Ola Piłsudska, dynamit w gorsecie
- Stare powiedzenie, głoszące że za każdym sukcesem mężczyzny stoi kobieta, w historii walki o niepodległość wiele razy znajdowało potwierdzenie - mówi Katarzyna Droga, autorka książki „Kobieta, którą pokochał marszałek. Opowieść o Oli Piłsudskiej”.
„Kto chciałby emancypować kobietę, uczyniłby ją nieszczęśliwą. Sama treść istoty kobiecej, sama jej delikatna natura, poddaje ją pod przewodnictwo mężczyzny” - pisał „Bluszcz” na początku XX wieku. Co by na takie słowa powiedziała Ola - wtedy jeszcze - Szczerbińska?
Że to brednie. Z jej wspomnień wiemy, że wszystko co w owym czasie na temat kobiet głosiły zacne pisma i autorytety, twierdzące że panie z racji swej kruchości powinny spod opieki rodziców płynnie przechodzić pod opiekę męża i tam realizować się w roli żony, matki i gospodyni, uważała za bzdury. Było to często zarzewiem sporów z najbliższa rodziną. Jej ciotka, Maria – osoba spokojna i cicha, omal nie zemdlała kiedy usłyszała, że Ola chce iść na studia, a potem - o zgrozo – pracować.
Bo jak głosiło popularne wtedy powiedzenie: tylko szpetne panny utrzymują się same…
Ola niewiele sobie robiła z takich powiedzonek. Tak samo jak z poglądów, że kobiety nie mogą walczyć z bronią w ręku, albo że nieślubne dziecko to powód do wstydu. Ona nie tylko tego wszystkiego doświadczyła, ale też, dzięki charyzmie i charakterowi, potrafiła mimo łamania konwenansów, cieszyć się szacunkiem innych.
Buntowniczka z domu czy z natury?
Powiedzmy, że z obu tych źródeł. Ola miała w sobie coś z odkrywcy, od dziecka lubiła sama sprawdzać, czy da się przekroczyć postawione granice. Weźmy choćby taki przykład: Jako uczennica uczesała się do szkoły w koronę z warkocza, w owym czasie zakazaną przez rosyjskiego zaborcę, jako „ fryzura tradycyjnie polska”. Ale wychowanie - a dokładniej przykład babki Karoliny Zahorskiej, walczącej w Powstaniu Styczniowym - też wywarło wpływ. To ona na łożu śmierci przykazała rodzinie, żeby nie przeszkadzano Oli w realizacji jej życiowych planów.
Postawa babki imponowała?
Nie chodziło tylko o walkę zbrojną, ale też o samodzielność. Karolina jako wdowa doskonale dawała sobie radę z prowadzeniem majątku, sama objeżdżała folwarki i nie tylko doglądała gospodarstwa, ale też prowadziła działalność pomocową i edukacyjną.
Jak kilkadziesiąt lat później, w czasie II wojny światowej, kiedy kobiety poszły do pracy, bo mężczyźni wyjechali na front.
Poniekąd tak. Dzięki takim doświadczeniom obie strony przekonały się, że walcząca czy pracująca kobieta to nic strasznego, udało się pokonać pewną mentalną barierę na drodze do emancypacji. Do tej ideowej przemiany trzeba dodać też kontekst międzynarodowy: na początku XX wieku gazety pisały o ruchach sufrażystek w Europie, co na pewno inspirowało Polki.
Podstawową różnica między sufrażystkami w Polsce, a aktywistkami w innych krajach Europy było to, że nasz ruch ściśle łączył się z walką o niepodległość.
Często nie pamięta się, jak dużą rolę kobiety odegrały w tej walce.
„Matki żony w mroczny izbach haftowały na sztandarach hasła: wolność i ojczyzna” - taki obrazek utkwił nam w głowach.
I jest w nim część prawdy, bo kobiety odegrały ogromną rolę w zachowaniu polskiej kultury i tożsamości. Można tu przywołać choćby słowa Piłsudskiego, który mówił, że bez nich Polska dawno zamieniłaby się w jeden z podległych Rosji krajów.
A co z walką zbrojną?
Powiem tak: wkład kobiet był porównywalny do tego wniesionego przez mężczyzn, jednak zadania których się podejmowały, miały inny charakter. Owszem, zdarzały się kobiety-żołnierze, jak choćby Ludmiła Modzelewska czy Wanda Gertz, które obcięły włosy i w męskim przebraniu poszły na wojnę, ale nie było ich wiele. Powstał oddział kobiecy strzelczyń, Ola Szczerbińska była jego komendantką ale domeną kobiet był wywiad, przemyt i działalność zwiadowcza. Historia o nich zapomniała, ale to one przecierały szlaki Legionom. Zanim Pierwsza Kompania Kadrowa wymaszerowała z Oleandrów, Zosia Zawiszanka i jej koleżanki już rozpoznawały teren pod przyszłe walki. Stare powiedzenie, głoszące że za każdym sukcesem mężczyzny stoi kobieta, w historii walki o niepodległość wiele razy znajdowało potwierdzenie.
Piłsudska przed wojną, jako działaczka PPS, trudniła się przemytem broni
To jest historia spod znaku gorsetu, sukni i pantalonów. W tym pierwszym doskonale mieścił się dynamit i ekrazyt, jednak jego przenoszenie wymagało ostrożności, bo przy gwałtownym ruchu czy uderzeniu mógł wybuchnąć, zabijając przemytniczkę, a po drugie, zwłaszcza w upały, cuchnął nieopisanie. W pantalonach dało się zaś ukryć naboje – znana jest anegdota, o tym, jak jednej z koleżanek Oli w czasie przenoszenia takiego transportu pękła gumka przytrzymująca ów ciuszek. Naboje potoczyły się wprost pod nogi żandarma, kobieta cudem uniknęła aresztowania. Amunicję pakowano też w specjalne pasy, którymi panie okręcały się w talii, mauzery przywiązywały do nóg, pistolety upychano w kieszeniach wszywanych w spódnice. Co gorliwszym konspiratorkom zdarzało się przesadzić z ładunkiem. Inna koleżanka Oli obwiązała się kiedyś taką ilością broni, że gdy potknęła się na ulicy, podnosić ją musiała nie tylko Piłsudska, ale też… uprzejmy, niczego nie podejrzewający żandarm.
O jaką Polskę walczyły? Jakie w ich wizji miało być miejsce kobiet w niepodległej ojczyźnie?
O Polsce myślały jako o krainie niemal idealnej: sprawiedliwej, dostatniej, w której wszystkie stany będą równe, a kobiety będą mieć takie same prawa jak mężczyźni. Nie można powiedzieć, że kwestia niepodległości i kwestia równouprawnienia były traktowane równorzędnie, jednak tematy emancypacyjne często były podnoszone przed działaczki niepodległościowe, które domagały się, żeby pamiętano o ich postulatach po odzyskaniu niepodległości.
Myśli pani, że pamiętano by, gdyby tego nie dopilnowały?
Nie sądzę. Historia uczy nas, że w większości przypadków prawa nie są nadawane lecz zdobywane. Gdyby kobiety omdlewały w fotelach czekając na rycerza, który na białym koniu zawiezie je do urn i powie: „głosujcie!” to mogłyby czekać i do dziś. Zresztą chyba właśnie na tym - na braniu spraw we własne ręce, polega idea wolności i równości.
Jak Piłsudski zapatrywał się na emancypację?
Z jednej strony traktował kobiety jako równe sobie, ale z drugiej w jego głowie wciąż pokutowało stereotypowe przekonanie, że to istoty delikatne, które do pewnych zadań - na przykład walki zbrojnej – nie są zdolne. Mówił wyraźnie: Ja bab na pole bitwy nie puszczę.
A do polityki chciał je puścić?
Chyba nie miał wyboru. Znał już ich siłę, dlatego w mojej książce w Magdeburgu, gdy Kazimierz Sosnkowski zapytał go, czy kobiety w wolnej Polsce dostaną prawa wyborcze, odpowiada, że nie „dostaną”, tylko same sobie wezmą. Spory wpływ na jego przekonanie o sile sprawczej i determinacji kobiet miała znajomość z Olą, która silnie lobbowała za przyznaniem Polkom prawa głosu.
A kiedy już była wolna Polska i były prawa wyborcze dla kobiet, Ola całkowicie wycofała się z życia publicznego. Zajęła się domem, wychowaniem dzieci, wyprawianiem przyjęć… Dla mnie to jeden z najdziwniejszych wątków w jej biografii.
Ona sama dziwiła się swojemu zachowaniu. Czasem mówiła nawet, że niewiele zmieniło się w sytuacji kobiet, które co prawda mogą głosować, ale i tak po zamążpójściu porzucają pracę dla domu i dzieci. Ja myślę zaś, że Ola była po prostu złożoną osobowością. Była w niej i konspiratorka i rewolucjonistka i zakochana kobieta i matka. I to chyba właśnie ten ostatni archetyp zwyciężył w dwudziestoleciu międzywojennym.
Musiały jednak docierać do niej wieści o zamachu majowym, sprawie brzeskiej i innych, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnych decyzjach jej męża. Jak na nie reagowała?
Możemy tylko przypuszczać, że nie zawsze się z nim zgadzała – we wspomnieniach ubolewa, że jej kochany „Ziuk”, jak nazywała marszałka, zmienił się, zamknął w sobie, do przyjaciół bywał opryskliwy, a z nią rozmawiał mniej niż kiedyś. Być może, gdy nikt nie widział, toczyli polityczne spory. Jednak na zewnątrz Ola niczego nie pokazywała, jako osoba niezwykle lojalna nie krytykowała męża nawet w listach czy pamiętnikach.
To pofantazjujmy na koniec: jak żyłoby się Oli we współczesnej Polsce?
Z jednej strony cieszyłaby się że nie ma już komunistycznych władz, przez które po II wojnie światowej nie mogła wrócić do Polski. Z drugiej jednak byłaby przerażona kłótniami i nienawiścią, które dzielą społeczeństwo. Była kobietą, której w głowie i sercu nie mieściłaby się nienawiść wobec Żydów, pogarda wobec innych poglądów czy innego wyznania. Pewnie próbowałaby z tymi postawami walczyć w parlamencie, albo jakiejś organizacji pozarządowej. Bo może kostiumy i scenografia są inne niż przed stu laty, ale istota sprawy pozostała niezmienna – zbudować kraj, w którym każdy znajdzie dla siebie miejsce.