Odnalazł mogiłę dziadka, którego hitlerowcy zagłodzili na śmierć
Jan Prus zginął podczas okupacji z wycieńczenia w celi tarnowskiego więzienia. W miejscu jego pochówku na cmentarzu w Krzyżu jest pusty plac. Sprawę bada IPN.
Jan Prus w ostatnim liście do żony z lipca 1941 roku pisał: „...jak sprzedaż jałówkę, to kup sobie drzewa do palenia i żyta ze dwa metry, i daj sobie do młyna. Resztę pieniędzy schowaj sobie na czarną godzinę, bo wiesz, że ja pozbawiony wolności i pracy i nie zarobię... Masz tak się gospodarzyć, żebyś głodna nie była. Ja nie wiem, kiedy powrócę, może po ukończonym śledztwie mnie wypuszczą, bo jak mi Bóg miły, ja nie czuję się winny...” Miesiąc później już nie żył. Zmarł z głodu i wycieńczenia, zamknięty w celi tarnowskiego więzienia przy ul. Konarskiego.
Po blisko 76 latach od śmierci dziadka, grób Jana Prusa odnalazł jego wnuk - Marek Zięba. To pusty, zarośnięty trawą plac, między grobowcami na cmentarzu w Tarnowie-Krzyżu. Udało mu się go odnaleźć po prywatnym śledztwie, które prowadził przy pomocy m.in. tarnowskiego historyka Antoniego Sypka.
- Jan Prus był jednym z około 25 tysięcy więźniów politycznych, którzy przewinęli się przez tarnowskie więzienie podczas okupacji. W niektórych okresach przy Konarskiego przebywało jednocześnie 1500, a przejściowo nawet do 2000 tysięcy więźniów, stłoczonych niemiłosiernie w wieloosobowych celach - zauważa historyk.
Tarnów był dla nich w większości jedynie przystankiem w drodze do obozów pracy i koncentracyjnych. Około tysiąca z nich, jak stało się to w przypadku Jana Prusa, niestety zakończyło tutaj swój żywot.
Wojna rozdzieliła piękną miłość babci i dziadka. Niech chociaż po śmierci spoczywają razem.
- Dziadek był ułanem. Służył w okolicach Lwowa i Żółkwi. 1 września 1939 roku został zmobilizowany, a następnie, wraz z zakończeniem działań wojennych, zdemobilizowany. Odwiedzał dom rodzinny wspólnie z porucznikiem Józefem Sarną, bohaterem obrony Powiśla Tarnobrzeskiego - opowiada Marek Zięba.
Do aresztu w Tarnobrzegu trafił przez przypadek w lipcu 1941 roku. - Gdy zorientował się, że areszt jest słabo pilnowany i jest szansa z niego uciec, napisał do babci, żeby dostarczyła mu pilnik, którym mógłby przeciąć kraty. Ta zapiekła go w dostarczonym mu chlebie. Niestety Niemcy odkryli zakamuflowaną przesyłkę i za karę przewieźli dziadka do więzienia w Tarnowie, w którym zakończył swój żywot - opowiada Marek Zięba.
Co istotne - jak dodaje - przeciwko Janowi Prusowi nie wszczęto żadnego postępowania sądowego, nie odbyła się żadna rozprawa z jego udziałem, jak też nie zapadł przeciwko niemu żaden wyrok.
We wrześniu 1941 roku zaniepokojona losem męża żona napisała do naczelnika Zakładu Karnego w Tarnowie pismo z prośbą o informację o jego losie. W odpowiedzi otrzymała list ze zdawkową informacją, że Jan Prus zmarł. Mężczyzna miał 34 lata. Osierocił żonę z dwójką kilkuletnich wówczas córek. Starsza z nich liczy w tym momencie 82 lata, a młodsza z rodzeństwa - mama pana Marka - 79 lat. Obie mieszkają koło Tarnobrzega, gdzie pochowana jest ich mama, zmarła 25 lat temu Maria Prus.
- Babcia bardzo przeżyła śmierć dziadka. Byli młodym małżeństwem, a wojna brutalnie ich rozdzieliła, przerywając wielkie uczucie, które ich łączyło. Po wojnie nie szukała jego grobu, bo nastała inna władza i bała się restrykcji. Dziadek był w końcu żołnierzem Wojska Polskiego - opowiada Marek Zięba.
On sam od ponad 30 lat mieszka w Tarnowie, ale nie był świadomy tego, że grób dziadka znajduje się praktycznie na wyciągnięcie ręki. Z pomocą w ustaleniu miejsca pochówka Jana Prusa pospieszyli mu m.in. pracownicy Miejskiego Zarządu Cmentarzy. Na szczęście zostało ono potajemnie odnotowane w księgach cmentarnych przez ówczesnego grabarza, który w czasie wojny grzebał w Krzyżu zmarłych w więzieniu.
Śledztwo w sprawie śmierci Jan Prusa wszczął już krakowski oddział IPN. - Odnalezienie miejsc pochówku ofiar hitlerowców nie jest łatwe. Od ich śmierci minęło już mnóstwo czasu. W większości nie żyją już świadkowie tych wydarzeń, a Niemcy starali się na wszelki sposób zacierać ślady swoich zbrodni - przyznaje Waldemar Szwiec, naczelnik Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie.
W trakcie śledztwa przeprowadzona ma zostać m.in. ekshumacja szczątków na cmentarzu w Krzyżu, która potwierdzi, czy należą one do Jana Prusa.
- Skremujemy je i zawieziemy na cmentarz, gdzie pochowana jest babcia. Wojna ich rozdzieliła za życia, ale naszym obowiązkiem jako rodziny jest, aby ich szczątki spoczęły w końcu w jednym grobie - mówi Marek Zięba.