Okiem Jerzego Stuhra. Opowieść Poczciarza z czasów Van Gogha
Od czasu premiery animowanej rewelacji „Mój Vincent” bardzo intensywnie zajmuje się Pan promocją tego filmu. Czy ten piękny portret Van Gogha, w którym podkładał Pan głos pod postać starego Poczciarza, wymaga specjalnej promocji także ze strony aktora?
Nawet podpisałem osobną umowę na promocję! Dużo o tym filmie mówię ostatnio, bo to odtworzenie stylu i formy, ba, techniki malarza, by stworzyć jego portret, jest zjawiskiem całkiem nowym na mapie filmowej; wymykającym się wszelkim stereotypom i kryteriom.
Bardzo się cieszę, że mogłem w tym uczestniczyć.
Pierwsze spotkanie promocyjne mieliśmy w Agorze, reżyserzy, twórcze małżeństwo: plastyczka polska i animator brytyjski, zresztą zdobywca Oscara za brytyjskiego „Piotrusia i wilka”, pięknie opowiadali historię powstania tego filmu. To było rzeczywiście gigantyczne przedsięwzięcie i widziałem, jak na sali pełnej publiczności, wstało nagle około 40 młodych ludzi, malarzy, którzy ten film malowali. A w ogóle było takich artystów 120, i to z całego świata.
Wyobrażam sobie, że teraz można ożywić wszystkich słynnych malarzy w ich własnej technice! W technice obrazów Gauguina, zrobić film o Gauguinie, a takiego Caravaggia! Jakież to byłoby filmowe, gdyby odtworzyć jego straszną historię życia, jego straszną śmierć na plaży, gdy uciekał, targając ze sobą obraz, jedyną rzecz, która mu mogła jeszcze przynieść pieniądze! Myślę, że od tej strony to jest otwarcie jakiegoś świata wizualnego, zupełnie nieprzewidywalnego.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień