Osiedle obok "Makowca". Nie dla wszystkich jest dobrym sąsiedztwem
Spółka syna gangstera "Makowca" oraz kontrowersyjnego biznesmena z Leszna, dzięki zgodzie poznańskich urzędników, buduje osiedle przy ul. Maków Polnych. Taką samą inwestycję tuż obok chciałby zrealizować Wiktor Siudziński. Jednak przed nim, od pięciu lat, ci sami urzędnicy piętrzą trudności.
Wiktor Siudziński i jego rodzina od pięciu lat nie mogą zabudować swoich czterech hektarów na poznańskich Naramowicach. Zgody nie wyrażają urzędnicy.
Dużo więcej przychylności wykazali dla leżącej po sąsiedzku wspólnej inwestycji syna poznańskiego gangstera „Makowca” i kontrowersyjnego biznesmena z Leszna. Pozwolili, aby ich spółka Comperhouse zbudowała kilkadziesiąt mieszkań. Rozchodzą się jak świeże bułeczki. W wybudowanych już blokach, jak podaje strona internetowa inwestycji, zostały pojedyncze mieszkania.
- Dokładnie ci sami urzędnicy, którzy wobec tej spółki wykazują nieprawdopodobną przychylność, mnie cztery razy odmówili wydania warunków zabudowy. Nie mogę niczego zbudować, mimo że nasze działki sąsiadują ze sobą
- oburza się Wiktor Siudziński.
Jak mówi, historia powtarza się od lat: Urząd Miasta odmawia mu wydania decyzji o warunkach zabudowy, on skarży się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, SKO przyznaje mu rację, ale na pracownikach Urzędu Miasta nie robi to większego wrażenia i znowu odmawiają mu warunków zabudowy. W 2016 roku SKO wprost stwierdziło, że działania poznańskich urzędników „noszą znamiona bezprawnego blokowania inwestycji, co naprowadza na wniosek, że organ nierówno traktuje podmioty postępowania”.
SKO, podobnie jak Wiktor Siudziński, zwróciło ponadto uwagę, że obok powstaje bardzo podobna inwestycja. W jej przypadku Urząd Miasta nie widział przeciwwskazań.
Na osiedlu szukali zwłok
Inwestycję, na którą urząd wyraża zgodę, prowadzi spółka Comperhouse. Jej kapitał założycielski to zaledwie 5 tys. zł, a współudziałowcami zostali Maciej B., znany w półświatku jako młodszy syn gangstera Makowca oraz kontrowersyjny leszczyński biznesmen Rafał M.
Maciej B. został również członkiem zarządu spółki. Z kolei żona biznesmena Rafała M. została prezesem Comperhouse.
Osiedle powstaje przy ul. Maków Polnych i taką też nosi nazwę. Grunty, na których już stoją pierwsze, jeszcze niezamieszkałe bloki, od lat należały do rodziny gangstera Zbyszka B., ps. Makowiec. Niedawno, po 15 latach odsiadki, miał wyjść na wolność za zlecenie zabójstwa w Cafe Głos. Jednak uprawomocnił się wyrok w innej sprawie, w której był oskarżony o zlecenie włamań. Niedługo może mu dojść kolejny wyrok, bo toczy się jeszcze proces o przestępstwa samochodowe. Tutaj na ławie oskarżonych siedzi razem ze swoją żoną oraz dwoma synami, w tym wspomnianym już Maciejem, wspólnikiem w Comperhouse. Był nawet okres, gdy w tym samym czasie cała rodzina siedziała w więzieniach lub aresztach śledczych.
Państwo B. mieszkają w domu w pobliżu prowadzonej inwestycji. W 2015 roku obok placu budowy pojawili się poznańscy śledczy. Przeprowadzili „wykopki” - szukali zwłok zaginionego w latach 90. gangstera „Twardego”. Według różnych osób z półświatka miał zostać zamordowany rzekomo na polecenie „starego Makowca”, a zwłoki ukryte na terenie jego posesji lub w jej sąsiedztwie.
Poszukiwania zakończył się fiaskiem. Podobnie jak te prowadzone w 2007 roku. Wówczas na polecenie prokuratury rozkopano basen na posesji „Makowca”. Pod niecką znaleziono ślady krwi, ale nie należały ani do gangstera „Twardego”, ani do dziennikarza Jarosława Ziętary, który zniknął w 1992 roku. „Makowca” podejrzewano bowiem również o związki ze zniknięciem młodego dziennikarza.
Rodzina domagała się potem odszkodowania za zniszczony basen, ale w sądzie niczego nie wywalczyła.
„Zła prasa” sponsora piłkarzy
Kryminalne dokonania rodziny B. nie przeszkadzają w sprzedawaniu lokali na osiedlu Maków Polnych. Jak usłyszeliśmy od osoby znającej kulisy inwestycji, mieszkania sprzedają się „na pniu”, a rodzina robi dobry interes na „deweloperce”. Chcieliśmy ich zapytać, jak udało im się przekonać poznańskich urzędników do wydania korzystnych dla nich warunków zabudowy na budowę osiedla. Nie zareagowali na naszą prośbę o kontakt, z którą zwróciliśmy do jednego z reprezentujących ich adwokatów.
Drugim współudziałowcem spółki Comperhouse jest Rafał M. z Leszna. W tym mieście od 20 lat prowadzi działalność budowlaną. Firmy mają różne nazwy. Jedna z nich sponsoruje futsalową drużynę z Leszna, która niedawno awansowała na zaplecze Ekstraklasy. Biznesmen również był bohaterem różnych publikacji prasowych i kilku spraw karnych. - Prowadziliśmy przeciwko niemu kilka spraw zakończonych aktami oskarżenia - potwierdza prokurator Michał Smętkowski, szef Prokuratury Rejonowej w Lesznie.
Postępowania dotyczyły fałszowania przez Rafała M. dokumentów bankowych, narażania pracownika na wypadek przy pracy, uszczupleń podatkowych, rzekomego zmuszania pewnej osoby do podpisania dokumentu, że zapłacono jej określone roszczenie. W tej ostatniej sprawie, jak zapewnia nas Rafał M., został uniewinniony. Sprawy o wypadek przy pracy, jak twierdzi, nie pamięta.
Skazany został za sprawę z 2011 roku. Media opisywały wtedy fałszowanie przez Rafała M. dokumentów bankowych. Doniesienie złożył na niego ówczesny prezydent Leszna, prywatnie jego krewny. Jak wynikało z artykułu w „Głosie Wielkopolskim”, na oryginalnych drukach bankowych, przy użyciu drukarki i skanera, zawyżał saldo swojej firmy. Chodziło o zwiększenie prawdopodobieństwa wygrania przetargów ogłaszanych przez miasto Leszno.
- To był incydent, do którego się przyznałem. Rzeczywiście zmieniłem pewne dokumenty o stanie finansów mojej firmy, ale deklarowane kwoty miałem na koncie dosłownie na drugi dzień
- zapewnia Rafał M.
Inne publikacje dotyczyły nierzetelności podczas prowadzonych przez niego inwestycji. W 2014 roku Radio Elka informowało, że firma Rafała M. musi zapłacić powiatowi leszczyńskiemu prawie 100 tys. zł odszkodowania ze źle wykonaną przebudowę boiska w Rydzynie. Tygodnik ABC rozpisywał się o inwestycji firmy przy ul. Stasia Tarkowskiego w Lesznie. Pierwotny projekt budynku zakładał powstanie 31 mieszkań na czterech piętrach. Okazało się, że lokali było aż 64. Inwestor z planowanych mieszkań dwupoziomowych zrobił dwa odrębne mieszkania. Inne, większe lokale, podzielił na mniejsze.
Nadzór budowlany uznał te działania za samowolę. Miasto kazało mu potem m.in. wybudować parking podziemny. Biznesmen bronił się, że miał prawo dokonać przeróbek w trakcie inwestycji. Tygodnik pisał również o pękającym betonie na leszczyńskim torze rowerowym, który budowała jego firma. Mimo różnych zastrzeżeń, Rafał M. dalej działa na rynku budowlanym.
Gdy dziś pytamy go o „złą prasę”, jaką ma w Lesznie, odpowiada tak: - Działając od 20 lat na rynku budowlanym jako inwestor i generalny wykonawca, pojawiają się różne problemy, które są nieuniknione. Jednak na bieżąco staramy się je rozwiązywać.
Dodaje, że nic nie mówi się o innych sprawach - wygranym sporze ze Starostwem Powiatowym w Górze albo jego pomocy dla klubów sportowych, fundacji i szkół.
Rafał M. do tej pory nie był znany z inwestycji w Poznaniu. Jak się tutaj znalazł i jak poznał syna poznańskiego gangstera „Makowca”?
- Tej rodziny nie znam zbyt dobrze. O tym, że mają do sprzedania działkę pod inwestycję, dowiedziałem się od znajomego z Poznania. Gdy przyjechałem na miejsce, zauroczył mnie ten teren. Blisko miasta, ale w zacisznym miejscu. Kupiłem od nich działki, a Maciej B. znalazł się w spółce tylko dlatego, żeby zabezpieczyć interesy swojej mamy. Bo umówiliśmy się tak, że całość pieniędzy za ich grunty zapłacę po pewnym czasie - mówi Rafał M.
„Nam też nie było łatwo”
Spółka Comperhouse została zarejestrowana w sądzie w 2011 roku. Po dwóch latach otrzymała warunki zabudowy. - Nie było łatwo, nie dostaliśmy ich od razu, lecz po dwóch latach starań - przekonuje biznesmen z Leszna. - Jeden z urzędników wskazał, że mamy opracować plan osiedla, który będzie zgodny z opracowywanym miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Na naszą korzyść działało także, że mamy dostęp do drogi publicznej, jaką jest ulica Maków Polnych.
Wczesną wiosną odwiedziliśmy teren budowy. Stoi tam kilka niezamieszkałych bloków, ale na placu nie było żywej duszy. Czyżby inwestycja stanęła? Dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście pojawiły się kłopoty. Już po wydaniu pozwolenia na budowę do prokuratury wpłynęło zawiadomienie na Macieja B. Sfałszował jeden z dokumentów, w którym zapewniał, że posiada prawo do dysponowania gruntem na cele budowlane. W efekcie miasto wznowiło sprawę o wydanie pozwolenia na budowę, po czym zawiesiło postępowanie do czasu rozstrzygnięcia sprawy karnej.
Proces Macieja B. już się zakończył. W sierpniu ubiegłego roku został prawomocnie skazany za wprowadzenie urzędników w błąd, czyli za sfałszowanie dokumentów. Taki wyrok oznacza, że nie może zasiadać we władzach żadnej spółki.
Jego wspólnik w interesie, biznesmen Rafał M. zapewnia, że sprawa karna Macieja B. nie wpłynie na budowę osiedla. - To postępowanie było wynikiem nieporozumień rodzinnych między Maciejem B. i jego ciotką, która dysponowała własnością jednej z działek. Najpierw pozwoliła nam na wykonanie tam przyłączy i w dalszym etapie budowę wewnętrznej drogi osiedlowej. Potem chciała jednak za ten teren zaporowej ceny, a następnie, gdy Maciej złożył dokumenty, doniosła na niego, że dysponuje gruntem bez jej wiedzy. Sprawa została już rozwiązana, bo w sierpniu ubiegłego roku kupiliśmy od niej ten teren. Budowa osiedla przebiega więc bez kłopotów i latem tego roku wprowadzą się pierwsi lokatorzy - podkreśla Rafał M.
Droga (nie)publiczna
Wiktor Siudziński nie miał tyle szczęścia, co spółka Comperhouse. Urzędnicy najpierw twierdzili, że nie spełnia dwóch z pięciu warunków niezbędnych do otrzymania warunków zabudowy.
Początkowo chciał postawić bliźniaki. Potem wskazywał, że chce budynków wielorodzinnych - podobnych jak Comperhouse. Decyzje odmowne dla niego podpisywała Renata Kubiczek-Słomińska, kierownik oddziału w Wydziale Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta Poznania.
- Ten sam zespół urzędników w 2013 roku dał warunki zabudowy spółce Comperhouse. W moim przypadku od 2012 roku, choć mówimy o tym samym obszarze, dochodzi do całkowicie odmiennych wniosków
- zżyma się Wiktor Siudziński.
Chcieliśmy porozmawiać z Renatą Kubiczek-Słomińską. W telefonicznej rozmowie stwierdziła, że nie ma upoważnienia do udzielania prasie informacji. W biurze prasowym Urzędu Miasta usłyszeliśmy jednak, że urzędniczka nie potrzebuje takiego upoważnienia, ale nie porozmawia, bo na pytania woli odpowiedzieć pisemnie.
Z dokumentów, które czytaliśmy wynika, że urzędnicy z Wydziału Urbanistyki i Architektury najpierw twierdzili, że planowana inwestycja Siudzińskiego nie ma dostępu do drogi publicznej oraz nie spełnia tzw. zasady dobrego sąsiedztwa. Z drogą publiczną chodziło o to, że Siudziński chciał zlokalizować dojazd do swojej inwestycji od strony ulicy Naramowickiej, która bezsprzecznie jest drogą publiczną. Codziennie tą zatłoczoną drogą jeździ mnóstwo samochodów. Dlaczego więc urząd twierdził, że Siudziński nie ma dostępu do drogi publicznej?
- Fakt przylegania działki do drogi publicznej w ocenie organu nie zawsze oznacza, że jest zapewniony do niej dostęp. W przypadku pana Siudzińskiego wiele uwarunkowań zarówno terenowych jak i wynikających z obowiązujących przepisów spowodowało, iż obsługa komunikacyjna nie może odbywać się z ul. Naramowickiej przez bezpośredni zjazd na działkę. Natomiast winna ona odbywać się od strony ul. Maków Polnych, czego pan Siudziński nie planuje - wynika z odpowiedzi poznańskich urzędników.
Dodają, że biorąc pod uwagę klasę ulicy Naramowickiej oraz rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać drogi publiczne, zgody na dostęp do niej nie wyraził zarządca drogi.
Dobre sąsiedztwo nie dla każdego
Wbrew temu, co twierdzą urzędnicy z Wydziału Urbanistyki i Architektury, Siudziński planował dostęp do swojej inwestycji również od strony ul. Maków Polnych. W tym wariancie musiał liczyć na zgodę spółki Comperhouse. Bo to przez jej drogi wewnętrzne miałby dostęp do Maków Polnych.
- Ten pan zwracał się do nas o zgodę na dostęp do ul. Maków Polnych przez nasze drogi wewnętrzne. Niestety, nie mogliśmy się zgodzić, bo przecież na razie ich nie ma. Może w przyszłości, jak już osiedle będzie działać, wydamy jemu taką zgodę - stwierdza biznesmen Rafał M.
Wiktor Siudziński inaczej zapamiętał swoją rozmowę ze spółką Comperhouse. - Wręcz zostałem przez nich wyśmiany, że śmiem prosić o taką przychylność. Potem zapytałem ich na piśmie, ale już nie dostałem odpowiedzi - mówi Siudziński.
Kolejny argument urzędników, dlaczego nie może dostać warunków zabudowy, brzmi następująco: plan miejscowy zakłada budowę ul. Nowonaramowickiej, której przyszły przebieg zahacza o tereny Siudzińskiego. Rozważane jest także przedłużenie trasy tramwajowej na Umultowo.
- Wiem o tych planach. Dlatego w zeszłym roku, w akcie rozpaczy, zaproponowałem miastu, że przekażemy kawałek naszej działki na budowę nowej ulicy. Wysłałem list do wiceprezydenta Macieja Wudarskiego. Pierwszą odpowiedź dostałem dopiero po 3 miesiącach. Urząd Miasta nie był jednak specjalnie zainteresowany moją ofertą - opowiada Wiktor Siudziński.
SKO gani urzędników
Po skargach do SKO, które stawało po jego stronie, urzędnicy już nie zarzucają mu braku dostępu do drogi publicznej. Zmianę zdania tłumaczą tym, że odmienny pogląd i wytyczne SKO doprowadziły do zweryfikowania ich stanowiska w zakresie oceny dostępu do drogi publicznej. Obecnie przyznają Siudzińskiemu dostęp do niej, ale nadal uważają, że jego inwestycja nie może się rozpocząć, bo nie spełnia zasady dobrego sąsiedztwa.
Niedawno urzędnicy ponownie uznali, że proponowana linia zabudowy nie kontynuuje sąsiedniej, nie kontynuuje szerokości elewacji frontowej oraz wysokości budynków. Takie jest ich stanowisko, mimo że obok stoją już bloki spółki Comperhouse, mimo że SKO w zeszłym roku stwierdziło, że ich działania noszą znamiona bezprawnego blokowania inwestycji Siudzińskiego.
SKO wskazało - w odniesieniu do dobrego sąsiedztwa - że wbrew twierdzeniom Urzędu Miasta planowana inwestycja Siudzińskiego kontynuuje funkcję budynków z obszaru analizowanego. SKO wytknęło ponadto, że urząd najpierw twierdził, że Siudziński nie ma dostępu do drogi publicznej, a potem zmienił zdanie mimo korzystania z tych samych dowodów.
Zmiana decyzji przez urząd, zdaniem SKO, została uzasadniana w sposób lakoniczny i niezrozumiały. Poza tym urząd miał naruszyć zasadę obiektywizmu, która nakazuje podejmowanie kroków zgodnych z rzeczywistością.
- Kiedy nie było osiedla Comperhouse, urzędnicy twierdzili, że nie mam do czego odnieść planowanej zabudowy. Dla Comperhouse przeprowadzili jednak taką analizę, że znaleźli dobre sąsiedztwo. Dlaczego teraz nie chcą uznać, że zgadzając się na budowę tych bloków stworzyli dla mnie dobre sąsiedztwo? Jestem zbulwersowany ich postawą, ale nadal będę składał wnioski o warunki zabudowy. Może w końcu się zlitują - zastanawia się Wiktor Siudziński.
Złośliwi twierdzą jednak, że Siudziński nie ma szans na warunki zabudowy. Bo przecież trudno uznać, że „dobrym sąsiedztwem” byłoby mieszkanie obok znanej w półświatku rodziny „Makowca”.