycy chwalą się skutecznością. U nas przeciwnie - pokazują rany z bójek w które bezsensownie się wdali w naszym imieniu. Ukoronowaniem tego wszystkiego jest kwestia budżetu europejskiego i praworządności. Nie umieli poradzić sobie z negocjacjami rozporządzenia tak jak chcieli, to zamiast podać się do dymisji krzyczą na cała Europę, że nikt nas nie lubi i nie przyjmiemy budżetu dla wszystkich. Poprzez kłótnie w obozie władzy i konkurs który z polityków jest „twardszy”, polska polityka europejska i zagraniczna zostały wprowadzone w śmiertelne wibracje, które prowadzą nas faktycznie na margines dyskusji o przyszłości kontynentu. Widać jak na dłoni, że zostało nam liczyć już tylko, że Orban nas nie zostawi, a jest to gracz przedni, bo wtedy naprawdę pozostanie już tylko skowyt „Niemcy nas biją”.