Okiem Jerzego Stuhra. Nasz ciągle wielki, smutny karnawał
Nieraz myślę, że starożytni Chińczycy natchnieni byli jakimś szczególnym, głębokim rodzajem wizjonerstwa, jeśli potrafili sformułować i przekazać ludziom przyszłości najbardziej dojmujące życzenie, które już dawno wygląda jak przekleństwo: „obyś żył w ciekawych czasach” . Bo ludzie zaczęli sobie sami te ciekawe czasy stwarzać. I najczęściej były i są one negatywne emocjonalnie, okrutne, prymitywne, brzydkie. Dlaczego?
Może po prostu dobrze znali naturę człowieka? Jak się zagłębiam w te różne starorzymskie sprawy, to włosy stają dęba! To, co się działo w rzymskich Koloseach i do jakich ważnych reakcji dochodziło: pięćdziesięciotysięczny tłum ryczał - choć gladiator już leżał pokonany - a dopiero, gdy przychodził Charun, „przedstawiciel” etruskiego boga śmierci i pałą roztrzaskiwał mu łeb na oczach wszystkich, to dopiero wtedy tłum odczuwał satysfakcję.
Dlaczego aż takie okrucieństwo? Dlaczego aż tak „niehumanitarnie”? Widać, tak zawsze było. Oczywiście, zawsze był też Seneka i Cicerone, którzy mówili: to jest wstrętne, to jest niegodne. Ale trzeba być Seneką. Trzeba „mieć” Senekę w pobliżu. Trzeba Seneki słuchać.
A u nas? Mało nie doszło niedawno do linczu, gdy służby wyciągnęły kulejącego mordercę w bieliźnie z domu, a przecież ciągnący go policjanci całym swoim zachowaniem wydali się mówić do publiczności: nie pozwolimy wam go tu pałą roztrzaskać przed gmachem sądu, ale popatrzcie sobie, popatrzcie!
Te zdjęcia są bez przerwy pokazywane, znajdują się nawet na okładkach gazet, już nie mogę na nie patrzeć! I znowu tylko jeden człowiek, Rzecznik Praw Obywatelskich, zdobył się na protest w imieniu godności ludzkiej. Ale właśnie wtedy, jak pamiętamy, bohaterski naród i różne odpowiedzialne instytucje zwróciły się przeciwko Rzecznikowi.
Bo tak się niefortunnie składa, że w naszym narodzie - gdzie praworządność jest zaledwie naskórkowa, płyciusieńka - bardzo łatwo rozniecić nastroje prymitywne, nastroje okrutne, samosądowe. Jak trzeba uważać! Ja tak bym chciał , żeby ci wszyscy - a podobno 80 proc. jest u nas za Unią Europejską - żeby oni wiedzieli, że nawet w takiej groźnej sytuacji, jaka się w naszym kraju zaczyna, a jeszcze przed wyborami będzie eskalować - żeby oni wiedzieli, że jedyną instytucją, która może to powstrzymać, są Trybunały Europejskie. Żeby nie dali sobie wmówić, że „tam”, to mogą sobie gadać, a my wiemy swoje.
Ale nasze „ciekawe czasy” niejednoznaczny mają wyraz. Sam odczuwam lekki popłoch, gdy oglądam manifestacyjną zabawę w marszu równości. Bo może taka jest parada w Danii, w Holandii, w różnych krajach, ale w naszym społeczeństwie to wywiera odwrotny skutek. Ekshibicjonizm, wielki wygłup… to drażni, a nawet rozjusza, dając argumenty najbardziej twardogłowym przedstawicielom i społeczeństwa, i Kościoła . A jak się widzi, że to wszystko jest w takiej dezynwolturze, to człowiek myśli, że gdyby to był ruch poważny, jak były np. „czarne parasolki”, to on byłby bardziej skuteczny.
A tu na granicy wygłupu niespodziewanie rodzi się niechęć do meritum sprawy. Chciałbym, żeby np. prezydenci miast poważnie przypominali manifestantom, o co tak naprawdę chodzi i czego nie trzeba zaprzepaścić. Bo jeszcze jedna, dwie, czy trzy takie manifestacje i będzie wściekłość totalna! Trzeba im przypomnieć, że chodzi tu o rzeczywiste prawa, o związki partnerskie etc., że to jest sprawa poważna i nie jest tu potrzebny karnawał. A zresztą, naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego domaganie się swoich praw musi odbywać się w takiej agresywnej formie. Niczym się tacy nie różnią od tych, którzy krzyczą „komuniści i złodzieje”. Bo to za chwilę może być, już jest, zarzewiem innych działań.
Tych innych zdarzeń, niepokojów, chaosu ogólnego! Bo jak to jest? Afera za aferą, jedna za drugą, wszystkie te śledztwa, te przekręty - to traci moc, ma walor samoredukujący się, jak już wchodzi następna i następna i znowu następna. Ale to sprytnie jest przykrywane. Bo socjotechnika jest taka, że wymyśla się zagrożenie. Ale nie tak ogólnie, że „uchodźcy”, „robaki”, „choroby”. Na razie największą epidemią jest odra, i na pewno nie jest ona z Afryki.
Ale odbywa się to inaczej: na przykład nagle prezes mówi, że nigdy nie dopuści do podatku katastralnego. A w ogóle nie było takiego tematu. Ale, jak on coś takiego mówi, to ludzie rozumieją, że widocznie było takie zagrożenie i oto prezes na pewno nas obroni. I cieszą się, że prezes staje się obrońcą. Patrz, mówi jeden do drugiego, znowu te lewaki chcą wprowadzić nowe podatki od nieruchomości, dobrze, że prezes czuwa. I pewnie jest o wiele więcej takich pozoracyjnych tematów, żeby się „odezwały nożyce”.
Druga sprawa - to jest taka zmowa i ustawka, że np. jeden minister zabrania pociągów dla uczestników festiwalu Owsiaka, a za trzy dni premier mówi: posłać pociągi, bo przecież ludziom trzeba pomóc. To jest dopiero „teatrum”! To są właśnie takie różne podpowiedzi mistrzów od kreowania pijaru! Oni już wiedzą, że trzeba wymyśleć coś dla prezesa. Coś nowego, żeby się z nimi nie nudził.
Ale, jak się nie ma talentu, to się wymyśla buble. Prezes chodzi potem i „gasi”, gdy pomysły żyją zbyt intensywnym, własnym życiem, i trzeba się z nich wycofywać.
Ale „ciekawe czasy” biegną. A kto nie wytrzyma - to jego wina!
Notowała Maria Malatyńska