Operacja „Vittles”. Największy w historii most powietrzny
Niemcy 1948. Porozumienie między zachodem i Związkiem Sowieckim staje się fikcją. Podzielony na cztery sektory okupacyjne Berlin, jak w soczewce skupia sprzeczne interesy niedawnych sojuszników.
Stan pozornej współpracy został zakończony, gdy Sowieci w nocy z 23/24 czerwca odcięli zachodnie strefy Berlina od wszelkich dostaw. Odpowiedzią aliantów był największy w historii most powietrzny.
Aliancki poker
Po upadku Trzeciej Rzeszy Niemcy podzielone zostały na cztery strefy okupacyjne, a Berlin na cztery sektory, które miały być wspólnie zarządzane przez Międzysojuszniczą Komendanturę Wojskową. Miał to być stan przejściowy, ale narastający konflikt coraz bardziej uniemożliwiał wypracowanie wspólnego rozwiązania.
Od 1946 r. coraz sprawniej i efektywniej działała propaganda sowiecka, z którą Amerykanie walczyli przy pomocy własnej stacji radiowej RIAS, słynącej z propagandy antykomunistycznej i dobrej muzyki jazzowej. Konflikty pojawiały się również wokół reparacji wojennych, które miały być przekazywane Sowietom z zachodnich stref okupacyjnych. W maju 1946 r. gen. Lucius Clay, wojskowy gubernator amerykańskiej strefy okupacyjnej, wstrzymał przekazywanie Związkowi Sowieckiemu urządzeń przemysłowych. 1 stycznia 1947 r. ogłoszono powstanie Bizonii z połączonych stref amerykańskiej i angielskiej.
16 czerwca 1948 r. odbywało się posiedzenie Komendantury Berlina. Żaden z uczestników nie zdawał sobie sprawy, że będzie ono ostatnim wspólnym zebraniem przedstawicieli aliantów. Po 13 godzinach obrad w bardzo napiętej atmosferze amerykański płk Frank L. Howley opuścił salę, demonstracyjnie trzaskając drzwiami.
Płk Iwan Jelizarow stwierdził, że Howley „przekroczył akustyczną granicę bólu, natomiast nie osiągnął przeciętnej granicy uprzejmości” i zażądał przeprosin. Dwa dni później w trzech zachodnich strefach, przy sowieckich protestach, została wprowadzona nowa waluta. Sowieci zdawali sobie sprawę, że wspólna kontrola nad całymi Niemcami jest już niemożliwa - stało się jasne, że alianci zachodni, nie widząc możliwości wyciągnięcia całych Niemiec spod wpływów sowieckich, zdecydowali się na podział kraju i odcięcie wpływów sowieckich w zachodnich strefach okupacyjnych. Reakcja Sowietów musiała być mocna. W nocy z 23 na 24 czerwca Sowieci powiedzieli „sprawdzam” i całkowicie odcięli zachodnie sektory Berlina. 2,2 mln ludzi pozostało bez dostaw prądu, żywności, węgla. Mimo trwającej już zimnej wojny sytuacja ta zaskoczyła zachodnich aliantów.
Dziecko w proszku
Berlin, miasto mocno zburzone w ostatnich miesiącach wojny, posiadał miesięczne zapasy produktów potrzebnych, aby przetrwać. Gen. Lucius Clay, znany z tego, że żywił się głównie czarną kawą i papierosami, ale przede wszystkim z doskonałych zdolności organiz acyjnych, nie tylko wpadł na pomysł mostu powietrznego, ale potrafił swój karkołomny pomysł przeforsować w Waszyngtonie. Słynął z gotowości do niecodziennych akcji, co udowodnił - jak pisze jego biograf - jeszcze w szkole średniej, gdy wyrzucił przez okno nauczyciela chemii, za co z kolei sam został wyrzucony ze szkoły. 25 czerwca Clay zadzwonił do dowódcy amerykańskich sił lotniczych w Niemczech gen. Curtisa Le Maya: „Curt, czy możesz transportować węgiel drogą powietrzną?”. Le May podobno zaniemówił, po chwili odparł: „Przepraszam generale, czy mógłby pan powtórzyć pytanie?”. Pomysł wydawał się szalony, a jednak się udał.
Operacja „Vittles” (prowiant) trwała 11 miesięcy. Pierwsze samoloty z zaopatrzeniem lądowały w Berlinie Zachodnim już 26 czerwca. W sumie dostarczono ponad 2 mln ton towarów, z których 2/3 stanowił węgiel, 1/4 żywność, a resztę materiały budowlane, służące głównie do rozbudowy lotnisk i elektrowni. Większość artykułów żywnościowych stanowiły półprodukty, takie jak mleko i kakao w proszku, puszki z konserwowanymi warzywami, suszone ziemniaki. Wtedy właśnie powstała karykatura, na której bocian przynosi rodzicom „dziecko w proszku”, które można ożywić dopiero po dodaniu wody. Hitem stała się piosenka nadawana w radio RIAS: „wyspiarz nie traci spokoju, wyspiarz ma niewzruszoną nadzieję, że jego wyspa znowu będzie piękna…”.
Poczuciem humoru berlińczycy podtrzymywali się na duchu, choć codzienne życie było bardzo trudne. Prąd włączano jedynie na kilka godzin dziennie, żywność była racjonowana, brakowało świeżej żywności, w szpitalach operowano przy świecach, a w miesiącach zimowych dzieci wraz z książkami nosiły do szkoły opał. Burmistrz Berlina Ernst Reuter i gen. Clay obawiali się, czy berlińczycy wytrzymają te trudne warunki. Sytuacja była paradoksalna: ci sami piloci, którzy jeszcze trzy lata temu bombardowali Berlin, teraz ściągani często z rezerwy, ratowali mieszkańców tego samego miasta od głodu, zimna i beznadziei.
Herosi mimo woli
Z pewnością rację miał burmistrz Reuter nazywając berlińczyków „bohaterami mimo woli”. Blokada Berlina zahartowała mieszkańców, uodporniła na propagandę sowiecką, choć przecież w trudnej sytuacji najłatwiej było się ugiąć. Sowieci zrobili wiele, aby polepszyć swój nadszarpnięty blokadą Berlina wizerunek. Władze sowieckie zaoferowały berlińczykom zachodnim pomoc żywnościową, ale pod warunkiem zarejestrowania się w Berlinie wschodnim i pobrania tam kartek żywnościowych. Propaganda kusiła pszenicą płynącą z Leningradu, młodymi ziemniakami z Czechosłowacji i świeżymi rybami z Polski. Jednak niewielu berlińczyków, mimo niedożywienia, dało się uwieść, a ci którzy to zrobili powszechnie nazywani byli Frau Schande i Herr Schimpf (państwo Haniebni). Bohaterami tej trudnej sytuacji byli też piloci amerykańscy i brytyjscy, którzy co 3 minuty lądowali na lotniskach Berlina Zachodniego. 72 z nich zginęło w wyniku wypadków (31 amerykańskich i aż 41 brytyjskich).
Do akcji włączyli się również - „dyskretnie i symbolicznie”, jak sami to określali - Francuzi, choć sami ponosili już koszty wojny indochińskiej. W ciągu 3 miesięcy zbudowali w swoim sektorze Berlina lotnisko Tegel, na którym mogły lądować samoloty z pomocą. Budując je musieli wysadzić w powietrze drewniany maszt nadajnika radiowego, nadającego pod kontrolą sowiecką. Wściekły sowiecki komendant Aleksander Kotikow zjawił się natychmiast po tym incydencie u francuskiego komendanta Jeana Ganevala z pretensjami, jak mógł to zrobić. „Dynamitem, panie kolego, dynamitem” - miał odpowiedzieć Francuz. Cichymi bohaterami były również kobiety pracujące przy budowie tego lotniska, stanowiły one 40 proc. wszystkich niemieckich pracowników i podobnie jak mężczyźni pracowały dzień i noc w 8-godzinnych zmianach.
Radość z ogórków
W nocy z 11 na 12 maja do Berlina zachodniego znowu popłynął prąd. Berlińczycy z niedowierzaniem i radością obserwowali wjeżdżające ciężarówki. „Chyba nigdy z taką pompą nie przyjmowano transportu ogórków” - napisał jeden z naocznych świadków tych wydarzeń. Sowieci częściowo odblokowali drogi lądowe i wodne, a 30 sierpnia 1949 r. ogłosili koniec blokady i rzekome własne moralne zwycięstwo, które miało być „efektem nieustających i wytrwałych starań ZSRR o pokój”. 14 maja 1949 r. Berlin opuścił gen. Clay. Wyjeżdżając zostawił czek dla właścicieli willi, którą specjalnie dla niego zarekwirowano zaraz po wojnie. Podobno dołączył do niego karteczkę, że pieniądze mają również wynagrodzić wyraźne ubytki w zapasach win zgromadzonych w piwnicy domu. Wzdłuż całej trasy na lotnisko Tempelhof gen. Claya żegnały setki tysięcy ludzi. Ten znany z dystansu i oschłości człowiek stwierdził potem: „czułem się nieco wzruszony”, ale świadkowie wspominali, że po policzkach spływały mu łzy. Amerykanie z kolei uczcili bohaterskiego burmistrza Berlina Ernsta Reutera, umieszczając jego podobiznę na pierwszym po wojnie amerykańskim znaczku pocztowym, rozpoczynającym serię „Champion of Liberty”.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.