Olek Doba pokonał ocean po raz trzeci
To była najtrudniejsza wyprawa, walczyłem z różnymi przeciwnościami, ale jestem. Pokazałem, że Polak potrafi - powiedział podróżnik po triumfalnym wjeździe do Polic. W miniony wtorek powitaliśmy Aleksandra Dobę, kajakarza i podróżnika z Polic, który na swoim kajaku „Olo” pokonał północny Atlantyk. To była III Wyprawa Atlantycka.
Już na początku był sztorm
Start odbył się 7 maja z Leonardo State Marina w zatoce Sandy Hook, w pobliżu Nowego Jorku, ale z powodu sztormu kajakarz musiał zatrzymać się w zatoce Barnegat w stanie New Jersey i zaczekać na poprawę pogody. Prawdziwy start do wyprawy nastąpił 16 maja. Przez pierwsze 24 godziny podróżnik pokonał blisko 30 mil morskich. Opuścił niebezpieczną strefę rozgraniczenia ruchu (morską autostradę dla dużych statków) i płynął w pożądanym kierunku na otwartych wodach Atlantyku z prędkością około 1.75 węzła kursem południowo-wschodnim do wschodniego. Celem był golfsztrom, czyli jeden z najsilniejszych prądów morskich na kuli ziemskiej. Po niemal trzech tygodniach od startu, zmagań z przeciwnymi wiatrami, kręceniu się w kółko, cofaniu, rejs Olka nabrał tempa.
– Najpierw zaczęły się pojawiać algi z Morza Saragassowego, całe rodziny alg. Płynąłem po coraz głębszych wodach. Obserwowałem izobaty na mapie, które pokazywały, że jestem już blisko. Aż w piękny, słoneczny niedzielny poranek, najcieplejszy od chwili startu, wpłynąłem na wielki prąd oceaniczny – relacjonował Aleksander Doba.
Uszkodzony ster
16 czerwca pojawiły się niepokojące informacje. W czasie sztormu został uszkodzony ster kajaka. Awaria steru postawiła wyprawę pod znakiem zapytania. Za śmiałkiem było ponad 700 mil morskich
- Fatalnie! Górna tuleja ukręcona u góry steru. Do naprawy konieczni: kowal, spawacz i inżynier. Był tylko inżynier - pisał z Atlantyku Aleksander Doba. Ster uszkodzony został przez linę dryftkotwy w czasie sztormu o sile 8 stopni w skali Beauforta.
Przez kilka dni temu wydawało się, że inżynier da radę naprawić ten niezwykle istotny, decydujący o bezpieczeństwie płynącego element konstrukcji kajaka. Kajakarz podjął się próby naprawy usterki.
- O świcie zdemontowałem ster. Za kowadło użyłem kokpit, za młot posłużyła kotwica. Waliłem mocno. Oś wygięta o 30 stopni nie poddała się prostowaniu. Przeciąłem ukręconą tuleję powyżej wygięcia. Na górze płetwy sterowej zrobiłem cztery otwory nożem i świderkiem - mówił Aleksander Doba. - Używając dwudziestu opasek umocowałem krążek na górze płetwy sterowej. Potem założenie linek sterowych na krążek. Musiałem dobrze zabezpieczyć oś steru przed utopieniem. Pod wieczór montaż. Jedną ręką trzymam w wodzie balansującą płetwę. Druga ręka usiłuje połączyć układ. Trzecia ręka przydałaby się. Regulacja linek i testuję zastępczy układ sterowy. Niestety, bardzo silny wiatr rozwala moją koncepcję. Teraz dryfuję po ponowny zdemontowaniu zastępczego układu sterowania. Niestety samodzielna naprawa steru nie udała się.
Ale z pomocą pospieszyła załoga statku „Baltic Light”.
- Pan Doba i jego kajak są już na pokładzie. Dokładamy starań, by naprawić ster - napisał Isaac Ansari, przedstawiciel armatora z Hongkongu, który zdecydował się na przesunięcie kursu jednego ze swoich statków znajdujących się na Atlantyku, by przypłynąć z pomocą. Akcja związana z naprawą steru trwała cztery godziny. Udało się.
Przetrwać sztorm
Na początku sierpnia pojawiły się niepokojące informacje o kolejnym silnym sztormie. Aby go przetrwać, należało ustawić kajak rufą do wiatru i fal za pomocą dryfkotwy wypuszczanej z rufy. Kajak ustawiony bokiem do fal to najgorsza sytuacja w sztormie. A jak wygląda sztorm o sile 8 Beauforta w skali na północnym Atlantyku?
- Gdy o zmierzchu chciałem wypuścić dryfkotwę z lewej burty, bo tam zrobiłem awaryjne ucho prowadzące ją, kajak ustawił się lewym bokiem do fal – pod wiatr. Nie mogłem go obrócić. Wyrzuciłem worek dryfkotwy z lewej burty - mówił podróżnik. - Potem szybko rozebrałem się do …..naga, założyłem szelki asekuracyjne i wypełzłem na pokład. Lina dryfkotwy już naprężyła się i trzymał kajak bokiem do fal. Odczepiłem linę z uchwytu na środku kajaka (sama się tam zaczepiła). Popełzłem na rufę i przerzuciłem linę dryfkotwy przez samoster. Uff! Udało się! Dryfkotwa zapracowała prawidłowo ustawiając kajak rufą do wiatru i fal. Cały mokry wpełzłem do kabiny, wytarłem się i założyłem suche rzeczy. Akcja szybka, ale skuteczna. Sztorm kończył się nad ranem. Wielka ulga, bez zniszczeń.
Nie brakowało też bliskich spotkań z wielorybami. - Gdy w dzień przygotowywałem kajak do sztormu, robiąc ucho awaryjne dryfkotwy blisko rufy, usłyszałem – ja głuchy – dwa głośne wydechy. 20 metrów ode mnie dwa wale, około 12 m długości przepływały sobie głośno wydychając powietrze - relacjonował podróżnik.
W połowie sierpnia Aleksander Doba zaskoczył swoich fanów. Pierwotnie meta wyprawy miała być w Lizbonie. Jednak kajakarz zdecydował się na północno-zachodnią Francję. Pod koniec sierpnia po ponad trzech miesiącach żeglugi pojawił się pierwszy ląd. To był archipelag Scilly na zachód od wybrzeża Anglii. Dopłynięcie do Anglii już spełniało podstawowe założenie wyprawy, którym było dotarcie do Europy. Jednak Aleksander Doba chciał postawić stopę na kontynencie. Stało się to 3 września, w miejscowości Le Conquet (około 30 km na zachód od Brestu).
Jakie plany najbliższe?
- To wizyta w Warszawie z okazji Święta Wisły, gdzie zaplanowana jest „Masa Krytyczna” z udziałem 400 kajaków. 28 września odbędzie się premiera filmu „Happy Olo” a dwa dni później będę na pokazie tego filmu w Filharmonii Szczecińskiej.
Pan Aleksander mówi, że skończył już z pływaniem kajakiem po oceanie.- Ostatnia podróż to był trzeci etap, osiągnąłem to i wystarczy - powiedział mistrz.
Trzy wyprawy
26 października 2010 roku Aleksander Doba wyruszył z Dakaru (Senegal) w kierunku Fortalezy (Brazylia). Do miejscowości Acaraú w Brazylii dopłynął 2 lutego 2011 po 99 dniach rejsu i przepłynięciu 5394 km (2913 mil morskich). Druga wyprawa atlantycka trwała od 5 października 2013 do 17 kwietnia 2014 roku. Aleksander Doba przepłynął Atlantyk od portu w Lizbonie poprzez krótki postój na Bermudach, do portu Canaveral na Florydzie w Stanach Zjednoczonych. Trasa miała długość 4500 mil morskich. W trzeciej wyprawie (Nowy Jork - Le Conquet) podróżnik pokonał 4150 mil morskich i prawie 4 miesiące spędzone w kajaku „Olo”. Pan Olek dowiódł, że na realizację marzeń nigdy nie jest za późno.