Odkrywamy Białystok. Białystok według Augustisa. Portretował ludzi i wydarzenia
Pozostawił po sobie imponującą kolekcję zdjęć. Widać na nich codzienne życie białostoczan
Bolesław Augustis białostoczan najczęściej uwieczniał podczas spacerów. Wychodził przed swój zakład „Polonia Film”, który mieścił się przy ulicy Kilińskiego nr 12. Fotografował w weekendy, kiedy ludzie mieli wolny czas.
– Następnie wręczał im wizytówki, zapraszał do swojego zakładu. Jeśli byli zainteresowani, to wywoływał zdjęcia i je sprzedawał. Tak zwanych ulicówek zachowało się kilka tysięcy – podkreśla Arkadiusz Puchalski z Galerii im. Sleńdzińskich w Białymstoku.
– Bolesław Augustis był rzemieślnikiem, który miał świetne wyczucie kompozycji. Świetnie też kadrował – ocenia Grzegorz Dąbrowski, fotoreporter, naczelny białostockiej „Gazety Wyborczej”, który ocalił zdjęcia Augustisa.
Bolesław Augustis urodził się w 1912 roku. Z rodziną przyjechała do Białegostoku 6 maja 1932 roku z Nowowsybirska. Jego rodzice byli potomkami polskich zesłańców walczących w powstaniu styczniowym w 1863 roku. Bolesław fotografią zainteresował się jeszcze na zesłaniu. W Białymstoku trafił pod opiekę fotografa Józefa Neuhüttlera, który miał swój zakład przy Rynku Kościuszki. W 1935 roku Bolesław usamodzielnił się i otworzył własną pracownię przy ul. Kilińskiego.
Pozostawił po sobie bezcenny zbiór. Portretował przedwojennych białostoczan.
– Fotografował też uroczystości, pogrzeby. Są też zdjęcia miejskich wydarzeń. Wiodącym tematem był też przyjazd prezydenta Ignacego Mościckiego. Jeździł na polowania do Białowieży i w Białymstoku często gościł – opowiada Arkadiusz Puchalski.
– Miasto było podzielone na tzw. rewiry fotograficzne. Bolesław Augustis najczęściej fotografował ludzi w okolicach swojego zakładu. Zapędzał się też w okolice kina Ton, fary, na Planty i do parku Józefa Poniatowskiego – mówi Grzegorz Dąbrowski. – Ale aż 80 procent zdjęć pochodzi z ulicy Kilińskiego.
Karierę fotografa przerwała II wojna światowa. W nocy 31 grudnia 1939 na 1 stycznia 1940 Augustis został aresztowany przez NKWD i wywieziony na Syberię. Tam wstąpił do armii gen. Andersa, z którą przeszedł szlak bojowy. Zawierucha wojenna sprawiła, że już nigdy nie wrócił do Białegostoku. Krótko mieszkał w Anglii. Potem wyjechał do Nowej Zelandii. Tam ożenił się, porzucił fotografowanie. Założył przedsiębiorstwo budowlane. Zmarł w 1995 roku.
Przez lata był fotografem praktycznie zapomnianym. Przełom nastąpił w 2004 roku. Wtedy przypadkowo w opuszczonym domu przy ul. Bema znaleziono kilkanaście tysięcy klatek. – Bawiący się tam chłopcy robili sobie z nich świece dymne. Całe szczęście, że tuż obok próbę miało Towarzystwo O85. Dzięki ich interwencji udało się zabezpieczyć negatywy – opowiada Grzegorz Dąbrowski.
Szybko okazało się, jak cenny jest to zbiór. Zabezpieczeniem i oczyszczeniem zdjęć zajął się właśnie Grzegorz Dąbrowski.
Sama kolekcja zdjęć jest imponująca. – To kilkanaście tysięcy klatek. Do tej pory zakonserwowanych zostało prawie 7 tysięcy. Reszta leży zabezpieczona. Wymaga one solidnej konserwacji – przyznaje fotoreporter.
Fotografie można obejrzeć na stronie Albom.pl. W czerwcu zostaną tu zamieszczone kolejne – ponad dwa tysiące. – Przygotowujemy to w ramach grantu z urzędu miasta – dodaje Dąbrowski.
Od piątku 56 wyjątkowych zdjęć Augustisa można też podziwiać w Galerii Fotografii przy ul. Wiktorii 5 na Bojarach. Głównym ich tematem jest życie w białostockich ogrodach.
Organizatorem wystawy jest Galeria im. Sleńdzińskich i Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej WIDOK.