Rozmowa z o. Augustynem Pelanowskim, długoletnim ojcem duchownym w Wyższym Seminarium Duchownym Zakonu Paulinów w Krakowie, autorem książki „Dom Józefa”
Dziś trudniej być ojcem niż kiedyś?
Siły ciemności wytaczają najcięższe działa, by uderzyć w rodzinę i ją rozbić. Chodzi o to, żeby dzieci nie miały się z kim identyfikować, nie miały w nikim oparcia, gwarancji, że jest w ich życiu ktoś, kto będzie z nimi aż do śmierci. Widzimy promocję rozwodów, seksualizację życia. Jeśli seks nie jest święty, tylko perwersyjny, cudzołożny, to trudno oczekiwać, że mężczyzna będzie dobrym ojcem. Kiedy znudzi mu się żona, weźmie sobie drugą, trzecią, czwartą. Bo zależy mu tylko na tym, by zaspokoić siebie, nie zważa, że cierpią jego dzieci. Kondycja ojcostwa jest związana z kondycją męskości wogóle. Brakuje autorytetów ojcowskich.
Bo mężczyźni są mniej męscy, zniewieściali?
Coraz mniej mężczyzn zasługuje rzeczywiście na to miano. Rozmawiam z wieloma kobietami. One też mówią, że nie mogą znaleźć odpowiedniego kandydata na męża. Bo mężczyzna, który ma 30 lat, emocjonalnie jest na poziomie 12-latka, albo sam nie wie, kim jest, albo zachowuje się jak kobieta.
Co w tym złego, że chłopiec bawi się lalką, a mężczyzna robi na drutach?
Może nic? Opowiem tylko o jednym przypadku. Znałem rodziców, którzy mieli kilkoro dzieci. Bardzo chcieli mieć dziewczynkę. Ale urodził się chłopak, więc przebierali go w sukienki, nazywali dziewczęcym imieniem. Gdy chłopiec dorósł, miał bardzo poważne zaburzenia pedofilskie. Każdy człowiek ma swój bagaż genetyczny. Pewne rzeczy, jak na przykład to, jaki będziemy mieć kolor oczu, jest ustalone, zanim jeszcze pojawimy się na świecie. To bardzo istotne co w pierwszych latach życia usłyszymy od ojca i matki. Bo to nas buduje, kształtuje naszą osobowość. Jeśli będziemy narażeni na sygnały, które zdezorientują nas w naszej tożsamości, to później możemy spędzić 40, 50 lat na rozpakowywaniu naszej „genetycznej zawartości”, nie wiedząc, kim jesteśmy. Musimy wspomagać dziecko w tym, by odkrywało siebie. A nie zaburzać ten proces, sugerując mu, że jest dinozaurem albo żabą.
Kiedy mężczyzna jest gotowy do roli ojca?
Nie da się ojcostwa nauczyć na akademii albo na jakichś warsztatach. Ojcostwo tworzy się w mężczyźnie przez bardzo bliski, zażyły kontakt z Bogiem. Jeśli Bóg jest dla mężczyzny Ojcem, to on będzie się z nim identyfikował w relacjach ze swoimi dziećmi. Bez adoracji Najświętrzego Sakramentu, bez Biblii nie mogę być sobą, bo nie wiem, co mój Ojciec mówi, nie mam się do czego odwołać. Do dziś, kiedy kładę się na wersalce, układam nogi tak, jak robił to mój ojciec. Bo tak widziałem. Mogę powiedzieć: mój ojciec w takiej sytuacji mówił to i to. Bo to słyszałem. Tylko w którymś momencie mój Ojciec Niebieski stał się większym autorytetem niż mój ojciec biologiczny.
Mężczyzna bardzo powoli się rozwija. Ojcostwo się w nim ujawnia między 30.-40. rokiem życia. Wtedy tak głęboko zaczyna sobie zdawać sprawę, na czym ono polega. Jeśli ktoś kieruje się Dekalogiem, to nawet jeśli jest niedojrzały emocjonalnie, nawet jeśli duchowo jest dopiero w powijakach, daje sobie czas na rozwój, i mamy pewność, że nie zdezerteruje z trudnej roli ojca.
Jeśli jakiemuś facetowi miałbym coś radzić, to powiedziałbym: trzymaj się Boga. W oparciu o autorytet ponadludzki nie ma szans, abyś się rozminął ze swoim powołaniem. Jeśli jesteś z Bogiem, zostaniesz ojcem.
Czym różni się rola matki i ojca?
Słowo ojciec oznacza kogoś, kto cię otacza, a nie osacza. Sprawia, że czujesz się przy nim bezpiecznie i możesz się zająć swoimi sprawami. Jeśli jesteś żoną, kobietą nie musisz się skupiać na tym, co na zewnątrz, tylko co wewnątrz. Nie musisz myśleć, jak upolować sarnę, tylko skupiasz się na wychowaniu dziecka. Ojciec daje poczucie spokoju i bezpieczeństwa, bo wiesz, że on jest. Tak jak Bóg, który jest. Atrybut ojcostwa to atrybut bytu.
Tradycyjną rolą mężczyzny jest zarabianie na dom. Mało ma czasu na bycie z dzieckiem.
Ktoś o tym pomyślał, aby człowieka tak wpędzić do pracy, by on nie wiedział, kim jest, by nie miał czasu dla Boga, dla rodziny. Żeby po ośmiu godzinach stresu w pracy odreagował w pubie albo agencji towarzyskiej. Dla mnie to jest nieludzkie. Ale zapędziliśmy się w ślepą uliczkę. I taki galop cywilizacyjny nikomu nie służy. W Unii Europejskiej mamy 22 proc. ludzi stale korzystających z pomocy psychiatry.
Jaki wpływ na dziecko ma to, że wychowuje się bez ojca?
Następuje zamiana ról: dziecko staje się rodzicem dla swoich rodziców. To jest tragedia, kiedy 12-latek musi wspierać terapeutycznie swoją 40-letnią mamę. Musi jej wysłuchać, zrobić zakupy, zadbać o rodzeństwo. To wszystko przekłada się później na jego dorosłe życie. Z jednej strony to dziecko nauczyło się roli kogoś, kto stale ratuje drugą osobę, więc nie potrafi już żyć inaczej. Wiąże się z alkoholikiem albo człowiekiem chorym psychicznie, bo tylko z taką osobą jest w stanie stworzyć więź. Ma tak zwany syndrom Mesjasza. Z drugiej strony nigdy nie miało prawdziwego dzieciństwa, jest więc infantylne, potrzebuje opieki.
Słowo ojciec oznacza kogoś, kto cię otacza, a nie osacza. Sprawia, że czujesz się przy nim bezpiecznie
Coś, co się często pojawia u dzieci z rozbitych rodzin, to dwubiegunowość. Ojciec odchodzi, więc czuję do niego tęsknotę, ale i nienawiść. W przypadku dziewczynki mamy niemal pewność, że ona te uczucia przeniesie na swojego chłopaka, męża. Będzie go bardzo kochać, obsesyjnie wręcz, będzie się bać, aby nie odszedł. A jednocześnie spodziewa się tego, że on odejdzie i przenosi na niego całą swoją złość, nienawiść.
Z kolei chłopiec wychowywany przez matkę, która bierze na siebie rolę ojca, może bać się związać z kimś na stałe. Boi się kobiet, bo boi się nadmiernej kontroli.
Czy są wartości, postawy, które może przekazać tylko ojciec?
To obraz ojca. Matka może przekazać religijność, macierzyńskość, ciepło. Ale obraz ojca jest zasadniczy, bo to obraz bytu, istnienia. Jeśli człowiek nie ma obrazu Boga jako ojca, to jego istnienie jawi mu się jako niepewne, nieważne, nieistotne. Ma obniżone poczucie własnej wartości, więc próbuje za wszelką cenę zaistnieć: robi galerię zdjęć na Facebooku, chodzi po nocnych klubach. Pragnie być zauważony.
Co takiego jest w świętym Józefie, że Bóg swojego jedynego syna powierzył właśnie jemu?
Bóg uznał, że żaden inny facet się do tego nie nadaje. Musiał Józefa przygotowywać przez historię jego życia, formował go, nie był obojętny wobec jego rozwoju. Rola Józefa jako wychowawcy, opiekuna, kogoś bardzo ważnego, jest aktualna i dziś. Wszyscy w swojej relacji do Pana Boga jesteśmy powierzeni św. Józefowi. Biblia podkreśla, że był on cadykiem, czyli mężem sprawiedliwym. Cadyk to ktoś, kto nie tyle wypełnia przykazania Boże co do joty, ale domyśla się czego pragnie Bóg, czego by sobie życzył.
Św. Józef był też cieślą, czyli człowiekiem jak na tamte czasy wykształconym, który coś potrafi. Symbolika tego jest taka, że ojciec uczy, pokazuje dziecku, jak żyć?
Ojciec jest kimś, kto wprowadza dziecko w nowe, nieznane obszary. Mówi: powinieneś się zachowywać tak i tak, tego robić nie wolno. To ktoś, kto reprezentuje Boga, przedstawia go. Stawia granice, nazywa rzeczy, inicjuje. Ojciec uczył mnie jeździć na rowerze. Najpierw biegł ze mną i trzymał kierownicę, później trzymał za siodełko. Jeszcze później mówił: nie bój się, jestem blisko ciebie, więc się nie bałem. W pewnym momencie poczułem, że chyba go nie ma z tyłu. Obejrzałem się i rzeczywiście go nie było, ale ja jechałem. Ojciec organizował wystawę moich obrazków w domu. Gdy nauczył mnie wiązać sznurówki, powiedział: teraz będziesz potrafił rozwiązać wszystkie problemy w życiu. To bardzo ważne dla dziecka, że dostaje akceptację, pochwałę od ojca.
Najważniejsza rzecz, której się Ksiądz nauczył od swojego ojca?
Mój ojciec zawsze dużo pracował, był hutnikiem, z pokolenia żołnierzy wyklętych, więc miał swoje powięzienne traumy. Mimo to potrafił mnie afirmować, wzmacniać, motywować. Od niego nauczyłem się tego, co jest najważniejsze w ojcostwie: promocji, a nie negacji. Zamiast mówić dziecku: nie nadajesz się do niczego, lepiej powiedzieć: spróbuj jeszcze raz. Sam przeniosłem to w swojej pracy wychowawczej z moimi synami w seminarium: dźwignia do góry, a nie gaszenie. Najważniejsze, by wyłowić w człowieku to, co dobre. Nie skupiać sie na tym, co złe, a wtedy zło samo zniknie.