Orkiestra w karnawale znowu zagrała. Dała koncert tak od serca [zdjęcia, wideo]
- Na kolędzie księdzu bym koperty nie dał, żeby tylko mi na Orkiestrę wystarczyło - uśmiecha się Kazimierz Olszewski, emeryt z Bydgoszczy.
Wielka Orkiestra grała wczoraj w całym regionie. Byliśmy posłuchać - i popatrzeć - jak stroi instrumenty w największych miastach województwa.
Stary Rynek w Bydgoszczy. Na estradzie trwa koncert. Na płycie Rynku - stragany, mikołaje, motocykliści, nawet Indianie. Pełno ludzi. Jedni datki zbierają, drudzy - wrzucają.
Dochodzi godz. 13. - Dla nas to nie jest pechowa trzynastka, bo kasa ładnie leci do puszek - przyznają chłopcy w zielono-żółtych sportowych strojach i kaskach.
To ekipa z drużyny Archers w Bydgoszczy.
- W sumie drużyna liczy już około 60 zawodników, a na Orkiestrze gra kilkunastu - mówią.
Stoją akurat we czterech. Miłosz Skoniecki uczy się w Gimnazjum nr 29, Łukasz Gincel - w Gimnazjum nr 17, Kamil Czupryniak - w „Brajlu”, a Marek Wołczyk - w Zespole Szkół Mechanicznych nr 2. Będzie mechanikiem, a na razie jest kwestarzem.
On i Kamil w zeszłorocznej Orkiestrze też kwestowali, ale Miłosz i Łukasz debiutują w tę niedzielę. - Stoimy od południa, a już mamy zapełnione puszki w około 30 procentach - twierdzą sportowcy. - Nie musimy namawiać ludzi, żeby wrzucali pieniążki. Zwracamy na siebie uwagę strojami, więc wystarczy, że spacerujemy po Rynku, a puszka prawie sama się wypełnia.
O! Właśnie kolejni dobroczyńcy wrzucają monety. Kolejeczka ustawia się do zawodników. - Najczęściej ludzie dają 5-złotówki. A potem chętnie się z nami obfotografowują. Fajny dzień i dla nich, i dla nas.
Zimno chłopakom nie jest, ale gdyby chcieli wypić herbatę albo zjeść coś ciepłego, na Starym Rynku mają bar. Na razie do niego nie pójdą. Może pod koniec kwesty. A gdy już zakończą zbiórkę, udadzą się do pobliskiego, wyznaczonego banku. To będzie około godz. 18. - Tam zdajemy puszki i pieniądze zostaną przeliczone - tłumaczy Kamil.
- Rękawiczki by się przydały - o zdrowie wolontariuszek Julii Sadeckiej i Aleksandry Wasiucionek troszczyła się mieszkanka Grudziądza, która wrzucała datek do skarbonek dziewczyn na grudziądzkim Rynku. Specjalnie wysiadła z tramwaju, żeby dogonić uczennice Zespołu Szkół w Wałdowie Szlacheckim, które pierwszy raz kwestowały na rzecz WOŚP.
Razem z Julią i Olą oraz ich kolegą Michałem, który czuwał nad bezpieczeństwem swoich koleżanek, wybraliśmy się w krótką marszrutę po grudziądzkiej Starówce. - Już cztery godziny chodzimy po mieście i troszkę zdążyliśmy zmarznąć. Ale nie jest źle. Najczęściej wrzucają ludzie starsi - twierdzą wolontariuszki.
Po ile? - Różnie. Nie ma reguły - dodają. Dziewczyny nie usłyszały też żadnych nieprzychylnych komentarzy od ludzi, których prosiły o wsparcie zbiórki. - Spotkaliśmy kogoś innej wiary i obcokrajowców - kontynuują. - Po prostu poszli dalej, nic nie mówili.
Decydujemy się zejść na główny deptak Grudziądza, przy ul. Mickiewicza. Każdy chętnie wyciąga portfel i wrzuca różne nominały.
- Po prostu trzeba pomóc - argumentują Mirosława i Krzysztof Kikulscy.
Michał Trojan, któremu koleżanki przydzieliły funkcję „ochroniarza”, opowiada: - W sobotę wieczorem Julia napisała do mnie, czy bym im mógł towarzyszyć podczas kwestowania na mieście. Jeszcze w nocy odpisałem, że nie ma sprawy. Rano po mnie przyszły i tak je wspomagam. Przyklejam też serduszka.
Idziemy deptakiem przy ul. Mickiewicza. Do wolontariuszy podchodzą prawie wszyscy mijani grudziądzanie. - Zawsze włączam się w Orkiestrę - zaznacza Grażyna Borolewska. - To już tradycja. Moja córka zbiera serduszka.
Julia Sadecka, biorąc udział w zbiórce pieniędzy na rzecz Fundacji Owsiaka, chciała się przekonać, jak to jest pomagać.
- Myślę, że to dobry wstęp do tego, by robić to częściej. Może zostanę wolontariuszką Caritasu - zastanawia się.
Julia, Ola i Michał przyznali, że po zdaniu puszek do sztabu będą z niecierpliwością czekali na SMS z kwotami, jakie udało im się zebrać w swoich skarbonkach WOŚP.
Wolontariuszy pożegnaliśmy u zbiegu ulicy Sienkiewicza i alei 23 Stycznia.
Marta Rożek ma 19 lat, pochodzi z Włocławka i od trzech lat jest oficjalnie członkiem toruńskiego sztabu WOŚP. - Jeszcze gdy byłam dzieckiem, bardzo podobała mi się idea akcji WOŚP, rozdawanie serduszek i zbieranie pieniędzy. Nie mogłam się doczekać, kiedy dołączę do sztabu - przekonuje. - Kiedy chodziłam do 4 klasy szkoły podstawowej, byłam w drużynie harcerskiej. Wówczas drużynowa zaangażowała naszą grupę w wolontariat WOŚP, bardzo mnie to ucieszyło.
W tym roku Marta miała pod opieką grupę 16 osób, którym dawała wskazówki dotyczące tego, jakie zadania powinien wypełniać wolontariusz.
I dodaje: - Podczas zbierania pieniędzy trzeba być przygotowanym na nieoczekiwane sytuacje. Choćby takie, gdy ktoś próbuje wyrwać puszkę wolontariuszowi.
- Często z większym entuzjazmem podchodzą do nas osoby uboższe - zauważa Marta. - Przekazują słowa otuchy i bardzo nas chwalą. Z drugiej strony - nie brakuje osób, które nas krytykują, ale myślę, że mimo to trzeba robić swoje i takie rzeczy ignorować. Myślę, że po prostu warto pomagać i angażować się w takie akcje, jest to bardzo motywujące - przekonuje Marta.
Już od wczesnych godzin porannych na ulicach miasta pojawili się wolontariusze WOŚP. W tym roku w stolicy Kujaw miało kwestować 486 wolontariuszy, ostatecznie swoje identyfikatory odebrało 440 osób. I to właśnie oni pojawili się na ulicach w ten chłodny, zimowy dzień.
Najstarszą wolontariuszką we Włocławku była pani Teresa Rosłaniec (78 lat), natomiast najmłodszą kwestującą okazała się siedmiomiesięczna Antosia Lach, której mama od lat współpracuje z włocławskim sztabem.
My w siedzibie sztabu, który mieścił się w Hali Mistrzów, spotkaliśmy 4-letniego Kacperka Lipińskiego z mamą Marleną. Akurat zrobili sobie przerwę na ciepłą herbatkę.
Kacper wraz z mamą zdecydowali się na udział w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy dlatego, że mieli okazję skorzystać ze sprzętu kupionego za pieniądze z WOŚP.
- Kacper miał robione badanie słuchu, kiedy się urodził - wspomina pani Marlena. - Był to sprzęt pochodzący właśnie z WOŚP. Dlatego uznałam, że warto brać udział w takich akcjach.
Była to pierwsza zbiórka małego Kacperka i jego mamy, ale jak oboje podkreślają, nie ostatnia. - Jeśli w przyszłym roku Kacper będzie chciał zbierać, to weźmiemy udział w zbiórce - dodaje kobieta.
Kacper przyznał, że mimo zimna zbiórka bardzo mu się podoba i w przyszłym roku też będzie chciał zbierać pieniądze dla Orkiestry.
Ludzie wrzucali pieniądze chętnie. Kacper z mamą nie zaczepiali przechodniów, z reguły mieszkańcy sami do nich podchodzili i wrzucali zarówno monety, jak i banknoty.
Dłużej z Wielką Orkiestrą działają Basia i Paulina. Dziewczyny już po raz trzeci grają z WOŚP. Na ulicę wyszły o godzinie 9. Zbierały zarówno na osiedlu Kazimierza Wielkiego, jak i w centrum. Mieszkańcy Włocławka chętnie podchodzą i wrzucają pieniądze do puszek. - Mimo że na zewnątrz jest zimno, panuje w mieście przyjemna i ciepła atmosfera - przyznają zgodnie nastoletnie wolontariuszki.
Na ulicach Włocławka jak co roku wolontariusze zbierali pieniądze do godziny 16. Potem ze swoimi puszkami pojawili się w wielkoorkiestrowym sztabie w Hali Mistrzów, gdzie liczono pieniądze. W sztabie na wszystkich zziębniętych wolontariuszy czekały gorąca kawa, herbata, kanapki i drożdżówki.
Po przeliczeniu pieniędzy wszyscy mogli udać się na koncert w hali sportowej i tradycyjne już Światełko do Nieba, punktualnie o godz. 20.
Godzina 10.30. Spotykamy się przed kościołem w Tucznie. Tymek na szyi ma identyfikator. - To on jest wolontariuszem. Ja mu tylko asystuję - podkreśla z uśmiechem jego mama, Dominika Górska. Mieszkańcy chętnie wrzucają pieniążki do jego puszki. On odwzajemnia się delikatnym uśmiechem. Mama tłumaczy ten gest krótkim słowem: - Dziękujemy.
Tymek ma rok i trzy miesiące. Urodził się z niedosłuchem i rozszczepem podniebienia. Właśnie czeka na kolejną operację. - Ze sprzętu ufundowanego przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy korzystamy od pierwszego dnia życia naszego dziecka. To dzięki niemu dowiedzieliśmy się, że Tymek ma niedosłuch. Mogliśmy zacząć działać i rozpocząć dalsze leczenie - tłumaczy pani Dominika, a jej mąż Mateusz dodaje: - Gdyby tego sprzętu w szpitalu nie było, o tym, że Tymek słabo słyszy, dowiedzielibyśmy się pewnie dopiero po pół roku albo dopiero po roku.
Kiedy pani Dominika była gimnazjalistką, też kwestowała. - Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę kiedykolwiek musiała korzystać z tego sprzętu. Tymczasem jest on niezbędny do tego, by dziś ratować dzieci. Wielu moich znajomych korzystało z orkiestrowych inkubatorów. Moje dziecko jest dziś badane sprzętem, na który ja przed laty zbierałam pieniądze. To dla mnie wielki zaszczyt - wyznaje mama Tymka.
Po południu całą rodziną pojawili się w szkole na wielkim finale akcji. Kwestowali, bawili się z innymi i czekali na licytację. Pod młotek poszła bowiem również huśtawka Tymka.
- To nasz mały wkład w tę piękną akcję. A przecież każda najmniejsza złotówka może się przyczynić do uratowania jakiegoś dziecka - podkreśla tata Tymka.