Ofensywa prawicy w Europie. Brukselska elita myśli tylko o uratowaniu własnych posad
Słowenia to kolejny kraj, w którym wybory wygrała prawica. Podobnie jak w innych europejskich państwach, gdzie od wielu miesięcy dokonuje się stopniowy, ale wyraźny zwrot na prawo.
Europa jest zmęczona rządami lewicowych liberałów (jeżeli to określenie w ogóle jeszcze coś znaczy), zirytowana kryzysem migracyjnym, zniechęcona głupotą i zadufaniem europejskiej biurokracji, panoszącej się w Brukseli.
Wybory do Parlamentu Europejskiego, zarządzone na koniec maja przyszłego roku, mogą radykalnie zmienić układ sił i wyeliminować zasiedziały establishment, całkowicie zaczadzony polityczną poprawnością.
We Francji, Niemczech, Holandii, Danii czy Szwecji rosną w siłę partie, często przez lewicowe media nazywane populistycznymi, a w kilku państwach, m.in. w Belgii, Finlandii, Austrii czy we Włoszech, prawicowe partie wchodzą w skład koalicji rządowych. Samodzielnie prawica rządzi na Węgrzech i w Polsce.
W wyborach, które odbyły się na początku czerwca, Słoweńska Partia Demokratyczna (SDS) zdobyła 25 mandatów w 90-osobowym Zgromadzeniu Narodowym. Drugie miejsce i 13 mandatów uzyskała centrowa Lista Marjana Šarca, samorządowca i byłego aktora.
Tylko 7 mandatów wywalczyła chadecka Nowa Słowenia, a 4 mandaty Słoweńska Partia Narodowa. Natomiast lewica i liberałowie, podzieleni na kilka partii, wzięli resztę i mają nadzieję, że w razie niepowodzenia SDS to oni utworzą rząd. Na sukces prawicy w Słowenii, podobnie jak i na całym kontynencie, zapracowała kanclerz Merkel, otwierając Europę na imigrancką powódź z Afryki i Bliskiego Wschodu.
Dziś Niemcy sami usiłują naprawić swoje błędy i ograniczyć napływ nowych przybyszów, nikt jednak nie wie, co zrobić z tym, którzy już są w Europie i domagają się dla siebie coraz więcej pieniędzy na socjalną opiekę.
Brytyjczycy odchodzą z UE, Amerykanie grożą, że przestaną się troszczyć o bezpieczeństwo zachodnich sojuszników, skoro pieniądze zamiast na wzmocnienie armii idą na opiekę nad imigrantami, Rosja forsuje budowę gazociągu, który jeszcze bardziej uzależni Unię Europejską od rosyjskiego gazu.
Nie ma żadnej recepty na trwający kryzys, szerzy się korupcja, a brukselska elita myśli tylko o uratowaniu własnych posad. O narastającej histerii świadczy wypowiedź przewodniczącego liberalnej frakcji w Parlamencie Europejskim, obraźliwa dla Polski i kilku innych państw.
Za rok, po wyborach do Parlamentu Europejskiego, Brukselę czeka prawdziwe trzęsienie ziemi, które - należy wierzyć - odrodzi ideę europejskiej jedności, opartej na demokracji i poszanowaniu suwerenności państw członkowskich. Bez tego Unia rozpadnie się i przejdzie do historii jak niegdysiejsza Liga Narodów, czyli pomysł dobry, który niestety zakończył się całkowitym fiaskiem.