Odbarwiamy powstańców śląskich. "Musimy przywrócić im pamięć" - prof. Długajczyk
Nie chciałbym, żeby stulecie powstań śląskich skończyło się na złożeniu wieńców. Jeśli chcemy docenić ich ważność dla Polski, musimy przywrócić im pamięć - mówi prof. Edward Długajczyk, historyk.
Zbliżamy się do setnej rocznicy powstań śląskich. Potrzebna jest nam głębsza refleksja nad tymi wydarzeniami?
Niewątpliwie tak, bo trzeba powstańców na nowo przedstawić, odbarwić. Od przedwojny pokazujemy ich jednowymiarowo, że są rdzeniem patriotycznego ludy śląskiego. A to nie była społeczność jednakowa, kierowała się różnymi motywami. Powstania same się bronią, nie trzeba ich koloryzować. Zbliżamy się też do 90. rocznicy Wyroku Sądu Marszałkowskiego nad Wojciechem Korfantym, któremu zarzucono naruszenie godności posła, bo na jakimś etapie został powiernikiem przemysłu niemieckiego. Czy ten sąd nie powinien dziś pójść do poprawki? Wiele spraw, które się wiążą z powstaniami śląskimi, wymaga nowego przemyślenia.
Smutne, że powstańcy śląscy to wciąż anonimowi bohaterowie. Wiemy o ponad 25 tys. osobach zweryfikowanych w latach 1936-1939, a co zresztą?
A kto to miał zrobić?
Jak to, kto? Śląsk!
Próbowałem to robić w ramach Pracowni Powstań Śląskich Muzeum Śląskiego, ale sprawie ukręcono łeb. W powstaniach śląskich, zwłaszcza w trzecim, wzięło udział 50-60 tys. ludzi. Mówimy o zbiorowym bohaterze, bo o szeregowcu nie mamy pojęcia. W aktach powstańczych wszystko jest, trzeba tylko do nich sięgnąć. Trzeba stworzyć bazy danych powstańców, wyłowić ich postawy polityczne.
Powstania śląskie zawsze były rozgrywane politycznie?
Zawsze. W okresie międzywojennym, zwłaszcza po 1926 roku, gdy toczyła się ostra walka polityczna, dochodziło do sporów o pamięć powstańczą, kto w tych powstaniach był ważniejszy. Niektórzy powstańcy, z wojewodą Michałem Grażyńskim, odmawiali Wojciechowi Korfantemu, dyktatorowi III powstania śląskiego, prawa do zasług. Byli zwolennikami rozstrzygnięć militarnych i walki do ostatecznego zwycięstwa. Korfanty studził ich zapędy, uważał, że samo powstanie nie może doprowadzić do przyłączenie Śląska do Polski, potrzebna jest dyplomacja.
W PRL-u powstańcy byli przez władzę hołubieni raczej bez wyjątków?
Komuniści byli nastawieni antyniemiecko i w tej ideologii antyniemieckiej świetnie mieściły się powstania śląskie. Powstańcy też w tę ideologię łatwo się wpisali.
Dziś do publicznej przestrzeni mocno przebija się narracja, która nazywa powstania śląskie wojną domową. Zgadza się z tym pan profesor?
Ktoś sobie ostatnio tak wymyślił, że to była wojna domowa, co, moim zdaniem, nie ma znaczenia. Gorzej, gdy się mówi, że to była wojna domowa, o której trzeba zapomnieć, bo była nieszczęściem dla Śląska. Z tym się nie zgadzam. Uważam, że to było zdarzenie przełomowe, wielkie.
Jak to powiedzieć Polsce?
Trzeba jej przypomnieć, że bez powstań śląskich Polska nie byłaby taka, jaka się odrodziła. Byłaby mniejsza i mniej zamożna. Dostała przemysł i ludzi z inną mentalnością. Powstańcy nie mieli mentalności polskiej. Należy też przypomnieć, że to było wielkie wydarzenie dla samych Ślązaków. Nie dla wszystkich, ale byli tutaj ludzie, którzy poszli do powstań nie po to, żeby się bić z sąsiadami tylko żeby znaleźć swoje miejsce. Jedni czuli się bardziej Polakami, inni mniej, ale swoją przyszłość widzieli w Polsce. I ci zdeterminowani, ci pariasi ruszyli do walki. Powstania śląskie były buntem pariasów. To są przesłanki elementarne, z których trzeba sobie zdać sprawę.
Zatem dopisywanie powstań śląskich do powstań narodowych jest słuszne? Powstańcy walczyli pod sztandarami biało-czerwonymi.
Piłsudczycy, którzy dołączyli do powstańców, podnosili biało-czerwone sztandary, ale to nie trafiało do samych powstańców. Oni mieli inne motywacje, nie narodowe. Nie chcieli zostać w Niemczech, gdzie byli obywatelami drugiej kategorii, bez szans. Dziś mówi się też o opcji niepodległościowej Śląska, ale ona była nierealna w tamtych warunkach. Oczywiście, wielu Ślązaków czuło się Polakami i nie widzieli innej drogi, jak tylko z Macierzą. Drudzy dodawali, że trzeba iść z Polską, ale chcą być gospodarzami tej ziemi, chcą być u siebie.
Jest szansa, że setna rocznica powstań śląskich skłoni nas do wspólnego świętowania?
To pytanie do polityków. Czy jest możliwe, że przy jednym stole usiądzie wojewoda śląski (PiS) z marszałkiem województwa śląskiego (PO) i porozmawiają, jak godnie uczcić te rocznice. To jest problem, od którego trzeba zacząć; od gotowości współdziałania przedstawicieli różnych partii politycznych, bo o ślązakowcach nie mówię. Nie chciałbym, żeby to stulecie skończyło się tylko złożeniem wieńców. A jeśli chcemy docenić ważność powstań śląskich dla historii Polski, to trzeba im nadać odpowiednią rangę, odłożyć na ten czas inne spory, stworzyć komitet organizacyjny, ponadpartyjny, ludzi dobrej woli. Trzeba odbudować pamięć o powstaniach śląskich i nieważne, że każdy będzie miał inną tę pamięć. Zapomnieć, nie wolno.
Jak powinni się zachować pracownicy nauki? Ta historia przestała być dla nich ciekawa?
Nie ma świadków, nie ma Jerzego Ziętka, który inicjował wiele przedsięwzięć na rzecz powstańców. Wyobrażam sobie, że z okazji stulecia powstań śląskim odbudujemy także grono ich badaczy. Cokolwiek będziemy chcieli zrobić, potrzebne są pieniądze. Jeśli chodzi o prace naukowe, to o żadnych nowych nie słyszałem. Jest już ostatni dzwonek, żeby cokolwiek napisać na to stulecie.
Pojawiła się na forum społecznościowym informacja, że powstaje publikacja, która ma odkryć jakieś mroczne dzieje powstańców i nas zawstydzić. Czegoś mamy się obawiać?
Nie ma obaw, choć pisanie czegokolwiek o powstaniach śląskich wymaga odwagi, bo staje się deklaracją polityczną. Ludzie młodzi mają więc opory.
Na ile w dotychczasowych badaniach naukowców były wykorzystywane źródła niemieckie?
W bardzo niewielkim zakresie, bo kto miał pieniądze, żeby wybrać się na te badania do Niemiec? One się pewnie odrodzą. Ale w dostępnych nam zbiorach powstańczych - Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku oraz Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie - jest mnóstwo ciekawych dokumentów do zbadania. W Warszawie leży około 800 teczek, których nikt nie miał w ręce. Mamy dołek badawczy.
Ponad dziesięć lat temu w Muzeum Śląskim, za dyrektora Lecha Szarańca, powstała Pracownia Powstań Śląskich, by wydać drukiem archiwa powstańcze odnalezione w Nowym Jorku. Dlaczego dotąd nic się nie ukazało? Pan profesor był kierownikiem tej pracowni.
W 2015 roku były gotowe trzy opasłe tomy. Wymagały pracy redakcyjnej i sporządzenia indeksów. Dotyczą I i II powstania oraz obrony plebiscytu w 1921 roku. Moim zadaniem było przetransponowanie całej części nowojorskiej archiwum na teksty źródłowe według zasad naukowego edytorstwa. Trzecie powstanie nawet nie zostało ruszone. Kolejny dyrektor, Leszek Jodliński, całkowicie sparaliżował dalsze prace, uprzykrzał nam życie. Jego następczyni, Alicja Knast nie wykazywała zainteresowania. Moja interwencja u marszałka śląskiego nie przyniosła skutku. Odszedłem z Muzeum Śląskiego.
Akta nowojorskie są na mikrofilmach. Dlaczego ich druk jest taki ważny?
Akta zawierają głównie ewidencje personalne. Przed drugą wojną zostały wyłączone z akt przechowywanych w Warszawie, bo były potrzebne do wystawiania różnych zaświadczeń. W czasie wojny przepadły i sądzono, że zostały zniszczone celowo, by nie trafiły w ręce Niemców. Tymczasem wywieziono je do Nowego Jorku. Dowiedzieliśmy się o nich w 1997 roku. Tam jest 13 m akt, wymieszanych. Nie ma innej rady, jak je opracować, nie opuszczając niczego.
Czy na stulecie akta powstańcze nie powinny wrócić w miejsce, gdzie zostały wytworzone, czyli na Śląsk? To jest śląskie dziedzictwo.
Były czynione takie starania i efektem jest tylko to, że Warszawa sfilmowała swoje zasoby. Potrzebny jest jeszcze inwentarz. Tam znajduje się 40 m akt powstańczych, przemieszanych i znalezienie czegokolwiek, jest szukaniem igły w stogu siana. Umieszczając je na Śląsku, mogłyby ożywić badania. Pytanie, kto na Śląsku miałby się tym zająć?
Mamy Instytut Badań Regionalnych przy Bibliotece Śląskiej. Bardzo dobre miejsce.
Była już próba przerzucenia Pracowni Powstań Śląskich z Muzeum Śląskiego do Biblioteki Sląskiej, ale się nie powiodła. Jest też Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach i cieszmy się z niego, bo podtrzymuje pamięć o powstaniach.
Czy możliwe, że Józef Piłsudski powiedział: „Śląska wam się zachciewa?! To stara kolonia niemiecka. Mam w d... ten cały Śląsk!”. Po te słowa sięgają nawet ważni politycy na Śląsku.
Nie dajmy temu wiary. Spotkałem się w tekstach publicystycznych z tą jego rzekomą wypowiedzią, ale w dokumentach nie ma śladu. Piłsudski nie wierzył w skuteczność akcji zbrojnych na Śląsku. Był przekonany, że jeśli przypadnie Polsce choć część tej ziemi, to będzie to dar wielkich mocarstw. Gdy w sierpniu 1922 roku przyjechał do Katowic, w związku z przejęciem części Górnego Śląska przez Polskę, mówił, że w najśmielszych marzeniach tego nie przewidywał.
Powstańcy nie pojechali do Warszawy prosić Piłsudskiego o wsparcie dla powstania? Bo to wtedy miały paść te słowa, dziś nadużywane.
Piłsudski mógł co najwyżej powiedzieć, że nie wierzy w skuteczność ich zamiarów, ale z pewnością nie był przeciwnikiem powstańców. Przecież wysłał do nich swoich zaufanych oficerów z Oddziału II Sztabu Generalnego, którzy wierzyli, że w ten właśnie sposób da się odzyskać Śląsk dla Polski. W delegacji na rozmowy z Piłsudskim był w 1919 roku Alojzy Pronobis, późniejszy separatysta śląski. Nie rozmawiał z Marszałkiem, bo go do niego nie dopuszczono, ale z otoczeniem. Pronobis doszedł wtedy do wniosku, że w tej Warszawie nie ma z kim rozmawiać i trzeba na Śląsku robić swoje.
Zadajemy sobie pytanie, czy Polska odwdzięczyła się powstańcom za to, co zrobili? Czy sto lat później możemy to jakoś nadrobić?
Jak przy każdej rewolucji, bo to była rewolucja, niektórzy na niej skorzystali, ale nie wszyscy. Ci powstańcy, którzy opowiedzieli się za Korfantym, zostali odrzuceni. Innym pomagano na różne sposoby.