Okiem Jerzego Stuhra. O giętkim języku i giętkiej manipulacji
Nie mogę już znieść tego, co się stało z naszym językiem! Dzięki politykom pokracznie spełniło się marzenie Norwida, żeby język wyrażał to, „co pomyśli głowa”. Ale to nie tylko słowa, to całe pojęcia, to publiczne stosowanie słów wyłącznie negatywnych w sferze społecznej, ale i w rozmowach prywatnych, to stworzenie całego słownika słów i pojęć postponujących przeciwnika politycznego, co się rozlewa na cały kraj. Dlaczego tego nie udaje się zatrzymać? Dlaczego normalni ludzie to przyjmują?
Ja też się nie mogę pogodzić, chociaż jestem zahartowany, bo w tym zawodzie, który uprawiam od wielu lat, jest się nieustannie poddawanym wielu krytykom, często przekraczającym meritum sprawy, dotykających nieraz spraw bardzo osobistych.
Bo jak mi ktoś mówi, że moja myśl jest banalna, to sugeruje, że to ja jestem banalny, a nie chcę taki być. Jak krytyk mówi, że coś płasko odczytuję, a mam takie recenzje, zwłaszcza teraz, przy okazji Wałęsy w Kolonos, wystarczy byle jaką prawicową krytykę wziąć do ręki i natychmiast się o sobie dowiesz… najgorszego! Z pewną satysfakcją powtarzam więc to, co mówi moja postać w sztuce Tadeusza Różewicza „Na czworakach”: „różni recenzenci, po gazetach nazwisko me hańbią, Zasrańcy.”
A druga jej odpowiada, że wszystko można robić, ale nigdy z Zasrańcami! Tak, że ja jestem zaprawiony w takich bojach. Ale dlaczego ja jako obywatel też muszę być ciągle obrażany? A druga strona, mi wroga, jest strasznie uczulona, wszędzie widzi obrazę, ba, prześladowanie wręcz!
To prawda, że barwnie nazwani byli niegdyś moherowymi beretami, ale natychmiast odpowiedź poszła , że ja „jestem kanalią”, że „stałem tam, gdzie stało ZOMO”, że „jestem komunistą i złodziejem i cała Polska się ze mnie śmieje”, że jestem „zdradziecką mordą”, „drugim sortem”… i ja to muszę znosić, a im, jeśli się tylko napomknie, że są niedouczeni, to jest awantura, że Polaka się obraża.
Dlaczego jednej stronie wolno, a druga nie ma prawa: do krytyki, do uwag nawet niechby kąśliwych? Czy dlatego, że tamta strona głośno krzyczy i natychmiast Polskę wzywa na świadka „przestępstwa”? Polityk powinien być przyzwyczajony, powinien mieć trochę wygarbowaną skórę, bo jak się bierze za taki zawód, to powinien być przygotowany. Tak, jak ja byłem przygotowany, zaczynając drogę, jako aktor, że krytyka będzie. I była. Czasem bardzo groźna, jak ta w „Trybunie Ludu”, gdzie napisano, że nie trzeba nam w naszym kraju Wodzirejów. Klasą człowieka jest umiejętność przyjęcia czasem kąśliwej uwagi.
W dalszej części artykułu przeczytasz co najbardziej przeszkadza autorowi i jak jako aktor znosił upokorzenie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień