Od redaktora. Sławomir Sowa: Na konflikcie z Izraelem przegrywamy, co się da
Mijają 73 lata od zakończenia II wojny światowej, a za bary biorą się Polacy i Żydzi, dwie największe ofiary niemieckiej machiny śmierci.
Chyba trudno o bardziej przerażający paradoks. A gdzie dwóch się bije, tam trzeci jednak korzysta. Żadne zapewnienia, że przecież wszyscy wiedzą, kto zakładał obozy śmierci i wymordował miliony ludzi, nie zmienią faktu, że wobec rozgorzałego konfliktu sprawa niemieckiej odpowiedzialności jakby schodzi na dalszy plan. Choćbyśmy pękli z poczucia godności i uchwalili jeszcze sto ustaw karających za posądzanie Polaków o udział w Holokauście, na światowej wokandzie - a jest nią dziś internet - na pozycji nr 1 staje sprawa polskiego udziału w zbrodniach na Żydach. Fraza „Polish death camps”, której użycie do tej pory wynikało nie tyle ze złej woli, co z ignorancji i próby lokalizacji obozów na skróty, robi zawrotną karierę. A przecież miało być odwrotnie.
To wszystko nie mogło się zdarzyć w gorszym momencie. Sejm uchwalił ustawę nakładającą kary za przypiswanie Polakom udziału w Holokauście, w przeddzień Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Obchody, za sprawą ostrej reakcji ambasador Izraela, skoncentrowały się nie na ofiarach i zbrodniarzach, ale na wrażeniu, że Polska ma coś do ukrycia.
Na domiar złego dwa dni później do Moskwy pojechał premier Izraela Benjamin Netanjahu, gdzie z Władimirem Putinem w Muzeum Żydowskim i Centrum Tolerancji otwierali wystawę poświęconą buntowi w obozie zagłady w Sobiborze, którym kierował Żyd, radziecki oficer. Żadnych animozji, tylko oddanie hołdu ofiarom. Czyli tak, jak powinno być podczas obchodów w Auschwitz-Birkenau, ale nie było.
Wracając do Polski. Jest oczywiście pytanie, czy rząd Izraela uroczystości w Auschwitz-Birkenau powinien był wykorzystać do protestu przeciwko polskiej ustawie, niezależnie od tego, jakie obawy z tą ustawą wiąże. Władze Izraela zapewne zdawały sobie sprawę, jaki sygnał pójdzie w świat.
W każdym razie Polska, jak na razie, przegrywa na tej sprawie wszystko, co jest do przegrania. Pytanie, dlaczego przegrywa. Czy Sejm, rząd, służby dyplomatyczne nie zdawały sobie sprawy, jaka może być izraelska reakcja? Czy Sejm musiał uchwalać tę ustawę w przeddzień uroczystości? Przecież to jest elementarz uprawiania polityki.
Jest jeszcze jedna rzecz. Gwałtowny izraelski protest jest dla większości Polaków kompletnie niezrozumiały, wręcz oburzający. A racje żydowskie warto poznać. Izraelski dziennik Haaretz cytuje historyk Havi Dreifuss, że tych 6700 Polaków Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata to raczej wyjątek niż norma. Dlaczego? Tu pada inna liczba, z powołaniem się na polskich badaczy. Spośród 250 tysięcy Żydów szukających pomocy u Polaków, przeżyło mniej niż 10 procent, a ogromna większość tych, którzy zginęli to Żydzi przez Polaków zabici lub przekazani Niemcom, co na jedno wychodziło.
Dobrze się ma u nas dewiza Romana Dmowskiego: Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie. Z drugiej strony, nie brakuje takich, którzy uważają, że są Żydami, więc mają obowiązki żydowskie. Trzeba wyjść poza te „obowiązki” i przynajmniej spróbować poznać i zrozumieć racje i obawy drugiej strony.