Ojciec Leon Knabit: Aniołami nie jesteśmy, ale jesteśmy na dobrej drodze
Na pewno nie wolno pchać się na chama tam, gdzie mnie nie chcą. Tam, gdzie trzeba, powinno się dawać świadectwo. Świadectwo powinno być życiem, a nie tylko słowem - mówi ojciec Leon Knabit.
Choć za chwilę święta Bożego Narodzenia zacznę jednak od polityki.
Ojciec Leon Knabit: Daleko od polityki...
Ale jak tu nie pytać, gdy jednego dnia politycy łamią się opłatkiem, a następnego mamy wojnę w parlamencie. O czym to świadczy?
O niedojrzałości osobowościowej. Cała ta sytuacja, bardzo zresztą poważna - jest wprost komiczna i zakrawa na farsę. Demokratyczne wybory przecież przeprowadzono. Żadnej chęci pomocy dla rządu na razie nie było. Natomiast kapłan nie może mieć osobistych preferencji politycznych. Ideologiczne tak, bo wierzy w Pana Boga. Jednak do spowiedzi może przyjść każdy. I nawet gdybym go nie znosił i klął na niego w duszy, to przyjmę każdego w konfesjonale. Także pana Jerzego Urbana, pana Grzegorza Schetynę, czy pana Ryszarda Petru, który zresztą też był w Tyńcu parę dni.
Po jednej i po drugiej stronie konfliktu mamy polityków, którzy uważają się za katolików.
Dlatego jest to antywzór dla społeczeństwa. Bo ludzie najczęściej nie znają się na tych subtelnych rozwiązaniach prawnych. Co pani Nowakowa czy Wróblewska wie o pracy Trybunału Konstytucyjnego? Niewiele. A tamci żrą się i wprowadzają niepokój, szczególnie teraz przed świętami. Podobnie zrobił generał Wojciech Jaruzelski, który zafundował ludziom przed Bożym Narodzeniem stan wojenny w 1981 roku. To była antyspołeczna robota. I teraz jest podobnie.
Może w czasie świąt będziemy mieć spokój?
Musimy w to wierzyć. Bardzo potrzebna jest modlitwa: Panie Boże, my nie potrafimy sami wprowadzić spokoju, spraw to za nas. Ale jeśli trzeba, będziemy cierpieć. Nie mamy uchodźców, trzęsienia ziemi, nie mamy zburzonych miast, no to mamy okupowany Sejm. Taka zabawa dzieci. Tylko to zbyt poważne dzieci i zbyt poważne zabawki.
Czy podziały polityczne mogą przenieść się na podziały w rodzinach?
Politycy już doprowadzają do podziałów w rodzinach, zresztą zupełnie zgodnie ze słowami Ewangelii: „Będą nieprzyjaciółmi człowieka domownicy jego”. Bo niby dana rodzina żyje w zgodzie, a gdy pojawia się PiS i PO, to zaraz gotowi są pobić się brat z siostrą, rodzice z dziećmi.
Czyli trzeba wierzyć, że nowonarodzony Jezus niesie ze sobą pokój.
Zobaczymy kto go przyjmie. Tylko Ci, którzy Go przyjmą, otrzymają pokój. Pamiętamy, jak było po śmierci Jana Pawła II. Kibice Wisły i Cracovii pojednali się ze sobą. Wprawdzie na krótko, ale w tamtym momencie uznali, że nie ma papieża i nie ma co sporów prowadzić. Tak samo powinno być z Bożym Narodzeniem. Czynnik religijny powinien łagodzić spory. Ludzie mają rozum, nie tylko emocje. Ale teraz, jak patrzyło się w telewizji na te nienawistne twarze, to aż trudno było uwierzyć, że wykrzykują takie rzeczy. Myślałem: „Boże, takie piękne młode panie, a wrzeszczą jak opętane”.
Może na święta wiele osób da sobie spokój z polityką. Będzie choinka, będzie wieczerza wigilijna, będą prezenty. I pojawia się kolejny problem: jak w tym wszystkim nie zagubić Jezusa.
Jeśli będzie choinka i wieczerza wigilijna, to już jest nieźle (uśmiech). Natomiast w przekroczeniu tego folkloru, przyzwyczajeń i tradycji na pewno pomagają rekolekcje. Pomagają przeżywać te święta głębiej. Mickiewicz mówił: „Dobrze, że wierzysz, że Bóg narodził się w żłobie. Biada, jeśli nie narodził w Tobie”.
Czy jednak świat nie skręca w tę stronę? Niektórzy mówią, że nie obchodzą świąt Bożego Narodzenia, tylko gwiazdkę.
A to rozmaicie z tym jest. Natomiast im jestem starszy, tym bardziej boję się uogólniać. Nie mówmy, że my, tylko konkretnie tacy i tacy. Jeśli my się nie popsujemy, to i świat się nie popsuje. Absolutnie nie jestem pyszny, ale ja się nie popsułem. Staram się za wszelką cenę i samemu żyć dobrze, i innym pomagać. Często mówię do ludzi w kościele, że aniołami nie jesteśmy, ale jesteśmy na dobrej drodze. Spotkaliśmy Pana Boga i kroki nasze skierowaliśmy do kościoła. I to była dobra robota. Teraz ważne jest to, co będzie, jak wyjdziemy z kościoła. Czy pojawi się smuga światła, którą zyskałem na mszy, która mnie pociągnie, czy będziemy tacy: uhh... ja tej cholerze nie przepuszczę.
A Wigilia to taki czas, że łatwiej przebaczamy?
To jest okazja, by przebaczyć bez utraty twarzy. Często jest tak: ja podejdę, powiem, że przebaczam, ale czy poproszę o wybaczenie zwłaszcza kogoś młodszego? Nie ma mowy. Za to w Wigilię jest zwyczaj, że wszyscy podchodzą do wszystkich. Nie trzeba się martwić, uściśniemy się i koniec. Bo jest Boże Narodzenie. Dlatego to jest tak ważny moment. Rozumiemy człowieka, który ma w sobie ambicje, który krępuje się podejść i prosić o przebaczenie.
O czym jeszcze powinniśmy pamiętać w czasie Bożego Narodzenia?
Na pewno o potrzebujących. Na szczęście bardzo wiele osób pamięta o tych, którym trzeba pomóc. Ja, to co jest dobre w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, przyjmuję jak najbardziej. To, co jest okryte jakimiś niedopowiedzeniami zostawiam tym, co się na tym znają. Ale to jest jednorazowa akcja. Za to to co robi Kościół przez swoich ludzi, przez Caritas, to przekracza wielokrotnie pomoc tej jednorazowej akcji. Jednak Kościół w myśl zasady: „niech nie wie lewica, co czyni prawica”, nie chwali się. A czasem trzeba się pochwalić. Czym na przykład? Kościół żywi codziennie 500 tysięcy ludzi ubogich i bezdomnych i to tym, co ludzie przekażą w pewne ręce np. do sióstr Nazaretanek w Poznaniu. Dzięki takiej pomocy 200 osób z całą pewnością tam dostanie zupę. Siostry na pewno nie będą się tuczyły kosztem tych biedaków. Nikt też o mnie nie powie, że się tuczę kosztem biedaków.
Boże Narodzenie to przyjście małego dzieciątka na świat. Co Ojciec powie tym rodzicom, którzy bezskutecznie starają się o swoje dziecko i dlatego są gotowe nawet na in vitro.
To jest bardzo trudne doświadczenie. I z pewnością te mamy patrzą z wielkim żalem na wszystko, co jest związane z przerywaniem ciąży. Myślą: Boże, ile my byśmy dali, by mieć to dziecko. Odskoczę tu trochę od tematu. Przeczytałem gdzieś, choć nie pamiętam szczegółów, że pojawił się zakaz publikowania zdjęć uśmiechniętych dzieci z Zespołem Downa. Wszystko po to, by nie budzić wyrzutów sumienia u rodziców, którzy przerwali taką ciążę. To o co tu chodzi? Zabić można, ale czuć wyrzutów sumienia już nie? Dzieci z Zespołem Downa są wspaniałymi ludźmi, kochanymi, dużo rozumieją na miarę swoich umiejętności. Są mądre tam gdzie trzeba. Dlatego powinniśmy być za życiem na sto procent. Oczywiście jeśli ktoś nie wierzy w Boga, nie będę z nim dyskutował o życiu, o przerywaniu ciąży, o eutanazji. Jeśli ktoś uważa, że się rodzimy, umieramy i to koniec, to ma swoje racje. Jeśli wierzymy, że rodzimy się i istniejemy w wieczności, tak jak Pan Bóg jest początkiem i końcem, to nasze ziemskie życie jest tylko pierwszym etapem. Dlatego jest warte największego poświęcenia.
O in vitro Ojciec może dyskutować?
Nie będę dyskutował, bo na ten temat swoje stanowisko wyraził już Episkopat Polski, lekarze. Przypomnę, że lekarze proaborcyjni, którzy się nawrócili, przyznali, że manipulowali opinią publiczną. Mówili: „Kłamaliśmy w wynikach ankiet celowo, by wyszło na nasze”. Potem się do tego przyznali. Tak jak Frytka. Ona się nawróciła, choć nazywali ją sprzedajna dziewka.
Święta to dobry czas do nawrócenia?
Nie jestem prorokiem, mówię o tym, co wiem. Można modlić się o to, by jak najwięcej ludzi się nawróciło. Nawet takie sprawy jak gwiazdka, folklor, choinka mogą zadziałać. Przez dziesięć lat nie dzieje się nic i nagle przychodzi nawrócenie. Tak jak z naszymi kazaniami. Mówisz, mówisz, mówisz, bo rzuć kamieniem, a zawsze kogoś trafisz. I czasem ktoś podejdzie i powie: zmieniłeś moje życie. Gdyby była to tylko jedna osoba, to już warto. Oczywiście jest pytanie, jak nauczać. Na pewno nie wolno pchać się na chama tam, gdzie mnie nie chcą. Tam, gdzie trzeba, powinno się dawać świadectwo. Świadectwo powinno być życiem, a nie tylko słowem. Już Paweł VI mówił, że mamy wielu nauczycieli, a mało świadków. Bo wszyscy tylko chcą nas uczyć.
Ojciec Leon Knabit
benedyktyn, publicysta, autor wielu książek. W latach 2001-2002 był przeorem opactwa w Tyńcu. Jest znany ze swojej otwartości, dobrego kontaktu z młodzieżą i poczucia humoru. W 2009 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.