Okiem Jerzego Stuhra. Miejscowość
Pomyślałam, że gdyby nie było filmów jako inspiracji, to być może teatr przestałby istnieć! W teatrze wystawia się teraz scenariusze filmowe. Ostatnio np.: „Panny z Wilka”, „Co gryzie Gilberta Grape’a” - i sporo innych. Po drugie kamera urozmaica język teatru. Najlepszym ostatnio przykładem jest „Imię róży” w Teatrze Słowackiego, gdzie, gdyby nie było zainstalowanych na scenie ekranów, sztuka nie byłaby możliwa do wystawienia. Kamera zbliża aktorskie twarze, pokazuje ich reakcje. Co się dzieje, że teatr tak się podpiera filmem?
Obecność kamery jest dziś wręcz obowiązkową manierą teatru - to prawda. Przypomnijmy choćby, co w „Wałęsie” się dzieje? Czyli w przedstawieniu w Łaźni Nowej, w którym gram. Przy tych przestrzeniach, gdzie by mnie kto dostrzegł z drugiego końca hali!? Muszą być ekrany, musi być zbliżenie! Ale ma Pani rację, jest zmiana poetyki teatralnej. Do tego sam się też przyłożyłem, gdy będąc rektorem krakowskiej Szkoły zgodziłem się na powołanie kierunku „Dramaturgia”. Ale nie dla kształcenia inscenizatorów Mrożka, Różewicza itd. - chodziło o kształcenie takich ludzi, którzy z dziesięciu dramatów stworzą jedenasty. Z tego kawałek, z tego kawałek i jeszcze jakiś inny fragment itd. Tak powstaje nowy scenariusz „nowej” sztuki.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień