Oddała nerkę swemu bratu
Na co dzień jako nauczycielka dzieli się swoją wiedzą i umiejętnościami. Podzieliła się też sobą, oddając nerkę do przeszczepu. Podkreśla, że to nic wielkiego. Tak po prostu trzeba. I tyle.
Nie miała wątpliwości, że musi to zrobić. Przecież to jej brat. On? Nie chciał o tym słyszeć. Nie chciał narażać bliskiej osoby. Ona? Nie dała za wygraną. - Mamo, a może ja oddam wujkowi nerkę? - pytał młodszy syn. - Dziecko, ale ty nawet nie masz 18 lat - przekonywała.
Renata Łado jest nauczycielką w Szkole Podstawowej nr 1, wychowawczynią trzeciej klasy. Jak mówi, musiała przygotować uczniów na to, że na jakiś czas muszą się rozstać. One? Zarzuciły ją mnóstwem pytań. - A którędy będą pani wyciągać tę nerkę? A nic się pani nie stanie? Ooo, pani jest jak superbohater! - mówiły.
Ona? Tłumaczyła, że niedługo znów się spotkają. Że musi ich opuścić, by podzielić się tym razem częścią siebie. Tak, jak z nimi dzieli się na lekcjach swoją wiedzą i różnymi umiejętnościami.
Z bratem Januszem też zawsze się dzieliła. Wszystkim. Wszak dzielił ich tylko rok różnicy. Potrafili się dogadać. Dzieciństwo spędzili w Świebodzinie (pani Renata urodziła się w Sulechowie), gdzie chodzili do szkoły... Potem była Zielona Góra.
- Los się tak potoczył, że brat zamieszkał jednak nad morzem, w Międzywodziu - opowiada pani Renata.
Odległość jednak nie jest dziś żadną przeszkodą, by mieć ze sobą bliski kontakt. Kiedy pan Janusz zachorował, linia Zielona Góra - Międzywodzie była gorąca. Przestały pracować obie nerki. Mimo dializ samopoczucie brata pani Renaty pogarszało się.
- Płakał, gdy przekonywałam go, żebym mogła mu oddać swoją nerkę. Bał się o mnie i nie chciał, bym to zrobiła - mówi R. Łado. - Dopiero po 2 latach uległ mojej namowie.
Nie bała się. Wiedziała ogólnie na czym operacja ma polegać. Nie chciała znać szczegółów. Bo wiadomo, w internecie można znaleźć wszystkim. I się niepotrzebnie nakręcać.
Przeszczepy najczęściej dotyczą rodziców, oddających swoje organy dzieciom. Przypadki transplantacji wśród rodzeństwa zdarzają się rzadziej.
- Mieliśmy rozmowy z psychologiem. Dokładnie wypytywano nas o motywację. Obie strony muszą być zdecydowane - opowiada pani Renata. - Wielokrotnie zadawano nam różne pytania, by mieć stuprocentową pewność, że nie ma w tym przypadku żadnych korzyści majątkowych.
Przeszli wiele specjalistycznych badań w szpitalu na Pomorzanach w Szczecinie, bo tam miał się odbyć przeszczep. Okazało się, że nic nie stoi na przeszkodzie.
11 stycznia br. znaleźli się na jednej sali. Następnego dnia odbyła się operacja. - Najpierw wywieźli mnie na salę. By wyjąć mi nerkę. Potem do drugiej sali wywieźli mojego brata - opowiada zielonogórzanka. - Byłam spokojna, nie denerwowałam się. Oglądałam te wszystkie lampy, słuchałam anestezjologa, który tłumaczył, co mi robi.
Igły w rękę, włosy, czepek, dezynfekcja całego ciała, maska.... Sen. Została wybudzona na sali operacyjnej. Potem wróciła tam, gdzie leżała z bratem. Jego jeszcze nie było. Właśnie dostawał nerkę. Od siostry. By mieć trzy, w tym dwie, które sprawiały tyle problemów zdrowotnych.
Czas się dłużył. Wreszcie jest! Wjeżdża na salę. - Renatka, jak się czujesz? - od razu pytał pan Janusz.
Byli zmęczeni, ale szczęśliwi. Co jakiś czas budzili się, patrzyli na siebie i pytali nawzajem: - Dobrze? Dobrze!
W cewniku zbierała się mocz. To oznaczało, że nerka dobrze pracuje.
W domu szybko wracali do pełni sił. - Renatka, jak ja się teraz dobrze czuję! Dzięki tobie!- cieszy się pan Janusz.
Ona? Mówi, że jest maksymalnie szczęśliwa. I gdyby miała jeszcze raz to zrobić, nie zawahałaby się ani minuty. Sama też czuje się dobrze.
- Byłam już w Szczecinie na pierwszych badaniach pokontrolnych. Wszystkie wyniki mam dobre - opowiada. - W ogóle sama dobrze się czuję. Żyję normalnie. Chciałabym już wrócić do szkoły, ale lekarze przekonują, że trzeba jeszcze odpocząć.
Czy nie myślała o urlopie zdrowotnym, który przysługuje nauczycielom? Nie! - A co ja bym w domu robiła? - pyta. - Zanudziłabym się.
Była już na radzie pedagogicznej podsumowującej pierwszy okres. Zaprosił ją dyrektor. By powiedzieć, że jest ona dla koleżanek i kolegów, jak i uczniów bohaterką.
- Jestem im bardzo wdzięczna za wsparcie. Od początku, gdy tylko powiedziałam, że mnie nie będzie, że trzeba przygotować zastępstwa - podkreśla nauczycielka. - Dla mnie było to bardzo ważne. Tak jak i wsparcie mojej całej rodziny. Zwłaszcza męża, który był na każde zawołanie. Woził mnie do Szczecina na badania. I nadal to robi. Pomagali mi synowie. Nigdy nie usłyszałam od nich słów zwątpienia.
Pani Renata żyje normalnie. Wie, że za chwile wróci na siłownię. Bo systematycznie ćwiczyła przed operacją.
- Nie będą mogła jedynie uprawiać sportów ekstremalnych - przyznaje i śmieje się: - Ale da się bez tego żyć.
Zielonogórzanka, która oddała nerkę bratu, dostała w szpitalu nową. Plastikową, w brązowym kolorze. I z napisem: Łado.
- Tak wygląda moja nerka, którą ma teraz brat. A tu widać, gdzie mam założone klipsy na tętnicy - pokazuje. I z torebki wyciąga jeszcze kartonik. To oświadczenie woli. - Każdy może wydrukować z internetu i podpisać. Rodzina wie, że jeśli coś by mi się stało, moje organy są dla innych.