Opozycji nie chodzi o dobro kraju
Rozmowa ze Szczepanem Barszczewskim, liderem partii Wolność w województwie podlaskim.
Jak Pan ocenia zamieszanie w Sejmie w ostatnich tygodniach? Kto miał rację?
Staram się być obiektywny we wszystkich płaszczyznach życia, również w aktywności publicznej. Oceniając realia polityczne wyjść trzeba poza partykularyzmy partyjne i polityków i kierować się dobrem Polski i Polaków. To, co się działo w Sejmie pokazuje jak daleko politycy są od działań dla dobra obywateli i rozwoju kraju. Ponieważ wyczerpał się temat Trybunału Konstytucyjnego i jego byłego prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, rozhuśtano nowy odcinek tej walki pod tytułem „Budżet, zmiana reguł pracy dziennikarzy w parlamencie i wykluczenie posła opozycyjnego z obrad”.
Takie zachowanie opozycji, PO i Nowoczesnej, można ocenić tylko krytycznie - byli w tym niewiarygodni, nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby tak histeryczną reakcję, okupowanie mównicy, zwiezienie demonstrantów przed Sejm, okupację Sejmu przez kilkanaście dni, w tym przez święta. Gdy przysłuchać się pretensjom o łamaniu prawa, zawłaszczaniu państwa, szkodzeniu demokracji, to nasuwa się wniosek, że nie ma w tym żadnej treści, są tylko fajerwerki. Przy tym rodzi się pytanie, a co opozycja robiła, gdy rządziła? Zawłaszczała, łamała, szkodziła, wszystko przy ogromnej sympatii niektórych mediów. Jeśli ktoś mówi, że Nowoczesna to nowi ludzie i oni dopiero trafili do polityki, to brzmi niepoważnie, bo to są ludzie wywodzący się wprost z PO albo środowisk z nią związanych. Są posłowie, którzy byli wcześniej jej członkami, pracowali w samorządach zdominowanych przez PO, czy w kancelarii byłego prezydenta Ko-morowskiego. Oczywiście nie zamierzam pochwalać PiS-u za działania, dobrze by było, gdyby zamiast skoku na fuchy, te okazje zlikwidować i ograniczać posady i stanowiska. Do tego trzeba mieć jednak wizję państwa ludzi wolnych, którym ułatwia się działanie i rozwój, a nie utrudnia, jak teraz. Mamy ludzi kontrolowanych i inwigilowanych przez różne służby, rozbudowany aparat biurokratyczny i urzędniczy, tworzący coraz to nowe regulacje i ograniczenia. Po czternastu miesiącach działania obecnego rządu widać, że polityka poprzedników w głównych założeniach jest kontynuowana. Podatki wysokie, a pojawiają się dodatkowe, biurokracja się rozwija, kompetencji państwa przybywa. To oznacza, że Polakom nie dzieje się lepiej. Reforma edukacji o której teraz dużo się mówi, to tylko drobne w niej korekty, a nie reforma. Nie wprowadza się systemów nauczania, konkurencji, jednakowych warunków finansowych jednostek publicznych i prywatnych. Spektakl trwa, politycy i media tym żyją, ale to nie przynosi konkretnych narzędzi do poprawy sytuacji w oświacie.
Kto wygrał w tym sporze?
Dziwić by się można PiS-owi dlaczego na to pozwolił. Na ile była to przemyślana strategia, na ile bezradność, a na ile splot sprzyjających dla rządu przypadkowych i nieprzypadkowych zdarzeń. Politycznie według sondaży wygrał PiS przegrali PO i Nowoczesna. Ryszard Petru, który chciał zdominować Grzegorza Schetynę i wykreować partię na pierwszą opozycyjną siłę, przez love story i opuszczenie tzw. Ciamajdanu i swoich ludzi przegrał i ze Schetyną i z Platformą. Po raz kolejny dowiódł swojej słabości, stając się znowu „bohaterem” prześmiewczych memów i komentarzy w internecie. Do tego doszło zamieszanie wokół Mateusza Kijowskiego i ułożenie się Schetyny z Jarosławem Kaczyńskim, co pokazuje, że spośród partii wygrał PiS.
Niestety, przede wszystkim przegrali Polacy. Nad ustawą budżetową trzeba było pracować i dyskutować w Sejmie, a nie uskarżać się. Trzeba było wnosić poprawki do ustawy budżetowej. Proponować zmniejszenie wydatków w poszczególnych dziedzinach i instytucjach. Do tego nie doszło, bo to nie było korzystne dla wspomnianej opozycji. Trzeba było zabiegać o zmniejszanie deficytu budżetowego i długu publicznego, które są niepokojąco wysokie i mają negatywny wpływ na rozwój gospodarczy kraju. Warto wiedzieć, że ogromna część długu publicznego to zadłużenie zagraniczne, które powoduje ograniczenie naszej suwerenności. W tym zamieszaniu, paradoksalnie, jest też sporo dobrego - Sejm nie obraduje i nie produkuje kolejnych szkodliwych regulacji. Jak mawiał Mark Twain „niczyje zdrowie, wolność, ani mienie nie jest bezpieczne kiedy obraduje Parlament”, a nie obraduje już od 16 grudnia i przerwa trwa do 25 stycznia. A czeka na uchwalenie projekt senatorów PiS o zmianie ustawy o podatku akcyzowym kilkakrotnie podnoszący podatek na samochody używane.
Czy uchwalenie budżetu bez obecności opozycji może mieć jakieś skutki prawne?
Tej tzw. Zjednoczonej Opozycji nie chodzi o dobro kraju, tylko o destabilizację sytuacji wewnętrznej. Platforma po ośmiu latach słabych, destrukcyjnych rządów, z ciężarem licznych afer, gigantycznego zadłużenia kraju, nie ma nic do zaoferowania. A jeżeli cokolwiek oferuje, wygląda to szczególnie niewiarygodnie. Przez osiem lat, mając wszelkie instrumenty - władzę wykonawczą i ustawodawczą - mogła zrobić wszystko. Doprowadzić kraj do rozwoju podobnego do „tygrysów azjatyckich” tj. wzrostu na poziomie kilku, kilkunastu procent, nie zaś wątpliwych 1-2 proc. Mogła uprościć przepisy, zderegulować wiele dziedzin życia, obniżyć podatki, zmniejszyć biurokrację. Zamiast tych tendencji rozwojowych, nowych miejsc pracy, mamy 2 mln Polaków w sile wieku, którzy pracują w obcych krajach. Niestety, budżet jest rozdymany do granic możliwości. Jego rozmiar jest miarą ograniczeń Polaków, bo im większy budżet, tym mniej pieniędzy w kieszeniach Polaków, bo to Polacy nań się składają. Opozycja mogła pracować nad budżetem i punktować PiS, jednak tego nie zrobiła.
Zbigniew Ziobro zaskarżył do TK wybór trzech sędziów z 2010 roku (zgłoszonych przez PO i PSL). Bo powołano ich jedną uchwałą i w jednym głosowaniu, czyli niezgodnie z prawem. Pana zdaniem to przejaw troski o przestrzeganie prawa czy zagrywka polityczna?
Jedno i drugie. Przestrzeganie prawa to bardzo ważny element funkcjonowania państwa. Wygląda, że Zbigniew Ziobro ma sporo racji i, że trzech sędziów TK powołano wbrew prawu. Po reakcjach Jarosława Kaczyńskiego widać, że chce osłabić Ziobrę, a jednocześnie obawia się otwarcia nowego frontu walki o nowych sędziów, chociaż bardzo prawdopodobne jest dogadywanie się Kaczyńskiego ze Schetyną i chęć wyczyszczenia przedpola przed powrotem Donalda Tuska z Brukseli tak, by go zniechęcić do powrotu.