Ona. Kobieta w chuście
- Myślimy, że są takie biedne, że chodzą trzy kroki za mężem, a tymczasem one współczują nam, że oddałyśmy siebie i swoje ciała, niewiele dostając w zamian - mówi Anna J. Dudek, autorka książki „Poddaję się. Życie muzułmanek w Polsce“
Słowianka w chuście budzi nieufność?
Konwertytki są na kontrolowanym. Dziewczyna w hidżabie, po której widać, że jest cudzoziemką, jest traktowana z pewną dozą sympatii, bo taka śliczna, taka egzotyczna, inna... Niebieskooka dziewczyna o słowiańskiej urodzie uruchamia myślenie, że zdradziła swoją tradycję, rodzinę, prowokuje pytanie: „to co było nie tak, że podjęłaś taki krok?”.
Pani bohaterki w książce „Poddaję się. Życie muzułmanek w Polsce“ tłumaczą przyczyny swojej konwersji.
Wśród kobiet jest kilka grup konwertytek. Są poszukiwaczki, które poznają różne religie, i w pewnym momencie zatrzymują się przy islamie. Inne z jakichś przyczyn po prostu nie odnalazły się w katolicyzmie czy innym wyznaniu. Są też neofitki zafascynowane kulturą arabską, które z czasem przejmują także religię.
A co z kobietami, które zrobiły to, bo się zakochały. Jest ich dużo?
To spora grupa. Ale imamowie, z którymi rozmawiałam, podkreślali, że doradzają ostrożność - studiowanie islamu, szukanie wiedzy o prawach i obowiązkach. Gdy kobieta przechodzi na islam tylko dlatego, że poznała muzułmanina, który chce mieć żonę muzułmankę, a o religii wie mało, to ryzykuje rozczarowanie. Kobiety, które nie znają Koranu, nie wiedzą, z czym to małżeństwo się wiąże, nie są przygotowane na różne okoliczności. I tak na przykład okazuje się, że świeżo poślubiony mąż ma drugą żonę. „Jak on mógł mi to zrobić?” - zastanawia się kobieta. Ano, mógł.
„Jak on mógł mnie zostawić?“ - też mógł, bo w islamie są różne rodzaje małżeństw.
Tutaj znowu - uczeni doradzają roztropność. Zdarza się, że mężczyźni proponują małżeństwo, a nieświadoma istnienia różnych rodzajów związków kobieta się zgadza, nie wiedząc, że zawiera tzw. ślub mutah, czyli tymczasowy, który praktykują szyici. To rozwiązanie jest stosowane przez ludzi, którzy chcą mieć czystą kartę, jeśli chodzi o seks. Bo niby to małżeństwo, choć prawnie nie ma żadnego znaczenia. Dopiero ślub nikah daje kobiecie prawa.
Monice imam odradzał małżeństwo z Salehem.
Tak, najprawdopodobniej miał większą wiedzę o nim. Monika go nie posłuchała, Saleh został deportowany. Znam przypadki dziewczyn, które wchodzą szybko w takie związki, bo się czują samotne, nieatrakcyjne, szukają wsparcia.
Dla kobiet, które Pani opisuje, kolejność była taka: najpierw religia i jej poznanie, potem mąż.
Zależało mi na pokazaniu kobiet, które podjęły tę decyzję dla siebie, a dopiero jej dalszą konsekwencją był związek. Chociaż są to zupełnie inne historie, to widzimy, że wcale nie są to takie bezwolne, zahukane kobietki, ślepo wpatrzone w swojego „habibi” (tu: ukochany - red.), tylko osoby silne, wiedzące, czego chcą.
Często myślimy o muzułmankach jako o ofiarach, które trzeba ratować i wyzwalać. A co one myślą?
Mamy do czynienia z pewnym paradoksem, bo muzułmanki często sądzą, że to my - kobiety Zachodu - jesteśmy zniewolone. Myślimy o nich, że są takie biedne, chodzą trzy kroki za mężem, a one z podobnym współczuciem patrzą na nas, uważając, że oddałyśmy siebie i swoje ciała, nie dostając wiele w zamian. Z chustą wiąże się kolejny paradoks: nie przeszkadza nam przecież staruszka, która ma na głowie chustkę, czy zakonnica. Gdy ktoś zrywa muzułmance okrycie głowy - a widziałam takie przypadki - to wcale jej nie wyzwala, tylko ją publicznie upokarza. Nie chcemy pod chustą zobaczyć człowieka - matki, siostry, koleżanki.
Kolejny przykład naszej hipokryzji: z jednej strony tacy jesteśmy wyzwoleni, że ten hijab nas razi, a z drugiej jednak zdjęcia sutków są pikselowane albo zasłaniane gwiazdką. Dlaczego? W tej narracji brakuje logiki i konsekwencji.
Kobieta zachodnia szykuje się przed wyjściem, a w domu wskakuje w dresik, muzułmanki odwrotnie?
To jest to inne podejście do kobiecości. My, skoro już się pokazałyśmy światu, w domu możemy wrzucić na luz, muzułmanka błyszczy właśnie w przestrzeni domowej, intymnej. Zakrywanie włosów, w kulturze arabskiej obciążonych ogromnym ładunkiem erotycznym, ma też praktyczne uzasadnienie - włosy Arabek są na ogół przepiękne, gęste i lśniące. Zresztą nie wszystkie noszą chusty, wiele w tej sprawie i nie tylko w tej, się zmienia. Poza tym, że mamy wiele odłamów islamów, to różne są osoby, które go wyznają.
Jak osoba wpływa na rozumienie religii?
Inny jest islam doktorantki, która dokonała konwersji, a inny islam wyznaje niewyedukowana dziewczyna, która wyszła za Pakistańczyka z małej wsi - ona będzie poznawała religię przefiltrowaną przez lokalną tradycję. Islam wyznawany na konserwatywnej prowincji, a ten głoszony choćby przez muzułmańskiego myśliciela Tariqa Ramadana, z którym rozmawiam w książce, to dwa różne światy. To wszystko przekłada się na różne podejście mężczyzn do kobiet czy kobiet do siebie nawzajem. Ale nie inaczej jest przecież w katolickich, polskich rodzinach, które potrafią być zarówno liberalne, jak i ortodoksyjne.
Czy islam i feminizm to pojęcia, które się wykluczają? Czy możliwy jest feminizm po islamsku?
On wychodzi z zupełnie innego korzenia, z Koranu, podczas gdy feminizm europejski wyrósł w dużej mierze z kontrrewolucji lat 60. Nilüfer Göle, turecka socjolożka, autorka książki „Muzułmanie w Europie. Dzisiejsze kontrowersje wokół islamu”, uważa, że wyrosły z lewicy europejski ruch feministyczny boi się muzułmanów. To bardzo złożony problem, ale w skrócie: istnieje taki lęk, że wraz z islamem z takim trudem wywalczone - często wydarte od kościoła - prawa kobiet, mniejszości, osób LGBT trzeba będzie znów oddać. A sam feminizm po islamsku? To feminizm ewolucyjny, zakładający, że kobieta i mężczyzna są różni, mają różne prawa i obowiązki, bo Bóg ich tak stworzył. Ja, kobieta, mam zostać matką, mój mąż ma dbać o dom, ale żadne z nas nie jest gorsze.
Karolina modli się do Boga o przebaczenie, bo pewien pan wulgarnie skomentował jej pupę. Czuje się winna, bo założyła zbyt obcisłe spodnie. W ogólnym myśleniu zachodnim, przynajmniej tym deklarowanym, każdy, kobieta czy mężczyzna, sam odpowiada za swoje popędy.
O tej sprawie bardzo żywo z Karoliną dyskutowałyśmy, łącznie z kłótnią i trzaskaniem drzwiami (śmiech). Z wieloma poglądami moich rozmówczyń się nie zgadzam, czemu dałam też wyraz w książce. Proszę jednak zwrócić uwagę, że obwinianie kobiety za przemoc ze strony mężczyzny doskonale się ma również na naszym cywilizowanym Zachodzie. Przestrzega się kobiety, żeby nie piły za dużo alkoholu, nie zakładały krótkich spódnic, kiedy wychodzą wieczorem, bo, w domyśle, będą same sobie winne, jeśli coś im się stanie. W geście sprzeciwu wobec takiego podejścia polscy mężczyźni zaczęli fotografować się w sukienkach, żeby pokazać, że ubiór nie ma tu nic do rzeczy, a pomysł tej kampanii przyszedł do nas z Turcji, gdzie w ten sposób protestowano przeciw morderstwie studentki.
Przez długi czas Europa żyła atakami w Kolonii. Nie ma Pani wrażenia, że coś było mocno nie tak? Doszło do bardzo dziwnej sytuacji: część mediów milczała, inne podsycały atmosferę.
My, dziennikarze mamy na barkach ogromną odpowiedzialność, w tym wypadku nie zdaliśmy egzaminu. W islamie nie ma przyzwolenia na przemoc seksualną i gwałt, najbardziej odrażający akt przemocy wobec kobiety, trzeba to jasno powiedzieć. Ale także to, co miało miejsce w niemieckich mediach, czyli niemówienie o tym wcale, było dla mnie chore. Trzeba mówić prawdę, rzetelnie informować zarówno o tym, co miało miejsce w Kolonii, jak i o tym, że przed paroma dniami w Morzu Śródziemnym zatonęła łódź ze 150 osobami na pokładzie. Trzeba pisać o Malalai Yousafzai, pakistańskiej nastolatce, którą talibowie chcieli zamordować za to, że walczyła o prawo dziewcząt do edukacji i pokazywać kobiety, które są mobbingowane w pracy za to, że noszą chustę. Nilüfer Göle powiedziała, gdy robiłam z nią wywiad, że między hidżabem a terroryzmem postawiono znak równości. I miała rację.
Potrzeba zmiany myślenia, radykałowie i terroryści to nie islam, ale to my, muzułmanie musimy coś z tym problemem zrobić, bo jest prawdziwy - tak uważa Tamara, salafitka.
Tamara ze wszystkich bohaterek chyba najbardziej mnie zaskoczyła, potem się z nią zaprzyjaźniłam. Wydawała mi się taką żelazną muzułmanką, nie słucha nawet muzyki, bo jej jedyną muzyką jest Koran. Ale to ona, tak głęboko zanurzona w tym najsurowszym islamie, mówi: to my musimy działać, musimy zmienić opinię, którą inni mają o nas. Pokazywać Europie ten dobry islam i sami się nim kierować.
Zadedykowała Pani swoją książkę „Bahaitkom. Jazydkom, Koptyjkom. Sunnitkom. Szyitkom. Katoliczkom. Protestantkom. Żydówkom. Prawosławnym. Hinduskom. Ateistkom. Agnostyczkom. Kobietom“. Potrzeba nam więcej kobiecej solidarności?
Tak. Dobrze, że potrafimy się zorganizować, wyjść na ulice i walczyć o swoje prawa, jak to miało miejsce w przypadku czarnego protestu. Ale tej zwykłej, babskiej solidarności jest za mało na co dzień. Ciągle same sobie robimy krzywdę, łatwo się osądzamy i tworzymy podziały, zamiast wspólnie działać. Chciałabym, żebyśmy potrafiły się bardziej wspierać, bez względu na wyznanie.