Opera to slow food dla duszy. Bez pestycydów estetycznych! [WYWIAD]
Rozmowa z Aleksandrem Laskowskim, dziennikarzem m.in. radiowej „Dwójki”; prowadził wieczory Bydgoskiego Festiwalu Operowego.
Czy współczesna opera idzie z duchem czasu, czy się mu opiera?
Krótka odpowiedź na to pytanie brzmi: opera należy do współczesnego świata, nie tylko zmienia się razem z nim, ale i zmienia świat. Trzeba się jednak na początku zastanowić, o czym właściwie rozmawiamy. Opera jako dziedzina sztuki jest ogromnie różnorodna. W terminie tym mieszczą się i działania awangardowe z pogranicza różnych dziedzin kultury, i poszukiwania prawdy historycznej o dziełach epoki baroku, klasycyzmu i romantyzmu, i kult arcydzieł, wreszcie - co ogromnie ważne - uwielbienie dla sztuki śpiewu. I tu można zapytać, czy śpiew operowy idzie z duchem czasu? Idzie, bo estetyka wykonawcza bardzo się zmienia. Wystarczy porównać nagrania Enrica Carusa z początku dwudziestego wieku i nowe nagrania Piotra Beczały, by uświadomić sobie, jak bardzo sposób śpiewania się zmienił.
Ale nie zdarza się odchodzenie od klasycznego śpiewu?
W nowoczesnej operze zdarza się wszystko! Inna rzecz, że dziś można na świecie usłyszeć bardzo wiele różnych stylów śpiewu, różnych sposobów traktowania głosu. Inaczej śpiewa się dziś dzieła poszczególnych epok, od baroku po współczesność. Mamy do czynienia z coraz większą specjalizacją z jednej strony, z drugiej strony, jednak są artyści, którzy doskonale odnajdują się w różnych estetykach i epokach, jak mój ulubiony baryton Christian Gerhaher, genialny jako Orfeusz Claudia Monteverdiego, Wolfram w Tannnhäuserze Ryszarda Wagnera czy Wozzeck Albana Berga. I wspaniały interpretator pieśni. Gdy opera próbuje odchodzić od śpiewu, oddala się w moim przekonaniu od samej siebie. Dla mnie istotą opery jest możliwość obcowania z muzyką wykonywaną na żywo, z wielkimi, unikalnymi głosami. W czasach, gdy coraz więcej z naszych doświadczeń zapośredniczanych jest przez technologię, opera jest nam coraz bardziej potrzebna jako slow food dla duszy, muzyka bez sztucznych dodatków i estetycznych pestycydów.
Skąd zatem zarzut nienadążania za duchem czasu?
Wydaje mi się, że dzieje się tak dlatego, iż wiek dwudziesty bardzo przyzwyczaił nas do imperatywu postępu i ciągłych eksperymentów w kulturze, często mających na celu sprowokowanie, a nawet odepchnięcie części publiczności. Dla porównania spójrzmy na kino - nikt nie ma pretensji do reżyserów, że wciąż kręcą romantyczne komedie, a nie tylko eksperymentują z formą. W kinie są filmy typowo festiwalowe, filmy eksperymentalne, ale i produkcje adresowane do masowej publiczności, obliczone na to, że będą przebojami. Z teatrem operowym jest bardzo podobnie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień