Ojciec amator, dziecko profesjonalista, czyli walka mocno nierówna
Leszek Rymarczuk jest tatą Poli, która stała się bohaterką jego bloga „Pola do popisu”. Dziś specjalnie dla nas pisze o tym, jak to jest być ojcem...
Kiedy zostajesz ojcem, nie przybywa Ci w jakiś nadprzyrodzony sposób rozumu. Jako początkujący ojciec jesteś jak Ci biegacze narciarscy z Afryki, których wysłano na igrzyska zimowe. Niby mają narty, nawet przebiegli się kiedyś po śniegu, ale będzie dobrze, jak w ogóle dobiegną do
mety. Twoje centrum wszechświata przesuwa się nieodwracalnie w stronę tych paru, popiskujących cichutko kilogramów, które, mimo swoich skromnych gabarytów, wypełnią Ci całą przestrzeń.
Tęskniłem do mycia naczyń
Nic już nie będzie takie samo – pomyślałem, kiedy przywieźliśmy ze szpitala do domu małe popiskujące zawiniątko. Mimo że przygotowywałem się na tę chwilę od wielu miesięcy, to patrząc na leżącą w kołysce Polę miałem wrażenie, że śnię na jawie. I chciałem, żeby ten sen trwał. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. O dziwo byłem jednak spokojny, jej widok od pierwszych chwil był dla mnie czymś całkowicie naturalnym, tak jakby była z nami od dawna. Moja córka. Pojawiła się i zmiotła nasze dotychczasowe życie za jednym mrugnięciem swojej malutkiej powieki.
Kiedy Pola się urodziła, zatęskniłem za czasami, kiedy nie mieliśmy zmywarki. Zatęskniłem za czasami, kiedy z gąbką w ręku i ulubioną audycją na słuchawkach pozbywałem się sterty zalegających w zlewie brudnych naczyń. Małe radości. To był mój czas i nikt nic ode mnie nie mógł chcieć, bo przecież zmywałem naczynia. Teraz mogę co najwyżej schować się w łazience, ale siedzenie na toalecie przez tyle czasu jest mało wiarygodne i w najlepszym wypadku zaczyna budzić podejrzenia otoczenia, co do stanu moich jelit.
Książki? W tramwaju
Lubiłem czytać. Czytam nadal i to całkiem sporo. Zaszła jednak pewna zmiana. Moje obecne lektury są głównie kartonowe, mają znacznie większą czcionkę, mniej stron i więcej obrazków. Właściwie mają głównie obrazki. No i muszę czytać je na głos. Na szczęście odkąd Pola przesypia noce minęły czasy, w których jeździłem do pracy tramwajem zamiast autem, żeby w trakcie drogi, chociaż przez 20 minut poczytać coś, co nie ma nadruku „3-6 miesięcy”. Teraz mam komfortowe warunki, więc około godziny dziewiątej wieczorem, kiedy Pola w końcu zaśnie, mogę sięgnąć po lekturę. Chyba, że akurat padnę razem z nią.
Będąc ojcem, cieszą mnie rzeczy, które kiedyś skwitowałbym obojętnym wzruszeniem ramion. Tak jak wtedy, gdy wyjeżdżaliśmy na wakacje i udało mi się upchnąć do bagażnika wszystkie torby, wózek, wanienkę i milion innych rzeczy potrzebnych do obsługi niemowlaka. Auto typu kombi, a weszło na styk. Byłem dumny, kiedy okazało się, że Pola robi już to, co powinni robić niektórzy smutni panowie z telewizora, czyli siedzi. Cieszyłem się jak wariat, kiedy zrobiła swój pierwszy kroczek. Swoją drogą, chichotem historii jest, że po upływie roku od tego wydarzenia przybijamy sobie z żoną „piątki”, kiedy w końcu na chwilę usiądzie.
„Tata, tata”
W życiu ojca bywa tak, że czasem wydaje się, że wsiadłeś do rodzicielskiej karuzeli radości, a okazuje się, że to jednak jesteś na kolejce, która wjeżdża do tunelu strachu, tak jak wtedy, gdy wstawałem półprzytomny, bo z Poli pokoju o czwartej nad ranem z rozlegało się „Tata, tata!”. Moja żona przewracała się wtedy na drugi bok, bo ewidentnie woła ojca i było jej już jakby mniej przykro, że nie nauczyło się jeszcze wymawiać „mama”.
Z perspektywy dwuletniego doświadczenia w ogarnianiu dziecka widzę, że jedną z ważniejszych funkcji, jaką pełni ojciec, jest bycie zsypem, czyli dojadanie resztek po dziecku. „Nie chcesz już? Dobrze kochanie, to Tatuś zje”. Musisz sobie wtedy wmówić, że ta szarobrązowa, leżąca na
talerzu, papka to faktycznie, zgodnie z deklaracją producenta, bukiet warzyw z cielęciną i kluseczkami. Wtedy musisz opuścić swoją tzw. „strefę komfortu” i spełnić ojcowską powinność. Hej, nie zjesz? Dziecku nie dasz przykładu? To są te chwile, kiedy mężczyzna przestaje być wzrokowcem.
Jako ojciec zaangażowany, biorący aktywny udział w wychowaniu dziecka, powinieneś mieć też swoją opinię na szereg trudnych tematów. Będziesz musiał m.in. odpowiedzieć sobie, czy jesteś po stronie prężnego ruchu społecznego „A czemu to dziecko nie ma czapeczki?” czy po stronie równie ekspansywnej inicjatywy „A nie zagrzeje się w tej czapeczce?”. Oba stronnictwa lubią się ścierać w rodzicielskiej agorze, jaką jest plac zabaw.
Jeśli jesteś zmotoryzowany, podróżowanie nabierze dla Ciebie nowego wymiaru. Poznasz wiele stacji benzynowych, mimo że nie będziesz na nich tankować, bo na stacji najważniejsza jest toaleta z przewijakiem, a nie jakieś tam dystrybutory paliwa. Czasem będziesz marzył o postoju, innym razem będziesz bał się wyłączyć silnik, bo z okaże się, że jakichś względów Twoje dziecko jest z nim sprzężone i brak rytmicznego warkotu powoduje jego automatyczną pobudkę. Pobudkę i płacz – bo pasy.
Między innymi w aucie będziesz też toczył walkę z demonem mediów elektronicznych. Ze wszystkich stron zaleją Cię raporty mówiące, że „należy unikać korzystania z mediów elektronicznych przez dzieci poniżej drugiego roku życia, że spowalniają rozwój mowy i zrobią z Twojego dziecka zombie. To w dużej mierze prawda, więc będziesz unikał, jak raport przykazał. Przyjdzie jednak dzień, że zostaniesz sam w domu z dzieckiem i będziesz chciał mu zrobić obiad i okaże się, że mieszanie gotującej się zupy w garnku to jego największe marzenie i wtedy hipnotyzujący ekran uratuje Ci tyłek. I będzie Ci z tym bardzo źle, ale jednocześnie trochę dobrze, bo zarobisz 10 minut spokoju. I co poradzisz? Nic nie poradzisz.
Parafrazując klasyka – na ojcowskim rejonie nie jest kolorowo. Jeśli myślisz, że na początku jest trudno, to mam dla Ciebie kiepską wiadomość, łatwiej już nie będzie. Jest tego dużo do ogarnięcia, trzeba na wiele rzeczy uważać, ale te wszystkie niedogodności to są drobiazgi. Od dwóch lat żyję w nieustającym zachwycie nad moim dzieckiem i uważam siebie za wielkiego szczęściarza. Być ojcem to tak, jakby w jajku niespodziance znaleźć dwie zabawki. Czego wszystkim życzę.