Opozycyjny obłęd nawet z pozoru wykształconym ekonomistom każe przekreślić własne kompetencje
Wszystko jest polityką. Czy zrównoważony budżet państwa, który zdarza się po raz pierwszy od trzydziestu lat, przekona totalną opozycję, że sytuacja gospodarcza Polski jest nie tylko dobra, ale poprawia się z każdym rokiem?
Czy wiadomość, że po raz pierwszy od 30 lat Polska nie będzie zmuszona pożyczać pieniędzy, a dochody państwa pokryją wszystkie wydatki, pozwoli otrzeźwieć autorom panikarskich prognoz?
Oczywiście, że nie. Opozycyjny obłęd nawet z pozoru wykształconym ekonomistom każe przekreślić własne kompetencje, tytuły naukowe czy dotychczasowy dorobek i brnąć w autokompromitację, byle tylko dołączyć do chóru narzekaczy i przepowiadaczy katastrofy. Ze zjawiskiem podobnym jak w dziedzinie ekonomii mamy zresztą do czynienia wśród „nadzwyczajnej kasty” prawników.
Wszyscy pamiętamy rozbrajające występy niegdysiejszego ministra od finansów, który wypowiadając się o programach prospołecznych, przekonywał, że „piniędzy nie ma i nie będzie”.
Kiedy powstawał projekt 500 plus, jeszcze nie na każde, ale od drugiego dziecka, ten sam chórek wieszczył bankructwo państwa i zapaść publicznych finansów. Wbrew czarnowidzom nic się nie stało, a program nie tylko nie zachwiał budżetem, ale przeciwnie, nakręcił gospodarczą koniunkturę.
Już wtedy pożal się Boże ekonomiści powinni zwrócić swoje dyplomy, skoro okazały się tak mało warte. Nie ostudziło to jednak opozycyjnego zapału i ta sama komedia powtarzała się przy każdej następnej okazji. Ostatnią jej odsłonę mogliśmy oglądać przy okazji rozszerzenia programu 500 plus także na pierwsze dziec-ko.
Ukrócenie złodziejstwa, w tym wyłudzeń podatku VAT, odbywających się dzięki zaniedbaniom ówczesnych władz, a może, co gorsze, dzięki trudnemu do wyjaśnienia przyzwoleniu, spowodowało wzmocnienie budżetu państwa i pozwoliło na rozmaite formy zaspokajania społecznych potrzeb. Nie bez powodu powołana rok temu sejmowa komisja śledcza skłania się do pociągnięcia do konstytucyjnej odpowiedzialności (a więc przed Trybunałem Stanu) premierów i ministrów finansów w rządach tolerujących taki stan rzeczy.
Wiadomości o sytuacji gospodarczej są wciąż bardzo dobre, ale polityczni naciągacze, udający bezstronnych malkontentów, nadal usiłują nam wmówić, że widzą już na horyzoncie nadciągające czarne chmury.
Już zapowiadają, że wzrost cen warzyw, które podrożały z powodu suszy, doprowadzi do załamania się naszych domowych finansów, prąd wprawdzie nie podrożał, ale na pewno podrożeje od nowego roku, a obniżenie podatków spowoduje jeszcze większe społeczne rozpasanie. Jak z tego wynika, świat liberałów przewraca się do góry nogami, a wiadomość o zrównoważonym budżecie jeszcze bardziej przygnębia i tak zgnębioną opozycję.