Odurzony metanolem: Takie wino jaki rok
Przełom stycznia i grudnia to chwila, kiedy przełączam się na Turniej Czterech Skoczni i Dakar. Taka tradycja od lat, kiedy Polacy nie odgrywali w tych imprezach żadnych ról.
To się drastycznie zmieniło. Rafał Sonik regularnie wpada swym czterokołowcem na pustynne podium, a Adam Małysz udowodnił, że Niemcy, Austriacy czy Norwegowie nie są aż tacy wielcy, żeby nie dało się ich przeskoczyć. Oglądanie zyskało dodatkowe emocje.
Jest kilka oczywistych podobieństw między żużlem i skokami
Na przykład mogłem się ostatnio podenerwować, kiedy na belce siadał Piotr Żyła. Jeszcze gorzej było po... jeśli napiszę, że po „wyjściu z progu” to wielu mi tego nie wybaczy. Niby zdolny skoczek, ale kompletnie się zagubił. Kamil Stoch? Mistrz olimpijski także nie poprawił mi nastroju. Dodatkowo wciąż słyszę dywagacje komentatorów na temat kombinezonów. Nasi mają oczywiście nowe, które są wspaniałe, ale piją w kroku. Innym razem słyszę, że jednak założyli stare, a w telewizorze znów nędza. Moment, moment, ja to już gdzieś słyszałem...
Jest kilka oczywistych podobieństw między żużlem i skokami. Niby wszystko je różni, ale nie do końca. Wielki entuzjasta speedway’a Jacek Frątczak zwrócił kiedyś uwagę na moment, kiedy zawodnik nie ma już stuprocentowego wpływu na narty czy motocykl. Skoczek po wyjściu z progu może balansować i korygować lot, ale nie ma szans na „zrobienia jodełki” i zejście z trasy. Ba, jak się nagle wyprostuje to lepiej nie pisać. Żużlowiec teoretycznie kontroluje ślizg, ale nie ma hamulca, a przednie koło często jest w górze i kierownica służy bardziej do trzymania się niż do prowadzenia maszyny. Ten element wariactwa i istotny udział bezdusznego losu bardzo zbliża obie dyscypliny.
Wróćmy jednak do tego, co i gdzie słyszałem. Kiedy mistrz olimpijski i medalista mistrzostw świata Kamil Stoch mówi po bardzo słabych próbach, że nie wie, gdzie tkwi ich przyczyna to wielu rodaków zaczyna skakać, ale przed telewizorami. Jak to „nie wie”? Wtedy potrafił, a teraz plącze się w okolicach drugiej dwudziestki? Ze spokojem podchodzę do takich sytuacji i mam przed oczami Jarosława Hampela. Druga połowa sezonu 2014, „Mały” po prostu stracił moc. Dlaczego? Najłatwiej zrzucić winę na sprzęt, ale wyrobieni kibice dobrze wiedzą, że nie tylko w nim tkwi słabość. Czy Hampel nagle zapomniał jak to się robi, a tuner podesłał mu całą partię wołowatych motocykli? Nigdy w coś takiego nie uwierzę. To trochę jak z winem. Raz wszystkie warunki idealnie się układają i wychodzi rocznik, że palce lizać, a innym razem kwas, nerwy... Ale przecież to też jakoś przełkniemy.
Ze spokojem przyjmę odległe miejsca Polaków w pustynnym maratonie czy niskie loty, bo występuje tam element losowy. W posunięciach nowej Głównej Komisji Sportu Żużlowego mamy za to plany szalonego farmera. Chłopaki połączyły pierwszą i drugą ligę, a następnie podzielili ją na dwie grupy. To nie jest podział z klucza, ale raczej jakiś koszmarny wytrych. Działacze piłkarscy, którzy stanowili dotąd niedościgniony wzór głupoty przy wszelkich reformach, zostali właśnie zdublowani. Ten miód chyba trzeba będzie popić...