Od Krakowa do Brukseli. Wina Tuska
Głowy rozpalone dyskusją o aborcji nie znalazły wytchnienia po stanowisku w tej sprawie zarządu Platformy Obywatelskiej. W gruncie rzeczy zostaje jak było: czyli każdy w PO, nie mówiąc już o posłach spoza KO będzie mógł głosować jak zechce, czyli jak pozwoli mu sumieniem.
Deklaracja PO być może – co najwyżej - przesuwa te partię bliżej lewicy. Jeśli tak jest to tym bardziej PO będzie musiała szukać aliantów w centrum, bo przecież część jej wyborców jest za tym, żeby wrócić do kompromisu z 1993 roku. A oni także potrzebują znaleźć na liście opozycyjnej koalicji tworzonej przez PO kogoś z kim się bardziej ideowo identyfikują. Czy jest przypadkiem, że w ostatnich wyborach parlamentarnych na czterech posłów KO z Krakowa, którzy weszli do Sejmu, aż trzech kojarzonych jest z prawym skrzydłem partii. Ciągnięcie debaty o aborcji w obecnych okolicznościach służy tylko politycznej awanturze i jest w interesie partii władzy.
Opozycja nie ma możliwości realnego wpłynięcia na sytuację w parlamencie ani na uzdrowienia Trybunału Konstytucyjnego. Na koniec jeśli chcemy być wobec wyborców fair powinniśmy powiedzieć trzy rzeczy: po pierwsze stanowisko polityczne jest stanowiskiem politycznym, dzisiaj nie wynikają z niego żadne realne fakty, po drugie w sprawie aborcji jak w każdej innej będzie głosowanie, albo w parlamencie albo w referendum. Po trzecie na koniec i tak będzie kompromis: ten stary albo jakiś inny. Tak działa demokracja. Im szybciej demokraci przyjmą to do wiadomości tym lepiej. A wcześniej trzeba w Kraju przywrócić reguły demokracji. Bo głosowania i zawieranie kompromisów będą miały sens dopiero gdy się w kraju posprząta.
W Sejmie wystąpił premier Mateusz Morawiecki. Nie, nie wciąż nie przyniósł dokumentów ratyfikacyjnych związanych z przyjęciem przez Polskę Funduszu Odbudowy. Pomijam fakt, ze w związku z wielką pulą dodatkowych pieniędzy nawet we Włoszech, które słyną z kłótliwych polityków powstał rząd ekspertów z wszystkich partii pod kierownictwem Mario Draghi – tylko po to, żeby dobrze wykorzystać europejskie środki. U nas inaczej – rząd nie przygotowany, nie rozmawia poważnie o wydawaniu tych pieniędzy ani z samorządami ani z opozycją ani nawet między sobą. Więc premier w tych okolicznościach przyszedł do Sejmu przemawiać o mafiach vatwoskich.
Jego ton wobec opozycji i ponad połowy proeuropejskiego społeczeństwa "wasza Komisja Europejska" budził zażenowanie. Ironiczny styl premiera pod adresem Komisji niestety odbiera powagę premierowi rządowi mojego Kraju. Komisji nie szkodzi... Każda okazja dobra, żeby dezawuować w oczach Polaków integrację europejską. A mądrzy Włosi już się wzięli do roboty i wydają euro. U nas rząd populistów jak zwykle – na kłopoty "wina Tuska". I hajda!