Odwołajmy w tym roku wszystkie festiwale
Minister Mariusz Błaszczak staje na głowie, żeby festiwal w Opolu nie był jedynym odwołanym festiwalem tego lata. Ma chyba zadziałać zasada wzajemności - jedna impreza nasza, druga wasza - bo padło na Przystanek Woodstock. W sumie szkoda, że nie wybrał jednego z tych nędznych kabaretonów, na których zarykuje się wakacyjna publiczność, ale być może w tym roku będzie na nich występował Jan Pietrzak i taki ruch byłby wysoce nieroztropny.
Minister wie, że słowa mają kluczowe znaczenie, a przekaz musi być jasny i mocny, więc raport policji - którą, może warto to dopowiedzieć, sam zarządza - dotyczący festiwalu w Kostrzynie uznał za „druzgocący”. Komunikat poszedł w Polskę, niektórzy rodzice już zapewne zdążyli wpaść w lekką panikę, a burmistrz Kostrzyna został postawiony pod ścianą - to od jego decyzji zależy, czy Przystanek się odbędzie. Minister umył ręce i z gracją przerzucił na niego odpowiedzialność za wszystko, co zdarzy się na przełomie lipca i sierpnia.
Przejrzyjmy raport, skróty, jak to się mówi, od redakcji. „Przewidywane zagrożenia: zamach o charakterze terrorystycznym, panika wywołana fałszywym alarmem lub faktycznym zamachem; zakłócanie porządku publicznego; bójki, pobicia, uszkodzenia ciała; kradzieże; przestępstwa narkotykowe: handel, udostępnianie, posiadanie; naruszenia przepisów ustawy o wychowaniu w trzeźwości; przestępstwa na tle seksualnym”.
Uff, w istocie, program takiego festiwalu zmrozi krew w żyłach każdego rodzica. Ale jakby to powiedzieć… Są to oczywiście poważne zagrożenia, ale wszystkie występują w każdy weekend na Rynku Głównym i okolicach. Raport ów pasuje do każdej imprezy masowej. Nawiasem mówiąc, trudno oprzeć się wrażeniu, że poza uwagami o terrorze reszta kopiowana jest według wzoru z lat 80-tych i czasów Jarocina.
Pojawiły się rubaszne argumenty, że ryzyko zamachu na Przystanku zwiększa bliskość niemieckiej granicy, bo za nią krewkich muzułmanów jest jak pod Wiedniem w 1683. Wyobraziłem sobie taki obrazek, że dżihadyści palą ogniska na brzegu Odry i czekają tylko na odpowiedni moment do ataku.
Mimo wszystko, jako dość ryzykowna jawi mi się teoria, że zamachowcy są leniwi i nie lubią wysadzać się daleko od domu. Idąc tym tropem, taki Open’er w Gdyni byłby całkowicie bezpieczny - dla terrorystów za daleko, za drogie bilety na PKP. Kraków Live Festival? To samo. Wianki? O rany, przecież pośród skrzyń z fajerwerkami dałoby się przemycić taką z dynamitem, ale jak daleko ma do nas taki dżihadysta! No nie dojedzie. O Czad Festiwalu w Straszęcinie nie wspominam, bo to już powiat dębicki, lata świetlne od Odry.
Proponuję sporządzić raport na temat tego, co dzieje się wokół Przystanku. Również będzie druzgocący.