Ody i uda, czyli będę chwalił! Goła Żyła wiosny nie czyni, zwłaszcza że wyskakuje zza niej Piotr z telemarketingiem
Piszą do mnie Państwo, że za rzadko kogoś chwalę. Odparłbym, że zajmuję się tu głównie polityką i rodzajem ludzkim, a politycy i najgłośniejsi przedstawiciele homo sapiens (co często na jedno wychodzi, tyle że „sapiens” budzi w przypadku polityków moje zamaszyste wątpliwości) rzadko dają nam powody do dytyrambów i ód. Jednakowoż coś obiecam: będę od czasu do czasu chwalił, i to nawet słusznie.
Obietnicę tę składam mając w pamięci mą śp. Babcię Kazimierę, która przeżyła dwie wojny i powiła siedmioro dzieci w czasach głównie hitlerowskich i stalinowskich. A jednak nic jej tak nie przerażało, jak XXI wiek. I wszystko przez dziennikarzy! Nie pojedzie taki na festyn hodowców rzeżuchy do Kasinki Małej; albo nawet pojedzie, tylko nie dadzą tego w CNN lub innej BBC. Ani nawet w TVN. To on następnym razem woli jechać na wojnę, albo wydłubać jakąś aferę. Albo chociaż zderzenie czołowe sfilmuje.
I szary człek, jak moja Babcia, ma wrażenie, że w świecie nic, tylko wojny, kataklizmy, katastrofy (łamane przez zamachy). Przewroty, upadki. Gwałty i molestowania. #metoo nie dotyczy bynajmniej globalnego zlotu pulchnych miłośników tartinek i herbaty roobois.
Owszem, od wielkiego dzwonu mignie nam w TV suknia ślubna Meghan, ale tylko po to, by ci wykrzyczeć w nos, człeku, że cię nie stać! Goła Żyła wiosny nie czyni, zwłaszcza że zza jej półkolistych końcówek pleców wyskakuje Piotr, i to z telemarkiem (telemarketingiem?). Zresztą w okamgnieniu media wracają do recydywy. Przy ich jednodniowym, ba – jednogodzinnym – przekazie Apokalipsa św. Jana jawi się jako „Pora na Telesfora” lub „Teletubisie”.
Więc ja to dziś zmienię, na mym poletku, i pochwalę. Ale nim to zrobię, zjadę jak psa. Dziennikarz tak ma. Inaczej by się pochorował. Zatem idę ostatnio zarejestrować pojazd, a tu w wydziale komunikacji – oblężenie. Pobierasz numerek, a na nim jest napisane, że przed tobą 37 osób. Przewidywany czas oczekiwania: trzy godziny.
Mówię sobie: trudno, widocznie dzisiaj wszyscy mieszkańcy powiatu przyszli zarejestrować auta, motory, ciągniki oraz grabie. Ale nie. Mówią mi urzędniczki, że tak jest zawsze! Od lat. Normą jest też to, że zamówiony (w przetargu niby) za nasze miliardy system CEPIK przeważnie nie działa. Tkwię więc w kolejce i patrzę na sto aut pod urzędem, oddzielonych od ulicy szlabanem. Pytam z nudów, czyje to. – No przecież nasze – odpowiadają mi urzędnicy.
Tedy wyobrażam sobie Biedronkę, w której są trzygodzinne kolejki do kasy i na parkingu miejsce wyłącznie na auta kasjerek. Państwo też się turlają? W życiu byście tam nie poszli? Padłoby na pysk drugiego dnia? Racja. A urząd nie padnie. Może tak działać latami. No… chyba że zmienimy sobie włodarza na takiego, który to zmieni. Warto o tym pamiętać niebawem.
A teraz obiecana pochwała: dla wojewody małopolskiego Piotra Ćwika. Przy wszystkich ograniczeniach kadrowych i lokalowych on się bardzo stara zorganizować pracę podległej placówki tak, by kolejki były jak najkrótsze, a sama wizyta w urzędzie - przyjemna. Przed sezonem wakacyjnym w soboty paszporty wydaje! Myśli jak Biedronka: by klienta zadowolić. Niniejsza apoteoza jest tym bardziej zasadna, że on przecież nie musi. Czy się stoi, czy się leży, urzędnikowi nagroda się należy. W dodatku, jeśli przypadkiem nie jest ministrem, nie musi jej wpłacać na Caritas.