Od Krakowa do Brukseli. Zanim będziemy Holandią
Gdzie się podziało wsparcie dla polskich rodzin? Gdzie pomoc polskim firmom rodzinnym? Gdzie patriotyzm gospodarczy?
Teraz jest czas na działanie. W Polsce jest około 2,5 mln kredytów hipotecznych, spłaca je około 4 miliony ludzi, niemal wszyscy z nich to właściciele jednego kredytu hipotecznego. Najczęsciej sfinansowali z niego własne mieszkanie. Do tego kupili pralkę, telewizor, zmywarkę. Każdy z tych kredytów napędzał gospodarkę i pozwalała tworzyć tkankę nowoczenej Polski. Pozwalał na normalne funkcjonowanie rodzin.
Właściciele tych kredytów to właśnie polska klasa średnia, nie żadni bogacze. Bez tych kredytów Polska byłaby innym państwem, jako Polska bylibyśmy innym społeczeństwem. Nasz kraj to nie Dania czy Holandia, że każdy prawie ma jeszcze jakąś nieruchomość, jakieś zakórniaki. Dla polskich podatników, pracowników firm, lekarzy i prawników, ludzi, którzy wyrośli już w nowej Polsce, każdy z tych kredytów to gwarancja, że mają gdzie mieszkać. I jedyna gwarancja, że nasz kraj będzie za jedno-dwa pokolenia normalnym ogniwem Zachodu z klasą średnią, która nie tylko aspiruje, ale realnie coś ma.
Władzy naszej brakuje tej wyobraźni społecznej, by dostrzec, że raty kredytów zabijają klasę średnią. Władzunia nie rozumie tego, co znaczy teraz uderzenie w klasę średnią, albo, co gorsze, lekceważy tę sytuację. Oni naprawdę myślą, że to „nie ich wyborcy”. Jeśli kredyty hipoteczne spłaca 4 miliony ludzi, to są wśród nich wyborcy wszystkich partii - od konferderaty po razemka. Stawką jest przyszłość Polski, a nie jakiegoś „elektoratu”.
Poseł Suski rezolutnie radzi, żeby spłacić kredyty, a posłanka Rafalska (oboje z obozu władzy), żeby „przetrwać”. Bezmiar cynizmu tej ekipy wyraża się najlepiej w filipikach o niczym prezesa Glapińskiego. Otóż ciężko pracujący Polacy lepiej od was wiedzą, że trzeba spłacać. Tylko wy pozapominaliście o hasłach, z którymi szliście do wyborów: o empatii, którą żeście obiecywali i zwyczajnej odpowiedzialności rządu za politykę banków, które wziął pod swoje skrzydła. Mam dosyć uśmieszków Glapińskiej i ironii Suskiego, gdy moi przyjaciele - ludzie ciężkiej pracy - zastanawiają się, z czego spłacać kredyt, którego rata wzrosła już o połowę w ciągu roku. I nie chce mi się już pytać, ilu z nich wzięło na poważnie obietnice prezesa Glapińskiego, że „inflacja nam nie grozi”.
Tymczasem banki chwalą się wielkimi zyskami. Jak to miało być? Państwo miało mieć wpływ na niektóre banki, żeby prowadziły politykę w duchu patriotyzmu gospodarczego.
No to właśnie jest okazja. Czas zacząć od tych banków, w których siedzą ludzie władzy. Obecnej władzy.